Od Isil cd Kate

Im dłużej to wszystko trwa, tym bardziej łapię się na tym, że zaczynam żyć według pewnego schematu. Rano wstaję, jem śniadanie i mam trochę czasu dla siebie. Pół godziny ćwiczę na mojej prowizorycznej strzelnicy, a następnie wychodzę na szybki obchód, czy spacer po Gildii i choć nie przyznaję się do tego nawet przed samą sobą, zawsze sprawdzam, czy w domu Yukio nic się nie zmieniło. Zahaczam o Arenę, tablicę ogłoszeń i sprawdzam spis wchodzących i wychodzących przy zewnętrznej bramie. Wracam do domu i zajmuję się tą całą papierkową robotą, czy nowymi graczami. Następnie idę do karczmy na obiad. Potem lecę na polowanie poza mury i wracam dopiero wieczorem. Sprawdzam, czy nikt nic ode mnie nie chciał, gdy mnie nie było. Co jakiś czas idę też na naradę, choć odkąd nie ma Yukio trochę inaczej to wszystko wygląda. W końcu to on je prowadził. Zdaję sobie sprawę z tego, że pewnie głos mi drży gdy przedstawiam radzie aktualne problemy, ale mam nadzieję, że niedługo mi to przejdzie. Nadal nie chcę przyjąć do wiadomości, że coraz szybciej zbliża  się dzień, w którym będę musiała wpisać login chłopaka na listę zaginionych/martwych. Że naprawdę zostałam w tym wszystkim sama i że wszyscy ludzie liczą, że uda mi się ich z tego wyprowadzić. Sama tylu już  straciłam. Najpierw Adrian, teraz Yukio, o rodzicach już niewspominając... Obiecuję, że mi się uda. Choćbym miała zginąć, uda mi się ukończyć tę grę, nawet nie dla siebie, a dla tych ludzi. Dla tego strażnika co wczoraj miał dyżur na bramie, tego, który zostawił swoją narzeczoną w tamtym świecie. Dla tej dziewczynki, która jest tu odcięta od rodziców. Dla Yukio.
***
Wypuściłam strzałę, która przeszyła oko mechanicznego zombi. Świetnie, jeden zero dla mnie. Rzuciłam sztyletem w tego, który próbował zajść mnie z boku. Przeciwników było dużo, ale mieli dużo niższy poziom, a do tego wybrałam sobie dogodną pozycję na skraju lasu. Strzeliłam w kolejnego i uskoczyłam w stronę drzewa, na wypadek, gdyby któryś zdołał w tym czasie podejść bliżej. Przede mną zebrał się już pokaźny stosik łupów, choć raczej nic wartościowego.
Nagle usłyszałam jakieś krzyki. Ktoś wołał ratunku. Brzmiało na gracza. Zerknęłam na zombie, które służyły mi aktualnie za expiarkę. Są rzeczy ważne i ważniejsze. Za dużo już zginęło. Zostawiłam mechazwierzęta i łupy i pognałam w stronę krzyku. Już  po chwili dotarłam na miejsce. Jeszcze w biegu przywołałam kulę wody, gotowa do ataku. Jednak widok jaki zastałam przyprawił mnie prawie o śmiech. Jakaś dziewczyna siedziała na drzewie i piszczała na widok dwóch Mechakłów pod spodem. Ale to znaczyło, że musiała być nowa i nie wiedziała nic o tej grze. Przymknęłam oczy. Czyżby kolejny przypadek zespawnienia się gracza poza punktem zero i miastem początku? Tak jakbym ja coś robiła, a gra śmiała mi się w twarz... Nie miałam pojęcia co zrobić, żeby temu zapobiec. Podeszłam bliżej i odezwałam się:
- To mechakły, nic ci nie zrobią.
Dziewczyna zarumieniła się, ale przynajmniej uspokoiła się.
- Spróbuj je zabić - zachęciłam.
Po dłuższej chwili zmagań z procą blondynka zestrzeliła obie puszki złomu. Widać było, że nie ma doświadczenia w grze, więc już jej wybaczyłam niepotrzebny alarm i te kilka Yangów, które zostawiłam. Dziewczyna zeskoczyła z drzewa i pozbierała jedenaście Yangów.
- Nowa, co? - zagaiłam. - Jestem Isil, jak chcesz, to zaprowadzę Cię do pozostałych graczy.

<Kate?>

Komentarze