Od Matt'a cd Qennie

- Hej, Filippo! - zawołałem kuzyna, stojącego przy jakichś dwóch dwudziestolatkach. Po jego minie domyślałem się, że i tak nic nie wskóra. - Chodź, zobacz coś.
Posłał mi zdegustowane spojrzenie, ale posłusznie podszedł. Hah, kumpel ważniejszy. Wskazałem na plakat przede mną.
- Co ty na to? - spytałem z uśmiechem. Przyjrzał się ulotce.
- ,,Netting End'' - przeczytał na głos tytuł. - Brzmi fajnie, wchodzimy?
- Jasne - powiedziałem i przybiliśmy sobie piątki.

***

- Jesteś gotowy? - spytał Filippo przez komunikator głosowy.
- Nie, czekaj, nie mogę otworzyć tego głupiego pudełka - warknąłem.
- A próbowałeś nożyczkami? - zaśmiał się, idiota jeden.
- Są na stole... To tak daleko... Ja już usiadłem - zajęczałem błagalnie.
- Wstawaj, nie mamy całego dnia, tworzymy tylko postacie i idziemy na pizzę. 
Westchnąłem i wstałem. Moje biedne skatowane podróżą do stołu i z powrotem nogi. A wszystko przez tego głupka... No i też trochę dla tego, że opakowanie było za mocne. No może, ewentualnie dlatego, że nie wziąłem tych nożyczek wcześniej...

***

No, wreszcie jesteśmy w grze. Rozejrzałem się dookoła. Stałem na jakimś placu, w jakimś mieście. Filippa jeszcze nie było... Widziałem różne budynki i coś na kształt tablicy ogłoszeń. Dryn! O, przyszła wiadomość. Otworzyłem i zacząłem czytać. Czekaj, co!? Jak to, jesteśmy tu uwięzieni!? Jak to, umrzemy!? Przecież nasi rodzice nic nie wiedzą! Byłem zszokowany. W tym momencie obok pojawił się gracz o loginie ,,Albero''. Wyglądał jak Filippo.
- Serio? Nazwałeś się ,,drzewo''? Idiotyczniej się nie dało? - Spytałem ironicznie.
Jego widok sprawił, że poprawił mi się humor, choć nadal byłem wstrząśnięty.
- Spojrzałem przez okno i tak jakoś wyszło... -mruknął.
Zmarszczył brwi i znieruchomiał. Pewnie przyszła do niego wiadomość.
- Przepraszam jesteście nowi? - spojrzałem w bok i zobaczyłem jakąś złotowłosą dziewczynę.
- Cóż, jak co się udało to odgadnąć? - spytałem. - Musisz tu wszystkich znać... Czyżby było tak z powodu twojej niewysławialnej piękności?
- P-powinnam was z-zaprowadzić d-do LL'a - powiedziała, jąkając się, a na jej twarzy pojawił się rumieniec.
- Za tobą mogę iść wszędzie - puściłem jej oczko.
Faktycznie zaprowadziła nas do LL'a, który jak nam wyjaśniła, jest tutejszym przywódcą. Byliśmy bowiem w Gildii, czyli osadzie zbudowanej przez graczy, którzy postanowili współpracować, żeby przejść grę. Nie powiem, mądre.
- To ja już pójdę - poinformowała dziewczyna.
- Chcesz nas opuścić? Jakże smutno i samotnie nam będzie bez twego blasku - zrobiłem smutną minę.
Dziewczyna uśmiechnęła się i sobie poszła.
- Nawet jej nie spytałeś o imię, geniuszu - Filippo pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Fakt - zmarszczyłem brwi. - Raz kozie śmierć, chodź.
Weszliśmy do jakiegoś skromnie urządzonego biura. W środku była jakaś dziewczyna. Czekaj, czekaj, dziewczyna!? Byłem przekonany, że ten tajemniczy Leading Light będzie mężczyzną...
- Cześć, piękna - przywitał się Filippo.
Nie będę go nazywał ,,Albero'', ten nick to jakaś pomyłka. 
- C-co? - wybąkała ta cała przywódczyni.
Nie powiem, wyglądała dość śmiesznie z otwartymi ustami i delikatnyn rumieńcem. Tutejsze przedstawicielki płci pięknej chyba nie były przyzwyczajone do komplementów, czas to zmienić. Chociaż ja tam już wolałem to, od wyśmiania.
- Podobno pomagasz takim biednym, zbłąkanym graczom jak my - przypomniałem.
- Ach, no tak - natychmiast spoważniała. A szkoda... - Jesteście nowi?
Potaknęliśmy i rozpoczęła się ta, jakże nudząca, formalna część.

***

Musiałem trochę odetchnąć. Nawet od Filippa. Pozwolili mi wyjść poza mury Gildii, gdy obiecałem, że będę się trzymał bezpiecznych miejsc. Strasznie pilnują, żeby nikt się nie zagubił, a przecież tu nie może być aż tak niebezpiecznie... Prawda? Byłem już dość daleko od osady, gdy dostrzegłem kogoś na ziemi.
- Co tu robisz? - spytałem, uśmiechając się.
Dziewczyna dopiero teraz mnie zauważyła.
- Patrzę w niebo, jakbyś nie widział, idioto - mruknęła. Ledwo co mnie spotkała, a już taka ostra? - Zasłaniasz mi je - dodała po chwili, gdy się nie przesunąłem.
- Och, przepraszam najmocniej jaśnie panią! - udałem, że się kłaniam i przesunąłem się. - Jest mi okropnie przykro, iż zasłoniłem wielmożnej pani widok.
Zaśmiałem się, a ona prychnęła pod nosem.
- Nie zdradzisz mi swojego imienia? - spytałem, żeby przerwać krępującą ciszę.
- A po co? - zaszczyciła mnie krótkim spojrzeniem.
- Żeby się lepiej poznać! - uświadomiłem jej. - Ja jestem Matteo, w skrócie Matt - uśmiechąłem się. - A ty, piękna pani?
Przewróciła tylko oczami.
- A więc mówisz, że jest dzisiaj ładne niebo? - spytałem, kładąc się koło niej.
Chyba nie była z tego zadowolona, ale trudno.
- Zdradzę ci sekret - powiedziałem i zniżyłem głos do konspiracyjnego szeptu. - Też często to robię. Lubię sobie wyobrażać, że niebo to wielka pizza, a chmury to różme dodatki - zaśmiałem się cicho. - Lubię pizzę.

<Quennie? Nie przeszkadza Ci, że odpisałem?>

Komentarze