Od Colerlity cd Isil & Neta

– L-Ludzie – wymamrotałam bardziej do siebie niż kogokolwiek innego, czując przy tym, jak uginają się pode mną kolana. Reakcja być może nieco histeryczna, jak na spokojną osobę, ale zdarza się najlepszym. Zresztą po tak długim czasie na odludziu bez możliwości rozmowy z jakąkolwiek inną istotą ludzką, można się było spodziewać trochę histerii.
– Colerlita? – zapytała dziewczyna. Dopiero teraz przypatrzyłam się jej dokładnie. Te białe włosy poznałabym wszędzie. Czyżby?... Niemożliwe. Isil?
Obok niej stał jakiś nieznany mi chłopak z dziwnym narzędziem w ręce. Prawdopodobnie dlatego znaleźli się tutaj w pierwszej kolejności.
– Boże, to naprawdę ty! Myślałam, że nie żyjesz, spokojnie zabierzemy cię do innych, wszystko będzie dobrze... – Wyglądała na naprawdę zszokowaną. Zaczęła przy tym mówić do mnie jak do wystraszonego, dzikiego zwierzęcia, unosząc ręce do góry w pokojowym geście. Spuściłam oczy zawstydzona. Czy naprawdę tym właśnie się stałam podczas tego roku? Dzikusem?
Szybko jednak sama odpowiedziałam sobie na to pytanie, gdy żywa pamięć tego, jak zachowałam się przed momentem, pojawiła się w mojej głowie. Zaniedbana, zataczająca się osoba, zszokowana widokiem ludzi – tak to mogłoby liczyć się jako odpowiedź twierdząca. Czułam, że moje policzki nagrzewają się od rumieńców zażenowania, a oczy stają się wilgotne. Dlaczego tak właściwie płakałam? Przez uświadomienie, ponowne spotkanie czy też może szok poprzednich wydarzeń? Nie byłam pewna, prawdopodobnie wszystkiego po trochu.
Kątem oka mogłam dostrzec zdziwienie towarzysza Isil. „Świetnie, teraz jeszcze zrobię z siebie przed nim przedstawienie” – pomyślałam z goryczą, pociągając nosem.
Nagle poczułam poruszenie w moim najbliższym otoczeniu, po czym otoczyło mnie coś ciepłego. Dobrą chwilę zajęło mi uświadomienie sobie, że dziewczyna mnie przytula. Wzdrygnęłam się nieco, odzwyczajona od dotyku, zaczynając szlochać trochę bardziej histerycznie.
Po dłuższym czasie usłyszałam delikatny głos:
– Spokojnie, wszystko będzie dobrze... Nie masz żadnych ubrań, prawda? Musimy ją zabrać do miasta…
Oderwałam się od uścisku Isil, czując się nagle niezwykle samoświadoma. Schowałam twarz w dłoniach, przymykając oczy i ścierając ostatnie ślady łez. Kiedy nareszcie zebrałam się mniej więcej do kupy, uniosłam nieco głowę, wciąż wlepiając zawstydzone spojrzenie w ziemię. Wiedziałam, że w tym konkretnym momencie nie prezentowałam się najlepiej, a jej słowa tylko to potwierdziły. Miałam na sobie najstarsze możliwe ubrania, te w których pojawiłam się na samym początku gry, ponieważ postanowiłam wybrać się do pobliskich jaskiń, w których często można było znaleźć nietypowe okazy leczniczych rośliny. Moja twarz, i pewnie nie tylko ona, była zapewne umorusana od ziemi (czołganie się przez wąskie tunele może zrobić to z człowiekiem), a włosy nieco brudne – przebywając w samotności nie zwraca się na to największej uwagi. Nerwowo przeczesałam ręką nieco skołtunioną grzywkę, po czym po raz pierwszy od ponad roku odezwałam się do kogoś:
– Prze… przepraszam – mój głos był mocno zachrypnięty i nieco się załamywał, ale wiedziałam, że jest zrozumiały. Dlatego też widząc zdezorientowanie na ich twarzach, dodałam w ramach wyjaśnienia: – Za ten… wybuch.
Zakasłałam lekko z powodu dyskomfortu w gardle. Czułam się dziwnie znowu mówiąc. Tak jakby robił to ktoś inny, gdyż głos wydawał mi się obcy.
Podniosłam się powoli, niepotrzebnie otrzepując spodnie z ziemi (już i tak nic im nie pomoże), a Isil w ślad za mną. Krępująca cisza jaka nastała między nami, wydawała się w końcu zirytować znajomego dziewczyny:
– To jak? Idziemy? – zapytał, zmieniając niewygodnie pozycję.
Isil przyjrzała mi się badawczo, po czym skinęła głową. Obydwoje zdawali się szykować do marszu, kiedy w końcu przygryzając wargę, zebrałam się na odwagę i im przerwałam:
– Ja… Poczekajcie. Muszę coś zabrać…
Nie wiedziałam kiedy tutaj wrócę i czy w ogóle, a jeden ze sztyletów zostawiłam w mieszkaniu, aby mi nie przeszkadzał. No i była jeszcze bluza mojego brata, o którą dotychczas mimo wszystko bardzo dbałam. Nie mogłam (nie chciałam) jej zostawić.
Dziewczyna zatrzymała się.
– Pewnie, nie ma sprawy – odparła. Skinęłam jej tylko głową w podzięce, odwracając się, aby wrócić do domu doskonale mi znaną trasą. Czułam na plecach ich wzrok, co było naprawdę niekomfortowe, jednak nie odwracałam się.
Droga powrotna, zabrała mi zaskakująco mało czasu. Mimo to, chociaż wciąż byłam dosyć roztrzęsiona, znacznie się uspokoiłam. Znajomość i normalność mijanego lasu zdawały się mieć kojący wpływ na moje nadszargane wydarzeniami dnia nerwy. „Moja” polana szybko wynurzyła się zza wysokich drzew, a ja nie tracąc więcej czasu, weszłam do domu. Był on naprawdę mały i niski, wyposażony jedynie w kilka najbardziej niezbędnych rzeczy takich jak prowizoryczny stolik, palenisko czy posłanie (w końcu nie miałam zbyt wiele doświadczenia z rzemieślnictwem). W powietrzu unosił się zapach suszonych pod sklepieniem ziół. Rozejrzałam się, wysypując ze stojącej nieopodal torby (czy też raczej krzywego worka z paskiem – szycie nie było moją najmocniejszą stroną, a to była jedna z pierwszych rzeczy, które samodzielnie wykonałam, stąd też zaskoczyła mnie jego wytrzymałością) moje ostatnie zbiory i zastępując je kilkoma najważniejszymi rzeczami, które chciałam zabrać. Nie nazbierało się tego zbyt wiele, więc musiałam mocno zacisnąć sznurek, żeby nic nie wypadło. Po chwili namysłu postanowiłam również zmienić strój – sądząc po poprzednich reakcjach było to raczej uzasadnione. Oczywiście, nie ma się co czarować, wyboru nie miałam zbyt dużego, gdyż tworzenie ubrań było nie tylko czasochłonne i niepotrzebna, ale również nie wychodziło mi najlepiej. Na szczęście po pewnym czasie udało mi się nabrać wprawy, tak że były przynajmniej przyzwoite, jednak początki nie wyglądały najlepiej. Wciągnęłam na siebie jeszcze bluzę brata i zaczepiłam sztylety przy pasku, po czym udałam się z powrotem, po drodze przemywając jeszcze twarz w strumieniu, aby więcej nie straszyć ludzi.
Starałam się trzymać głowę wysoko, aby zachować chociaż resztki godności, jednak im bardziej zbliżałam się do miejsca spotkania, tym nie pewniej się czułam. Chociaż logiczna część mnie wiedziała, że nic takiego się nie zdarzy, to oczyma wyobraźni bardzo wyraźnie widziałam scenariusz, w którym mnie zostawili. Chwilę później zdałam sobie sprawę, iż idę zgarbiona, wlepiając oczy w ziemię. Nie mogłam na to jednak nic poradzić, zwłaszcza że minutę później dotarłam do celu. Spojrzałam niepewnie na czekającą na mnie dwójkę, jakby nie do końca wierząc, że rzeczywiście tam są. Oni z kolei wyglądali na naprawdę zaskoczonych, choć żadne nie odezwało się ani słowem, kiedy do nich dołączyłam. Dopiero to zdawało się wyrwać ich z letargu.
Początkowo szliśmy w milczeniu, nie utrzymało się ono jednak długo. W pewnym momencie jedno z nich odezwało się:
–…

<Net? Wygląda na to, że teraz Twoja kolej. Wybaczcie drobne opóźnienie, udało mi się jednak za to napisać coś dłuższego : )
PS. Isil – moja postać ma teraz krótkie włosy XD>

Komentarze