Od Isil CD Colerlity ,,The Game is On!''
Przykucnęłam przy martwym stalowcu i zebrałam cały łup. Nigdy nie zostawiałam tych wszystkich śmieci, które wylatywały z pokonanych robotów. Wstałam i poprawiłam kołczan. Zerwałam źdźbło trawy i puściłam na wysokości oczu, po raz kolejny podziwiając realizm gry. Wiatr się nie zmienił od kiedy ostatni raz go sprawdzałam. Ruszyłam pod wiatr, maskując w ten sposób swój zapach. Po kilku minutach marszu, a raczej skradania, usłyszałam gdzieś po lewej dźwięk, jakby ktoś, lub coś, przewaliło się na ziemię. Nałożyłam strzałę na cięciwę i szybko ruszyłam w tamtą stronę. Inny gracz na polowaniu? NPC? A może coś o wiele gorszego?
Moim oczom już po chwili ukazała się nieprzytomna, młoda dziewczyna. Jej pasek HP był drastycznie niski. Miała pasek HP... Nie mogła być NPC'em. Szybko do niej dobiegłam, chowając strzałę do kołczanu i wyjmując apteczkę. Podałam miksturę leczniczą i przemyłam wszystkie rany wodą. Nieznajoma była strasznie poraniona, ale oprawcy nie było widać... Co tu się stało? Nie teraz pora na pytania. Zaczęłam bandażować rany, podając od czasu do czasu mikstury. Dziewczyna wciąż była nieprzytomna. Może to i lepiej.
Skończyłam. Powinnam ją zatargać do jakiegoś bezpiecznego miejsca, ale raczej jej tak daleko nie uniosę... Westchnęłam i zrobiłam prowizoryczny szałas, w którym ułożyłam nieznajomą. Stanęłam na straży, aby ustrzelić wszystkie roboty, które ośmieliłyby się podejść za blisko.
Po jakichś dwudziestu minutach dziewczyna otworzyła w końcu oczy.
-Ja żyję? -spytała ochrypłym głosem.
Za pewne mnie jeszcze nie zauważyła.
-Żyjesz, na szczęście znalazłem Cię jak tylko upadłaś i opatrzyłem. Napij się (tylko wolno!) i nic nie mów. Wyglądasz na strasznie wyczerpaną, a do Miasta Początku daleko.
Napoiłam nieznajomą wodą.
<Colerlita? Takie trochę słabe, wiem.>
Moim oczom już po chwili ukazała się nieprzytomna, młoda dziewczyna. Jej pasek HP był drastycznie niski. Miała pasek HP... Nie mogła być NPC'em. Szybko do niej dobiegłam, chowając strzałę do kołczanu i wyjmując apteczkę. Podałam miksturę leczniczą i przemyłam wszystkie rany wodą. Nieznajoma była strasznie poraniona, ale oprawcy nie było widać... Co tu się stało? Nie teraz pora na pytania. Zaczęłam bandażować rany, podając od czasu do czasu mikstury. Dziewczyna wciąż była nieprzytomna. Może to i lepiej.
Skończyłam. Powinnam ją zatargać do jakiegoś bezpiecznego miejsca, ale raczej jej tak daleko nie uniosę... Westchnęłam i zrobiłam prowizoryczny szałas, w którym ułożyłam nieznajomą. Stanęłam na straży, aby ustrzelić wszystkie roboty, które ośmieliłyby się podejść za blisko.
Po jakichś dwudziestu minutach dziewczyna otworzyła w końcu oczy.
-Ja żyję? -spytała ochrypłym głosem.
Za pewne mnie jeszcze nie zauważyła.
-Żyjesz, na szczęście znalazłem Cię jak tylko upadłaś i opatrzyłem. Napij się (tylko wolno!) i nic nie mów. Wyglądasz na strasznie wyczerpaną, a do Miasta Początku daleko.
Napoiłam nieznajomą wodą.
<Colerlita? Takie trochę słabe, wiem.>
Komentarze
Prześlij komentarz