Od Isil cd Yoyo

Wracałam właśnie z lasu do osady. Jak zwykle, strażnik nie sprawdzał mnie, tylko przepuścił. Zmarszczyłam brwi, bo nagle przyszła mi do głowy myśl, że gdzieś w grze może być mikstura, czy coś takiego, pozwalająca na zmianę wyglądu. Przypomniałam sobie ,,złych ludzi'' i wyobraziłam sobie, jak ktoś się pode mnie podszywa i przemyca do Miasta potężną broń, a następnie zabija wszystkich graczy i niszczy naszą długą pracę... Pokręciłam głową.
- Mnie też powinniście sprawdzać - rzuciłam do chłopaka, coś mi się kojarzyło, że to Barel, ale nie byłam pewna, a nie chciałam popełnić gafy. Nienawidzę tego, że prawie wszyscy mnie tu znają, a ja prawie nikogo nie kojarzę nawet z imienia...
- Ale przecież... - próbował wytłumaczyć, że każdy tu wygląda inaczej i ja to na pewno ja.
- Ostrożności nigdy za wiele - stwierdziłam filozoficznie i puściłam mu oczko.
Wtem moją uwagę zwrócił jakiś chłopak szarpiący się z drugim strażnikiem. Dziecko, na oko mniej niż dziesięć lat. Co ono tu robi? To nie miejsce dla niego. Podeszłam bliżej.
- Co tu się dzieje? - spytałam stanowczo.
- Chciał wyjść za mur - wyjaśnił mężczyzna.
Westchnęłam i ukucnęłam tak, żeby znaleźć się na wysokości oczu dziecka.
- Dlaczego uciekasz? - spytałam łagodnie. - Źle ci z innymi dziećmi? Na zewnątrz jest niebezpiecznie.
- Tu jest nudnie - stwierdził z wyższością chłopak. - A innych dzieci nawet nie spotkałem.
Przynajmniej mówił po angielsku. Jeden problem z głowy. Nudno... W głębi duszy wiedziałam, że ma rację. Najmłodsi gracze byli chyba najbardziej poszkodowani. Niby miały opiekę i szkołę, ale nauczycieli wiecznie za mało. W ich wieku na pewno obecność rodziców bardzo wpływała na charakter i przyszłość. Ale tak naprawdę jedynym, co mogłam zrobić w tej sprawie, było jak najszybsze przejście gry. Nie chcieliśmy przecież stwarzać tu idealnego społeczeństwa niczym na ziemi i tak sobie żyć. Chcieliśmy wrócić do domów. Ten chłopiec zasługiwał na rodzinę, dom i ,,prawdziwe'' dzieciństwo. Jakkolwiek bym chciała, nie mogę zastąpić im wszystkim rodziców.
- Chodź, mogę cię zaprowadzić do innych osób w twoim wieku - zaproponowałam. - Z nimi na pewno będzie ciekawiej.
- Nie mogę wyjść? - spytał jeszcze zrezygnowany.
- Tam jest niebezpiecznie, tylko dorośli mogą wychodzić. Ale jeśli będziesz grzeczny, kiedyś cię tam zabiorę - obiecałam.
- Jestem mistrzem każdej gry, na pewno bym sobie poradził - oznajmił dumnie.
Zrozumiałam, że chyba jeszcze nie wie o tym, że nie jest w żadnej ,,grze'', a w śmiertelnej pułapce. Mimo to uśmiechnęłam się.
- Nie twierdzę, że nie - szybko zapewniłam. - Ale wiesz, inni, młodszy chłopcy nie poradziliby sobie, a gdybyśmy tobie pozwolili wyjść, mogliby też chcieć.
Wyglądał na przekonanego. Wreszcie... Posłałam strażnikowi porozumiewawcze spojrzenie, a ten puścił dziecko i wrócił na swoje miejsce.
- Chodź - wskazałam chłopcowi plac. - Jaki masz login?
Posłał tęskne spojrzenie lasowi, ale ruszył za mną.
- Yoyo - przedstawił się.
- Mogę tak do ciebie mówić?
Przytaknął.
- A więc, Yoyo, pokażę ci zaraz miejsce, w którym będziesz mieszkał i twoich kolegów. Będziesz mógł się z nimi bawić i grać w różne gry. Pasuje?
- Tak - stwierdził tylko.
Niedługo później dotarliśmy do części dla dzieci. Przekazałam go opiekunce, która miała wypełnić jego kartkę z informacjami i oprowadzić po szkole i pokoju, który miał dzielić z jakimś innym ośmiolatkiem.
- Chcesz? - spytałam na pożegnanie, przypominając sobie, że mam jeszcze w ekwipunku chruściki, które ostatnio nazbierałam. - To takie tutejsze cukierki o wszystkich smakach.

<Yoyo? Teoretycznie rzecz biorąc, obiecała, że jeszcze kiedyś wróci i zabierze cię na zewnątrz. ;) >

Komentarze