Od Matt'a cd Qennie
Idiota. Po co za mną w ogóle przylazł? Wybiegłem z krzaków mu pomoc. Jednocześnie, zauważyłem, że monstrum podnosi się, by go uderzyć.
- Filippo! - krzyknąłem ostrzegawczo.
Qennie równie przystąpiła do walki. W kilka minut pokonała robota.
Dziewczyna poszła się umyć po walce, a ja podeszłem do kuzyna.
- Możesz mi to wyjaśnić!? - warknąłem.
- Zmarwiłem się, że tak długo cię nie ma i poszedłem cię szukać... Ten robot zaszedł mnie od tyłu - spojrzał na mnie z miną zbitego psa.
Westchnąłem, a on się głupio wyszczerzył.
- Powiedziałbyś lepiej, co to za laska- zasugerował.
Zignorowałem go i podeszłem do miejsca gdzie stwór umarł. Leżało tu 12 Yangów, jakieś wyszczerbione i nieużyteczne żelaztwa i słaba miksturka szybkości. Wziąłem pieniądze i eliksir i ruszyłem w stronę strumienia.
- Qennie, podpłyń tu - poprosiłem niepewnie.
Dziewczyna wynurzyła się z wody. Speszony odwóciłem głowę, czując, że lekko się czerwienię. Filippo, cały on, wgapiał się w nią rzecz jasna. Posłałem mu ostrzegawcze spojrzenie, na co przewrócił oczami i spojrzał w inną stronę. Qennie się cicho zaśmiała z naszej, a raczej mojej, reakcji.
- To Ty zabiłaś tego potwora, należy ci się łup - wskazałem na Yangi i miksturkę. - Swoją drogą, świetnie walczysz.
Ledwo się powstrzymałem, żeby na nią nie spojrzeć. Dziewczyna potaknęła cicho i odpłynęła, skończyć się myć. Filippo zaczął się ze mnie nabijać, ale go nie słuchałem.
Jakiś czas później Qennie w końcu do nas dołączyła.
- Powinniśmy już wracać do miasta - zaproponowałem.
Obaj się zgodzili.
Dotarliśmy do Gildii. Odprowadziłem dziewczynę pod jej dom.
- Dasz się zaprosić na kolację wieczorem? - spytałem, puszczając jej oczko.
Nie mieliśmy tu co prawda żadnej wykwintnej restauracji, która nadawałaby się na randkę, ale zawsze oberża lepsza niż nic. Zresztą Qennie nie wydawała mi się typem dziewczyny, który preferuje romantyczne kolacje w blasku świec.
<Qennie? A powinienem się bać? Ktoś musiał odpisać. :P >
- Filippo! - krzyknąłem ostrzegawczo.
Qennie równie przystąpiła do walki. W kilka minut pokonała robota.
Dziewczyna poszła się umyć po walce, a ja podeszłem do kuzyna.
- Możesz mi to wyjaśnić!? - warknąłem.
- Zmarwiłem się, że tak długo cię nie ma i poszedłem cię szukać... Ten robot zaszedł mnie od tyłu - spojrzał na mnie z miną zbitego psa.
Westchnąłem, a on się głupio wyszczerzył.
- Powiedziałbyś lepiej, co to za laska- zasugerował.
Zignorowałem go i podeszłem do miejsca gdzie stwór umarł. Leżało tu 12 Yangów, jakieś wyszczerbione i nieużyteczne żelaztwa i słaba miksturka szybkości. Wziąłem pieniądze i eliksir i ruszyłem w stronę strumienia.
- Qennie, podpłyń tu - poprosiłem niepewnie.
Dziewczyna wynurzyła się z wody. Speszony odwóciłem głowę, czując, że lekko się czerwienię. Filippo, cały on, wgapiał się w nią rzecz jasna. Posłałem mu ostrzegawcze spojrzenie, na co przewrócił oczami i spojrzał w inną stronę. Qennie się cicho zaśmiała z naszej, a raczej mojej, reakcji.
- To Ty zabiłaś tego potwora, należy ci się łup - wskazałem na Yangi i miksturkę. - Swoją drogą, świetnie walczysz.
Ledwo się powstrzymałem, żeby na nią nie spojrzeć. Dziewczyna potaknęła cicho i odpłynęła, skończyć się myć. Filippo zaczął się ze mnie nabijać, ale go nie słuchałem.
Jakiś czas później Qennie w końcu do nas dołączyła.
- Powinniśmy już wracać do miasta - zaproponowałem.
Obaj się zgodzili.
***
Dotarliśmy do Gildii. Odprowadziłem dziewczynę pod jej dom.
- Dasz się zaprosić na kolację wieczorem? - spytałem, puszczając jej oczko.
Nie mieliśmy tu co prawda żadnej wykwintnej restauracji, która nadawałaby się na randkę, ale zawsze oberża lepsza niż nic. Zresztą Qennie nie wydawała mi się typem dziewczyny, który preferuje romantyczne kolacje w blasku świec.
<Qennie? A powinienem się bać? Ktoś musiał odpisać. :P >
Komentarze
Prześlij komentarz