Od Ace'e

Kolejne nudne popołudnie upływało mi na siedzeniu w pokoju i bazgraniu po kartce. Wena już dawno mnie opuściła. Do tego miałem zły humor i jakoś nic mi się nie kleiło... Odłożyłem długopis i pogniotłem kartkę, po czym wrzuciłem ją do już przepełnionego kosza. Nagle drgnąłem słysząc głos mojej macochy.

- William!
Westchnąłem głęboko. Czego ta kobieta znów odemnie chciała... Powoli wstałem od biurka i poszedłem na dół.
- Posprzątasz tu dobrze?
Rozglądnąłem się zirytowany. Salon wyglądał strasznie. Spojrzałem na kobietę.
- Co zrobiłaś, że tu tak wygląda?
- Ja? Oh no oczywiście to wszystko moja wina. Zapytaj swojego braciszka on się tu bawił... -Odparła urażona odwracając głowę.

I tak dobrze wiedziałem, że to ona zaprosiła kogoś do domu, urządziła jakąś impreze, a teraz JA mam to sprzątać... Zresztą mojego brata i tak w domu nie było. Ta kobieta zachowuje się jak jakaś nastolatka. I ona się nazywa dorosłą? Spoglądałem za nią gdy wychodziła z pokoju robiąc coś na telefonie. Niechętnie zająłem się sprzątaniem. W parę godzin później rozglądnąłem się po, już w miarę sprzątniętym pokoju. Nie było tak źle. Wyszedłem z pokoju szukając mojej macochy. Nie potrafiłem jej nigdzie znaleźć więc wyjrzałem na zewnątrz przez okno szukając samochodu, który do niej należał. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech w momencie gdy nie udało mi się wypatrzeć jej pojazdu. Pobiegłem na górę i chciał wrócić do pisania jednak coś innego przykuło moją uwagę. Zbliżyłem się do łóżka i zajrzałem pod nie. Widząc małą paczuszkę nagle przypomniałem sobie iż faktycznie od jakiegoś już czasu należała do mnie. Chcąc nie chcąc odpaliłem komputer a papiery odsunąłem na bok. Nie długo potem zostało mi tylko kliknięcie startu. Klik! Zamrugałem. Czemu wszystko było takie realistyczne...? Ależ się wzieli do pracy z tą grafiką. Ale moment... Przecież ja... Nie patrzyłem się w ekran. Momentalnie okreciłem się wokół własnej osi. Uszczypnąłem się do tego w ramie. Aż syknąłem z bólu. Jednak nadal byłem... Właściwie ciężko stwierdzić. Z jednej strony rozpościerał się piękny krajobraz. Pełno zielonej długiej trawy z pojedynczymi kwiatami gdzieniegdzie, a w oddali widać dość ciemny las. Z daleka wydawał się taki mroczny i niepokojący. Natomiast z drugiej strony była jakaś zwykła osada. Bardziej zachwycałem się scenerią. W dodatku fizycznie tutaj stałem i czułem delikatny, ciepły wietrzyk. Urwałem małą stokrotkę, która rosła tuż koło mojego buta. Oglądnąłem ją zafascynowany. Ta gra jest niesamowita. Już nie mogę się doczekać, jakich wspaniałości tutaj doświadcze. Chyba, że to będzie wręcz coś odwrotnego i na przykład będę się nudzić, albo marnie skończę przegrawszy grę. Wszystkie opcje są prawdopodobne. Zerwałem jakiegoś kwiatuszka. Ładnie wyglądał i pachniał też. Nie minęła nawet minuta, a ja już stałem na środku pola z pokaźnym bukietem.

- Hej mały! Wracaj tutaj!
- Hę?- spojrzałem za siebie zdziwiony. Ktoś mnie wolał. Tylko po co? Spotrzegłem w oddali kogoś. O co mu może chodzić? Po chwili zaczął biec w moją stronę. Teraz kolejne pytanie: grzecznie czekać? Czyy lepiej zwiać? Spojrzałem na bukiet. W ostateczności bez większego zastanowienia pobiegłem w stronę lasu.

- Złap mnie najpierw!- krzykłem. Szybko też śmiejąc się, pobiegłem w stronę lasu. Przynajmniej zobaczę coś więcej. Miałem dość dużo energii, więc szybko znalazłem się przed lasem. Ten ktoś jednak ciągle za mną krzyczał, żebym się zatrzymał. Zatrzymam się dopiero jak mnie złapie. Tak oto wbiegłem w las. Znikłem w ciemności tych wszystkich gęsto rosnących drzew. Czułem się, jakbym trafił do magicznej krainy spowitej mrokiem albo wieczną nocą. Jednak aż tak bardzo ciemno nie było. Wszystko spokojnie widziałem. No może nie do końca. Nagle potknąłem się o jakiś kamień i wylądowałem na ziemi. A dokładnie w jakimś nie za głębokim strumyczku.

- Ała... Moja ręka.- podniosłem się. Nie mogłem wyprostować ręki, a ból był okropny. Ten ktoś po chwili mnie dogonił, a mi już przeszła ochota na zabawę.

(<Ktoś???>

Komentarze

Prześlij komentarz