Od Isil cd Yukio do ktosia

Minęło kilka dni. Codziennie przychodziłam do strażnicy przy bramie i pod przykrywką ,,kontroli'' sprawdzałam czy Yukio przypadkiem nie wrócił. Niestety nie było po nim ani śladu. Niech on wreszcie wróci... Nie żebym się o niego martwiła, po prostu ledwo sobie dawałam radę z tym wszystkim... No dobra, troszeczkę się martwiłam. Ale niech on wreszcie wróci, no proszę... Ech.
Siedziałam właśnie w oberży nad obiadem. Lubiłam tu jeść, miałam pewność, że będzie smaczne jedzenie. Gdy sama próbowałam gotować co drugą rzecz przypalałam... Kiedy skończyłam jedzenie, postanowiłam zapolować. Wszystkie ważne rzeczy zrobiłam, nie powinno być problemu. Zresztą, nie zniknę na długo...

***

Przemierzałam las z łukiem w jednej, a strzałą w drugiej ręce. Przed chwilą wyszłam z punktu zero, więc musiałam być ostrożna. Nie zamierzałam się wpakować pod stado Pożogarów...
Po chwilo marszu dostrzegłam między drzewami połysk metalu. Ukucnęłam w krzakach, skradając się bliżej. Mechpard. Ma zwykle dziesiąty level, a ja trzynasty, powinnam bez problemu dać sobie radę. Szybko, Is myśl... Słabe i mocne strony... No tak, jest szybki. Wypadałoby go najpierw unieruchomić.
Założyłam strzałę na cięciwę i strzeliłam w przednią, prawą łapę. Stwór zaczął węszyć. Zaraz mnie wyczuje. Strzeliłam teraz w tylną łapę. Robot akurat poruszył się i strzała minęła go o włos. Westchnęłam w myślach i wycelowałam po raz trzeci. Strzała przebiła mu bok, mam nadzieję, że uszkodziła jakieś ważne części. Mechazwierzowi udało się w końcu mnie zlokalizować. Ruszył w moją stronę, ale dość mocno kulał. Odczekałam, aż będzie bliżej, żeby mieć pewność, że trafię. Gdy był kilka kroków ode mnie, położyłam go czwartą strzałą, prosto w mechaniczne serce. Zadowolona z siebie podeszłam do zdobyczy i obejrzałam łup.
18x Yangów
1x słaba mistura leczenia
1x sztabka żelaza
14x złom

Wzięłam wszystko poza złomem; w końcu nie od dziś wiadomo, że nie jest on do niczego przydatny i tylko zajmuje miejsce w ekwipunku. Zawachałam się, czy iść dalej, czy może lepiej już wracać. Nie minęło dużo czasu, chyba mogę sobie pozwolić na jeszcze chwilę polowania. Dopiero teraz zauważyłam rosnącą pod drzewem dziwnie znajomą roślinę. Podeszłam bliżej i uśmiechnęłam się do siebie. Nie byłam mistrzem zielarstwa, ale Chruścika rozpoznawali prawie wszyscy gracze. Zerwałam gałązkę i nagryzłam. Waniliowa, mniam. Nazbierałam trochę, będę miała na odwiedziny w części dla dzieci. Hah, gdybym wróciła, to bym jej nie dostrzegła, uznajmy to za dobry znak. Widać mogę jeszcze tutaj pobyć. Poszłam dalej. Od czasu do czasu widziałam jakiegoś zająca, raz nawet sarnę, ale nie byłam łowcą i nie interesowały mnie takie ofiary. Z tego co mi wiadomo, nasi łowcy bardzo dobrze sobie radzą z tym zadaniem i niepotrzebują dodatkowej pomocy.
Niestety jedynymi robotami, na które się jeszcze natknęłam była parka mechokłów. No cóż, przynajmniej poćwiczę używanie nowej mocy, której niedawno się nauczyłam. Utworzyłam obok siebie kulę wody. Przez chwilę wpatrywałam się w nią zafascynowana, po czym delikatnie dotknęłam ją ręką. Bardzo przyjemne uczucie. Uformowałam wodny pocisk i strzeliłam w bliższego robota. Nastąpiło zwarcie i upadł martwy. Drugi rozejrzał się, spojrzał na towarzysza i uciekł w wyższą kępę trawy. Mało brakowało, a rozesmiałabym się. Podeszłam do zabitego mechokła i trąciłam go czubkiem buta. Rozsypał się i pozostała po nim tylko sterta złomu i dwa Yangi, wzruszyłam ramionami i wzięłam je. Dobre i to.
Wtem usłyszałam odgłosy kroków. Natychmiast obróciłam się w stronę z której dochodziły, nakładając strzałę na cięciwę.
- Spokojnie, nie zabijaj mnie! - zawołała z śmiechem osoba, która, jak się okazało, była zwykłym graczem, a nie jakąś krwiożerczą bestią, którą sobie wyobraziłam.

<Ktoś, coś? >

Komentarze