Od Nico do Isil
Ten dzień zapowiadał się tak zwyczajnie. Wszystko takie same, pełne normalności.
Jednak ten dzień miał zmienić mój los. Być może na zawsze albo miałbym szczęście.
Wróciłem z gimnazjum na rowerze, tak jak zawsze. Zgrabnie z niego zeskoczyłem przed domem i wszedłem przez obskurne drzwi do przedsionka. Zapaliłem lampę i zaczekałem aż po pokoju rozlało się blade nieco mrugające światło. Zsunąłem buty ze stóp i ruszyłem do pokoju, który powiedzmy mogłem nazwać swoim. Zatrzymał mnie wibrujący głos ojczyma.
- Nico - jego głowa wystawała zza grubej ściany. - Mam dla ciebie niespodziankę.
Muszę przyznać, że bardzo się zdziwiłem. Nie byliśmy bogaci, wręcz przeciwnie- zawsze staraliśmy się odkładać każde pieniądze. Jednak gdzieś w głębi duszy cieszyłem się, a dodatkowo nakręcał mnie fakt, że nie miałem żadnych domysłów. No i nigdy jeszcze nie dostałem prezentu właściwie bez okazji. Tak więc przez całą drogę snułem domysły co do pochodzenia tej niespodzianki. Gdy dotarliśmy na miejsce, przysiadłem z wrażenia. Po chwili przeniosłem wzrok na uśmiechniętego ojczyma, który ciekawie na mnie spoglądał.
- Woah... - szepnąłem. - Ja... Dz-dziękuję.
Spoglądałem na naprawiony komputer, który kiedyś należał do mojej mamy. Zniszczył się w wyniku używania przez lata, ale teraz działał- dochodził z niego charakterystyczny szum. Byłem pewien, że w tamtej chwili świeciły mi się oczy. Jeszcze raz zerknąłem na ojczyma, bo nie mogłem uwierzyć, iż działo się to naprawdę.
- To nie wszystko - odezwał się w końcu Mark i otarł ręce o spodnie. Na materiale została plama po mące, musiał coś piec. - Poszukaj w szafce.
Zaintrygowany dźwignąłem się w podłogi i rozprostowałem nogi. Niepewny, co zastanę, otworzyłem jedną z szuflad, ale tam nic nie było. Tylko moje książki i walające się długopisy. Zajrzałem więc do kolejnej- pudło. Przeszukałem już większość szuflad z kilku szafek, gdy trafiłem na tę właściwą. Co to? Tak właśnie brzmiała moja pierwsza myśl po zobaczeniu małego płaskiego pudełeczka. Ująłem je w dłoń i okręciłem pojemnik z plastiku. Na przedzie przyklejona była ilustracja z wymyślnym napisem, który dopiero po chwili udało mi się rozszyfrować.
- Netting End - przeczytałem na głos. Mark chyba zobaczył, że nie miałem pojęcia co trzymałem w dłoni, bo zaczął mi cierpliwie tłumaczyć. Podobno to była bardzo popularna gra komputerowa, którą wszyscy się zachwycali. Nie byłem pewien co mam myśleć.
- A z jakiej to okazji? - wykrztusiłem w końcu. Zazwyczaj dostawałem prezenty tylko w urodziny, czasami jeszcze na święta Bożego Narodzenia. Ojczym odpowiedział mi, że tak sobie, żebym mógł się czymś nacieszyć. Według niego należało mi się coś od życia, ale ja nie byłem tego taki pewien.
Kiedy Mark wyszedł z pomieszczenia, zostawiając za sobą jedynie na wpół przymknięte drzwi, z drżącymi rękami odpaliłem grę. Dołączone były jakieś okulary, które zauważyłem dopiero podczas zamykania szuflady. Po chwili wahania założyłem je i pozwoliłem na swobodne opadnięcie kabli. Te z kolei jakby przyssały się do moich poszczególnych kończyn, ale nieszczególnie zwróciłem na to uwagę. Wymacałem myszkę, ponieważ przez okulary widziałem tylko ekran startowy gry. Wydało mi się to dziwne, bo nie podłączałem ich do komputera, ale to też zbyłem i zrzuciłem na swoje roztrzepanie. Szkoda, że nie byłem wtedy bardziej uważny. Nie wierzyłem aż tak bardzo w siebie. Przełknąłem gulkę rosnącą mi z każdą chwilą w gardle i poprawiłem jedno ze szkiełek. Po chwili wahania kliknąłem start i zacząłem ustawiać swój wygląd. Postanowiłem stworzyć siebie w miarę podobnego do mojej prawdziwej postaci. W końcu kliknąłem jarzący się na czerwono przycisk "OK" i ustawiłem sobie jeszcze nazwę- banalny skrót od mojego imienia. Gdy gra się zalogowała, głośno wciągnąłem powietrze, będąc w niemałym szoku. Jednak realizm tej gry uznałem za normalny, bo nigdy wcześniej nie grałem w żadną tego typu grę. Przez chwilę miałem nawet wrażenie, że stercząc na jakimś placu czułem na twarzy przyjemne ciepło od słońca. Ale to przecież niemożliwe, prawda? Kliknąłem w samouczek i teraz muszę się przyznać- przeszedłem go dopiero bodajże za czwartym razem. Ale przynajmniej miałem coś na usprawiedliwienie. Westchnąłem i kliknąłem w napis "start". Kilkukrotnie neonowe kolory mignęły mi przed oczami, po czym zobaczyłem rozległy, oświetlony promieniami słonecznymi targ. Chciałem się cofnąć do menu, żeby więcej przeczytać o terenach w grze, ale nie widziałem odpowiedniej ikonki. Przez chwilkę szukałem, ale nigdzie nie mogłem jej znaleźć, więc dałem sobie spokój. Uznałem, że tak działają te nowe gry- muszę najpierw przejść jakiś etap, żeby móc się zatrzymać.
- Ciekawe - mruknąłem do siebie i spojrzałem jeszcze raz na ekran... Znaczy przed siebie, bo wszystko widziałem jak prawdziwe. W rogu wyświetlał się napis, że dostałem jakąś wiadomość, więc kliknąłem w niego. Rzeczywiście, dostałem coś od bota gry, co wywnioskowałem po nietypowej nazwie i śmiesznym, niekonkretnym zdjęciu na profilówce. Zabrałem się za czytanie i z każdą chwilą czułem przytłaczający mnie ciężar. Jednak wierzyłem w otrzymaną wiadomość, to nie mógł być żart. I nie był. W końcu autorzy gry chyba by nie żartowali z czegoś takiego. Ale jakaś część mnie bardzo chciała wierzyć, że to tylko głupi psikus. Czułem się zdezorientowany i wiedziałem, że byłem blisko wpadnięcia w panikę. Łzy napłynęły mi do oczu, a obraz rozmazał się, dlatego w naturalnym odruchu sięgnąłem dłońmi do oczu. Kiedy chciałem obetrzeć łzy, nie wyczułem materiału okularów, co wprawiło mnie w jeszcze większe osłupienie. Mimo wszystko, nie miałem czasu, żeby się nad tym zastanawiać. Jeszcze raz kliknąłem w swoja skrzynkę i dokładniej przeanalizowałem tekst. Nie było tutaj mowy o pomyłce. Westchnąłem i na próbę chciałem poruszyć ręką postaci, czy też teraz mnie. Ujrzałem dłoń tak samo, jakbym wyciągnął swoją prawdziwą przed siebie. Przełknąłem ślinę.
- Może i to okropne, ale ta gra jest naprawdę dobra - powiedziałem do siebie.
Na próbę zrobiłem kilka kroków. Wszystko działało sprawnie i czułem się, jakbym naprawdę robił to wszystko. Kiedy wyciągnąłem ręce przed siebie, na "swojej" bladej skórze zobaczyłem nawet lśniące kropelki potu. Faktycznie- czułem ogromny gorąc suszący mnie w krtani. Starałem się nawilżyć gardło śliną, ale niewiele mi to pomogło. Kiedy tak marszczyłem brwi i w próbie ochłodzenia się, energicznie machałem ręką przy twarzy, przez swój brak uwagi wpadłem na kogoś.
- P-przepraszam - natychmiastowo wyjąkałem. Patrzyłem na wysoką dziewczynę... A może i kobietę z błyszczącymi w słońcu, srebrnymi włosami. Przestraszony spojrzałem na nią i zacząłem się cofać. - Ja naprawdę... - zabrakło mi słów. - Nie chciałem.
Takie tam 1022 słowa, żebyś się nie nudziła
Komentarze
Prześlij komentarz