Od Luki Do kogoś ,,Game Start'' 1

To była naprawdę dziwna gromadka, zarządzana przez smarkaterię wszelkiej maści oraz rasy, a tego rodzaju mieszanki wybuchowe rzadko kończyły się dobrze. Doskonale pamiętam moment, gdy ten jeden jedyny raz pomodliłam się, żeby ktoś miał w sobie coś więcej niż dobre gadane. Chcąc, nie chcąc - pewnie niedługo przyjdzie mi to życzenie zweryfikować. 
Na razie współpraca układała się pomyślnie, choć wyraźnie odczuwano różnicę wieku oraz bombę wybuchową w postaci miksu kilku kultur. Polacy, Amerykanie, Hiszpanie, Francuzi, nawet Ruscy się znaleźli i te upierdliwe Koreańce, jak zwykle skore wyłącznie do gdakania między sobą. Gdybyśmy znaleźli się w zwykłym MMO pewnie machnęłabym na to ręką i dała się Młodej bawić, nieco odpuszczając, ale aktualnie przeszłam w tryb pilnej obserwacji. I niektóre rzeczy były bardziej niż niepokojące. Większość osób porozumiewała się po angielsku, względnie znając podstawowe wyrażenia, ewentualnie kończąc się na ogarnianiu "Kali jeść, Kali pić" w wersji migowo-gestykulacyjnej. Problemem było dzieci. Dużo dzieci. Ubogie w słownictwo wykraczające poza ramy gry, dzieciaki młodsze, które starszemu rodzeństwu podebrały konsole i wszelkiego rodzaju gównarzeria. Po cichu dziękowałam, że znalazła się osoba do ich pilnowania, a w praktyce nadal czułam się zaniepokojona. Zbudowaliśmy osadę, chociaż zabrało to sporo czasu, a prawda, jak zwykle, leżała po środku. Byliśmy w czarnej rzyci. 
Na dobrą sprawę spędziliśmy w grze kawał czasu, nic o niej nie wiedząc. Nie znaliśmy najlepszych lub chociaż najbliższych expowisk. Skupiliśmy się na budowie schronienia, zapominając, że obecnie zamknięto nas jak sardynki w puszce. Świat, jak zdołaliśmy się już dowiedzieć, należał do tych z natury piekielnie niebezpiecznych. Pamiętałam zachęcające, groźnie wyglądające maszyny z okładki i przeszły mnie dreszcze. Wystarczyło, żeby chociaż jedna z nich zionęła ogniem, a w drewnianej osadzie upieklibyśmy się na rożnie. Nie mówiąc już o tym, że tyraliśmy na levelu. Pierwszym levelu. A ponieważ doświadczenie przychodziło razem z walką oraz wykonywaniem questów, większość osób miała nigdy nie poczuć na swojej skórze czegoś więcej. I tu pojawiał się kolejny problem - wizja zbyt utopijna, zbyt idealna. Jeżeli nie ruszymy tyłków, nie wyjdziemy na wierzch, nie zaczniemy sensowniej działać w tym kierunku dość szybko dostaniemy po wspominanych częściach ciała. Lepszy level, oznaczał lepsze staty, lepszy ekwipunek, łatwiejszy dostęp do trudniejszych expowisk, a przy tym silniejszy gracz do asekuracji przy lurowaniu mobów. No i należało w końcu ruszyć młodsze dzieciaki, ktoś mógłby dla nich poagrować, zawsze trochę w górę by im wskoczyło. Wolałam nie myśleć co stało się z tymi, które podążyły za kilkoma osobami znikającymi w lesie. 
Pokręciłam z niedowierzaniem głową, odganiając nieprzychylne myśli. Dzięki doświadczeniu ze świata realnego mogłam w spokoju otrzymać posadkę rzemieślnika - tworzyłam, naprawiałam, a przy okazji zajmowałam się odprężającą stolarką, jeżeli akurat potrzebowano kogoś do roboty. Ana trzymała się bliżej dzieciarni podobnej do niej - o dziwo znalazło się sporo graczy młodszych, aczkolwiek zdecydowana większość miała powyżej piętnastu lat. 
Z zamyślenia wyrwał mnie charakterystyczny dźwięk dzwonka, sugerujący, że ktoś pewnie przyszedł coś zamówić albo naprawić. Wzruszyłam ramionami i podniosłam wzrok, spoglądając na stojącego w progu chłopaka. 
– Tworzymy, naprawiamy czy stolarka? – spytałam wprost.

Komentarze

  1. Tak tylko informuję, że opowiadanie zostało ,,zaklepane'' przez Mercenarego.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz