Od Colerlity CD Wuwei

Minęło trochę czasu, odkąd Isil sprowadziła mnie z powrotem na łono cywilizacji i chociaż wciąż mieszkałam w swoim starym domku, mocno oddalonym od Miasta Początku, większość dnia spędzałam jednak wśród ludzi. Nie wykonywałam jeszcze pracy jako takiej – obydwie zgodziłyśmy się, że lepiej będzie trochę poczekać – dlatego często zdarzało się, że zostawałam na ulicy praktycznie sama. Mówiąc szczerze, bardzo mi to odpowiadało. Oczywiście, przez ponad rok odosobnienia czułam się samotna, ale również naprawdę odzwyczaiłam się od jakiegokolwiek towarzystwa. Na ten moment praktycznie nie byłam w stanie przebywać w co bardziej zatłoczonych miejscach, a nawet pojedyncze osoby stawały się czasami zbyt wielkim wyzwaniem. No, może poza Isil – z jakiegoś powodu w jej cichym towarzystwie nie czułam potrzeby ucieczki.
Samo Miasto Początku od pierwszego dnia wydawało mi się ogromne i jak do tamtej chwili nic w tej materii się nie zmieniło. Oprócz tego cechą, której na pewno nie mogłam mu odmówić, była duża ilość kolorów, od których czasami wręcz bolała mnie głowa. Nie wspominając oczywiście o gwarze, jaki tworzył się tam w czasie przerw – wypełnionej piskiem dzieci, rozmową dorosłych i śmiechem znajomych plątaninie dźwięków. Niestety miałam raz nieszczęście trafić na ten czas dnia – na samym początku moich samotnych „wypraw” po mieście – i zdecydowanie nie chciałabym powtarzać tego doświadczenia.
Mimo wszystko, cieszyłam się powrotem, chociaż nie mogłam nie zauważyć, jak wiele się zmieniło. W końcu opuściłam to miejsce, kiedy było zaledwie skupiskiem kilku skleconych na szybko domków, mających tworzyć prowizoryczną barierę przed deszczem i nieznanymi niebezpieczeństwami gry.
Jednak, oczywiście, wśród tego wszystkiego, Miasto Początku uważałam przede wszystkim za duże i przytłaczające. Dlatego też wcale nie byłam zdziwiona, kiedy w pewnym momencie zorientowałam się, że nie wiem gdzie jestem. Doprawdy, ta plątanina dróg i uliczek potrafi być naprawdę myląca! Jednakże moim większym zmartwieniem było raczej to, iż stało się to w godzinach pracy, a perspektywa popołudniowej przerwy wydawała się raczej dosyć odległa. Tak więc utknęłam. Dostrzegałam w tym jakiś pokręcony rodzaj humoru – najpierw zgubiłam się w lesie, przez co całkowicie odcięłam się od cywilizacji, a kiedy nareszcie udało mi się ją odnaleźć, pogubiłam się w mieście. Ha ha.
Nagle z rozmyślań wyrwał mnie kobiecy głos:
– Pomóc ci w czymś?
Wzdrygnęłam się i odruchowo odwróciłam na pięcie w stronę dźwięku, wpadając przy tym na nieznajomą, przez co obydwie wylądowałyśmy twardo na ziemi. Szybko zebrałam się z podłoża i wstałam, odsuwając się spłoszona od dziewczyny. Tak, mówiliśmy coś o problemach w relacjach międzyludzkich?
– Przepraszam – wymamrotałam zachrypniętym od długiego nieużywania głosem. Zawstydzona wlepiłam wzrok w buty. Po chwili usłyszałam, że dziewczyna również wstaje, dlatego poruszyłam się nieco niespokojnie, jednocześnie z wahaniem spoglądając na nią przez – wciąż nieco skołtunioną – grzywkę. Dopiero w tym momencie, mogłam dokładnie przyjrzeć się osobie, którą spotkałam. Nieco zaskoczył mnie widok niewiele większej ode mnie szatynki o miłych rysach twarzy oraz dużych brązowych oczach. Czerwone okulary i spódniczka sprawiały, że wyglądała młodo i dziewczęco, chociaż zgadywałam, że była zapewne w moim wieku. Zmarszczyła brwi, patrząc na mnie z… zakłopotaniem? Zdziwieniem? Nie byłam pewna. Jeszcze przed całą przygodą w dziczy nie należałam do najbardziej towarzyskich. Odosobnienie na pewno w niczym nie pomogło. Czując się niekomfortowo, odchrząknęłam i ponownie wlepiłam spojrzenie w piasek.
Między nami zapadła niezręczna cisza, przez którą odczuwałam jeszcze większe zdenerwowanie. Dopiero po dłuższym czasie nieznajoma przerwała ją niezgrabnymi słowami:
– Nic się nie stało. Więc… czy mogę ci w czymś pomóc? – Starała się przy tym uśmiechnąć zachęcająco, chociaż jak na mój gust niezbyt jej to wyszło.
– Ja… no cóż, tak jakby… zgubiłam się? – mruknęłam w odpowiedzi, niepewnie spoglądając jej w oczy.
Z jakiegoś powodu wydawała się zmieszana.
– Ekhem, przepraszam, ale czy mogłabyś powtórzyć? Nie słyszałam cię zbyt dobrze. – Tym razem jej wargi wykrzywiły się w delikatnym i szczerym uśmieszku.
Nie od razu zrozumiałam o co jej chodzi, ale gdy tylko sens tego co powiedziała, do mnie dotarł, zerwałam speszona kontakt wzrokowy i zarumieniłam się. Przez chwilę milczałam, próbując wziąć się w garść, po czym z chrząknięciem znów zaczęłam mówić – tym razem najgłośniej i najwyraźniej, jak byłam w stanie:
– Powiedziałam, uch, że chyba się zgubiłam. Te wszystkie uliczki potrafią być czasami mylące.
Poczułam dumę z wypowiedzenia tak długiego zdania bez zająknięcia. Wyglądało na to, że powoli mi się poprawia. Moja radość nie trwała jednak długo, ponieważ szybko zauważyłam, iż dziewczyna wygląda na zszokowaną.
– Zgubiłaś się? Mam na myśli, poruszanie się po mieście nie jest takie trudne. Wystarczy podążać za nazwami ulic i drogowskazami. Nawet nowicjusze szybko się odnajdują.
Zgarbiłam się nieco słysząc słowa dziewczyny – „Mam na myśli, to było naprawdę żenujące!” –ale równie szybko zreflektowałam się i wyprostowana po raz pierwszy spojrzałam jej mocno w oczy.
– Tak, zgubiłam się. To miejsce jest mylące i założę się, że ty… – Równie szybko jak została rozniecona, moja wojowniczość zgasła, gdy pogrążyłam się w nieprzyjemnym kaszlu. Przełknęłam ślinę i skrzywiłam się. Tak, ponad rok praktycznie zerowego używania strun głosowych mógłby mieć z tym związek. O radości.
– Wszystko w porządku? – zapytała pospiesznie moja rozmówczyni. – To nie było specjalnie. Mam na myśli, nie chciałam cię tak naprawdę zdenerwować. Po prostu byłam zaskoczona, ale nie chciałam być złośliwa czy coś – wyjaśniła nieco okrężnie.
– Nie ma sprawy – wychrypiałam. Znów odchrząknęłam, dodając chrapliwym głosem: – Ja też nadmiernie zareagowałam.
– Jesteś pewna? Brzmisz naprawdę strasznie. Widziałaś już któregoś z tutejszych uzdrowicieli? Mogłaś złapać coś naprawdę paskudnego w lesie. Licho wie, co przenoszą te okropne stworzenia.
– Nie ma takiej potrzeby. – Machnęłam ręką, po czym wzruszyłam ramionami w uniwersalnym geście.
– Jeżeli masz taką pewność – odparła z powątpiewaniem, wciąż patrząc na mnie ze zmartwieniem.
Westchnęłam zirytowana, próbując znowu przemówić, aby ją uspokoić:
– To… nie choroba. Bardziej nieużywanie głosu.
Wydawała się nieprzekonana – jakby nie wierząc, że ktoś mógłby nie mówić na tyle długo, aby wystąpiły takie skutki – ale więcej już o tym nie wspominała, widząc mój dyskomfort. Ponownie zapadła pomiędzy nami cisza, tym razem dłuższa niż poprzednio. W końcu dziewczyna zdawała się nie wytrzymać i zapytała:
– Więc gdzie chciałabyś się dostać? Mogę cię tam odprowadzić.
– Do Leading Lighta.
– Jasne, pewnie. Trzymaj się mnie.
Ruszyłyśmy dosyć powolny krokiem, mijając po drodze domy i warsztaty, a nawet kilku ludzi, na widok których nieco zwolniła i spuściła głowę. „Naprawdę muszę zacząć coś z tym robić, nie mogę przecież przez resztę życia być wystraszoną myszką” – pomyślałam podirytowana. W końcu, po krótkim namyśle, odezwałam się niewyraźnie:
– Jestem Letitia, a ty?

<Wuwei? Wygląda na to, że tym razem mnie się udało naskrobać coś długiego ;) >

Komentarze