Od Glee cd Kay'a

Szedłem przed siebie nieco niepewnym krokiem. Moje myśli w dalszym ciągu zaprzątał temat całej tej chorej sytuacji. Nie miałem pojęcia co się dzieje i nie miałem nikogo kto mógłby mi to wyjaśnić. Nawet jeśli spotkałbym tu kogoś, jaką mam gwarancję że jest on prawdziwy? Skoro gra wyglądała tak realistycznie, to ludzie też mogli być tylko złudzeniem. Może to przez te wszystkie dragi? Czytałem gdzieś kiedyś że mogą się odkładać w organizmie czy coś. W każdym razie natknąłem się na termin reminiscencji, ale nie bardzo w to wierzyłem, albo raczej nie bardzo chciałem w to wierzyć. Zresztą kto by się tym przejmował? Żyje się w końcu tylko raz, a każdy sposób na odurzenie się i doświadczenie innego stanu świadomości wydawał mi się zupełnie genialny. Nie ważne czy chodziło o wydanie dość sporej sumy na kilka kartoników z LSD czy też paru groszy na gałkę muszkatołową. A teraz przyszła kryska na matyska. Pewnie to wszystko to jakaś jedna wielka halucynacja! Jeżeli tak to po otrzeźwieniu nie tknę już żadnych prochów. Obiecuję.

Gwałtownie się zatrzymałem gdy usłyszałem że ktoś lub też coś biegnie w moim kierunku. Co jak co, ale to chyba nie najlepsza reakcja gdy potencjalny napastnik zmierza w twoją stronę. Odwróciłem się równie szybko prawie się przy tym wywracając i odetchnąłem z ulgą, gdy zamiast wielkiego, mechanicznego zwierza ujrzałem chłopca, na oko w moim wieku. Przyjrzałem mu się uważnie. Pierwszą rzeczą ,na którą zwróciłem uwagę były jego oczy. Miałem na tym punkcie zdecydowanie jakiegoś rodzaju obsesję i nie chodzi tutaj o to stare i przereklamowane powiedzenie o oczach jako zwierciadle duszy. Po prostu patrzenie w ludzkie tęczówki było dla mnie przedsięwzięciem wręcz mistycznym. Od zawsze uważałem że są piękne i niepowtarzalne zupełnie jak płatki śniegu. Osobiście najbardziej podobały mi się te kolorowe, ale ciemne też miały swój urok. Potem zauważyłem nieco przydługie jak na mój gust, jasne włosy. Ciężko było mi określić czy jest wyższy czy niższy ode mnie, byliśmy podobnego wzrostu więc te kilka centymetrów w którąkolwiek stronę nie robiło kolosalnej różnicy Miał całkiem miłą twarz ,co trochę mnie uspokoiło, bo średnio miałem ochotę zostać zaciukany przez kogoś już na starcie. Świetnie Gilbert teraz właśnie oceniłeś książkę po okładce.

Nawet jeśli moja ocena była pozytywna i tak zganiłem się w myśli za takie rozumowanie. Nawet jeśli ten cały cyrk był prawdą ( w co oczywiście nie wierzyłem), to powinienem być bardziej czujny i ostrożny. Powinienem być jak ninja! Skradać się bezszelestnie, skakać po drzewach i wykonywać akrobacje niczym z filmu z jakimś Chińczykiem! Takim jak chociażby Bruce Lee, (czy on w ogóle był w pełni Chińczykiem?) albo z takim Jackie Chanem. Oczywiście z wielkim szacunkiem do innych azjatyckich mistrzów, bo oczywiście największy kozak to i tak Pan Miyagi, a on pochodził z Okinawy.

Z moich myśli wyrwał mnie głos chłopaka, który przedstawił się jako Kay. Spytał mnie czy dopiero się zalogowałem, na co odpowiedziałem twierdzącym ruchem głowy. Muszę przyznać bez bicia, że ta sytuacja totalnie zbiła mnie z pantałyku, i nie chodzi tu tylko o jego zadziwiająco miły dla ucha głos, ale też o jego zachowanie. Zazwyczaj to ja pierwszy rozpoczynałem rozmowę, witałem się i rzucałem na szyję z piskiem i wielkim uśmiechem na twarzy. Tym razem to on zagadał do mnie a ja nie miałem pojęcia co z tym faktem zrobić. Nie spotkałem wcześniej ludzi, którzy traktowaliby mnie w ten sposób .Odezwał się do mnie bez zakłopotania czy lęku i muszę przyznać, że to całkiem miłe uczucie. Może właśnie pod wpływem tych wszystkich nieznanych emocji zachowałem się zupełnie do siebie niepodobnie i tylko odmruknąłem mu swoje imię. W normalnych warunkach taka reakcja byłaby dla mnie nie do pomyślenia! Jednak wizja tego, że mogę zacząć tutaj wszystko od początku, być zwykłym chłopakiem, mieć wrogów i prawdziwych przyjaciół nadal była taka odległa i nierzeczywista, a mimo to prawdziwa. Jeżeli to wszystko prawda, jeżeli faktycznie jestem uwięziony w tej grze, to tutaj nikt nie będzie się rozczulał nad moją urodą. Będą liczyły się umiejętności przetrwania i walki. Czysty survival. W takim układzie nie będę tu zbyt wartościową osobą, ale może odnajdę tu jakiś talent albo drugą, doszczętnie skrywaną naturę? Kto wie?
Potrząsnąłem głową i próbując odzyskać rezon.

Kay powiedział mi o Leading Light'cie, osobie która była przywódcą tutejszej społeczności. To znaczyło że jest nas tu więcej. To napawało mnie nadzieją i optymizmem bo przy odrobinie szczęścia trafię między dobrych, porządnych ludzi, z którymi przejdziemy tę grę wspólnie się wspierając. Zgodnie z najczarniejszym scenariuszem trafię do nowożytnej Sparty, okażę się do niczego i zostanę zlikwidowany żeby nie zabierać pożywienia i tlenu prawdziwym wojownikom.
Myślę, że muszę szybko wymyślić sobie jakiś plan na życie. Nie nadaję się do otwartej walki a ciężka praca fizyczna też nie jest raczej spełnieniem moich marzeń. W moim przypadku znalezienie sobie specjalizacji może okazać się trudniejsze niż myślałem. Nie mam żadnych nadzwyczajnych zdolności, ale uczę się też całkiem szybko, więc może coś wykombinuję.

-Aaaa więc mówisz, że też jesteś tu od niedawna, hm? Jak się tu znalazłeś? też grałeś w grę? Gdzie właściwie idziemy? I co się będzie działo? Stresuję się ! Co jeśli Leading Light mnie nie przyjmie tylko odprawi z kwitkiem? Jak powinienem się do niego zwracać? Zaraz chyba skonam z tych nerwów! Proszę cię Kay, opowiedz mi wszystko co wiesz na temat tego miejsca! - Zacząłem zasypywać go dręczącymi mnie pytaniami. Chyba powoli wraca standardowy Gilbert, któremu usta się nie zamykają. Może i trochę histeryzowałem, ale miałem skłonności do odgrywania roli królowej dramatu.
-Tak serio to wierzysz w to wszystko?- Spytałem nieco podejrzliwie – W tą całą śmierć zarówno tutaj jak i w prawdziwym świecie? - Nadal nie miałem pewności czy chłopak jest prawdziwy, czy wszystko tutaj jest prawdziwe. jednak nie pozostało mi nic innego niż płynąć z falą i zobaczyć co będzie się działo dalej.

Moim oczom ukazały się wysokie mury, które logicznie rzecz biorąc powinny okalać miasto. Jednak po przekroczeniu ich okazało się, że wewnątrz znajdują się kolejne tym razem już faktycznie otaczające osadę. Przeszliśmy pomiędzy dwoma, blisko znajdującymi się wieżami strażniczymi i ruszyliśmy główną drogą, mijając po drodze warsztaty rzemieślników, szpital i oberżę. Zatrzymaliśmy się wkrótce po tym pod jakimś budynkiem, prawdopodobnie zamieszkanym przez osobę, którą Kay nazywał Isil.
-To tutaj prawda? -Spytałem głupio, jednak chciałem jakoś przerwać ciszę, która towarzyszyła nam od kilku minut. Odniosłem wrażenie, że mój towarzysz prowadząc mnie tutaj nie do końca miał pewność czy zastanie guru wioski na włościach. Nie mogę go jednak winić, tutaj nie ma telefonów ani nic w tym stylu. Może przy odrobinie szczęścia uda mi się wyszkolić jakieś tutejsze ptaki aby przenosiły wiadomości jak gołębie pocztowe. To może być całkiem niezły plan na biznes, zdecydowanie rozważę taką opcję.

(1095 wyrazów)

Komentarze