Od Kate do kogoś

Nazywam się Karolina Funt. Najważniejszą i najbliższą mojemu sercu osobą jest moja o trzy lata młodsza siostrzyczka, Klara. Przed wypadkiem było całkowicie inna atmosfera pomiędzy nami. Byłyśmy jak takie typowe rodzeństwo, które non-stop się ze sobą kłóci o byle pierdołę.

-Co się tak właściwie stało, jaki wypadek?- można zapytać.

  Nasi rodzice, Grzegorz i Sara Funt, postanowili odpocząć od naszych siostrzanych kłótni i pojechali na wakacje nad morze. Spędzili tam szczęśliwie cały tydzień, odtwarzając wspomnienia. To właśnie tam tata oświadczył się mamie! To cudowne, że mogli wrócić w to samo miejsce. Razem z siostrą codziennie wieczorem dzwoniłyśmy do nich, by posłuchać o tym, co zobaczyli, powiedzieć co u nas. Jednak nadszedł ten ostatni dzień, gdy musieli opuścić ich stare oraz nowe wspomnienia i wrócić do nas. Wsiedli szczęśliwi i wypoczęci do pociągu. Nikt nie wiedział, że coś może pójść nie tak, nic tego nie zapowiadało, jednak na ostatniej prostej z drugiej strony pojawił się drugi pociąg. Obydwa jechały za szybko i nie miały szans, by wyhamować na czas. Zginęło wtedy wiele osób. Niektórych ciał, a raczej części, które z nich pozostały, nie dało się rozpoznać. Media długo pisało o tym nieszczęsnym wypadku. Próbowali dociec, kto był temu winien, czy to było zaplanowane, kogo to pomyłka. Sądzę, że to tak naprawdę bez znaczenia. Stało się, więc lepiej, by bardziej zwracali uwagę na trasę pociągów itp. W końcu czasu się nie cofnie, a żyjemy dalej.

  Po tym zdarzeniu zamieszkałyśmy na wsi u dziadków. Wcześniej bywałyśmy tu od święta do święta, a w tamtym momencie, ten budynek stał się naszym nowym domem. Jak to na wsi zwykle jest, było tam bardzo spokojnie. Razem z Klarą przejęłyśmy część obowiązków, by odciążyć dziadków, ale też odstawić na bok żałobę po rodzicach. To wydarzenie bardzo nas do siebie zbliżyło. Obie czułyśmy, że możemy sobie ufać, mówić o problemach. W końcu znałyśmy się od zawsze. Pierwsze miesiące od wypadku były bardzo ciężkie. Nie wiem jak Klara, ale ja miałam problemy z koncentracją na lekcjach, przez co dostawałam coraz to słabsze oceny. Mój charakter się nie zmienił jakoś drastycznie, po prostu myślami byłam gdzieś indziej, jednak moja siostra diametralnie się zmieniła. Bym powiedziała, że zachowywała się doroślej niż inne dziewczynki w jej wieku, ale też zamknęła się w sobie. Rozmawiała w sumie tylko ze mną i dziadkami, nie była chętna do poznawania nowych osób, a jak było więcej ludzi w pobliżu, to w ogóle przestawała się odzywać. Wszyscy bardzo się o nią martwiliśmy i staraliśmy w jakiś sposób pomóc, ale ona odrzucała jakąkolwiek naszą inicjatywę. Ja natomiast pracowałam nad koncentracją i szło mi coraz lepiej, aż w końcu funkcjonowałam normalnie. Klara nie mogła tego zrozumieć. Nie mogła pojąć, że tak łatwo zapomniałam o śmierci rodziców. Jednak to wcale nie jest prawdą. Nie zapomniałam o tym, tego nie da się zapomnieć. Śmierć bliskich wywiera na każdym człowieku jakiś trwały ślad. Po prostu nauczyłam się żyć z tą świadomością i nie zatracać się zbytnio w przeszłości. Co nie znaczy, że ją w ogóle ignorowałam. Po ustabilizowaniu emocji, okazało się, że jestem bardzo dobra w przedmiotach ścisłych. Myślałam logicznie i nie komplikowałam działań. Szybko znajdowałam proste rozwiązanie wyjścia z problemu matematycznego. Po dwóch latach nauki w gimnazjum i pracowaniu dodatkowo pod czujnym okiem nauczycieli, byłam na poziomie ponad tą szkołę. Zdarzało się, że udzielałam korepetycji uczniom z wyższych klas ode mnie.

  Kiedy nadszedł czas wyboru szkoły ponadgimnazjalnej miałam niemały problem. W miasteczku, do którego jeździłyśmy z siostrą do szkoły, nie było praktycznie żadnego wyboru. Jedno liceum, jedno gimnazjum, jedna podstawówka. Nie chciałam iść do tego liceum, ponieważ nawet nauczyciele mówili mi, że nie rozwinę się tam jakoś bardzo. Zaczęłam więc szukać szkół w dalszych regionach mojego województwa. Spędziłam nad tym dość sporo czasu, ale udało się! Niestety liceum, które wybrałam, znajdowało się ok. 50 km od mojego miejsca zamieszkania. Musiałam poważnie się zastanowić, czy na pewno chcę iść do tej szkoły, gdyż oznaczało to mieszkanie samej daleko od rodziny, wracanie do domu tylko na dłuższe przerwy i całkowicie nowe środowisko. Nie wiedziałam też jak poradzi sobie z tym moja młodsza siostra. Nadal się do końca nie pozbierała po tej tragedii. W sumie ja też, ale po mnie może aż tak tego nie widać. Ostatecznie przeprowadziłam się do miasta, obiecując sobie, że gdyby w domu było coś nie tak, wracam tam natychmiast.

  Dzielnica, w której mieszkałam, należała do jednej z najcichszych w okolicy. Sprawiało to idealne warunki do nauki, ale też do niepokoju. Zawsze gdy kończyłam późnymi godzinami zajęcia, było już ciemno. Chodzenie po uliczkach to istny koszmar! Każdy najmniejszy hałas wzbudza strach. Mimo że nic nigdy złego mi się nie zdarzyło, nie pozbyłam się tego uczucia, że zaraz ktoś może wyskoczyć zza rogu. Niby mieszkałam na wsi, gdzie też jest bardzo spokojnie, ale to zupełnie inny klimat. W szkole szło mi bardzo dobrze, lecz brakowało mi takiej odskoczni od tego wszystkiego. Wręcz ucieczki od problemów, zmartwień. W tym celu w drugim miesiącu nauki po zajęciach wstąpiłam do sklepu z grami. Nie znałam się jakoś szczególnie na nich, ale bardzo zaciekawił mnie jeden z ich tytułów, brzmiał ,,Netting End”. Sprzedawca opowiadał mi, że w tej grze można było naprawdę widzieć, słyszeć, czuć i smakować. Tak jakby był tam inny świat, w którym można żyć. Wspomniał też, że ostatnio dużo osób kupiło tą grę. Bez wgłębiania się w fabułę tej gry, postanowiłam ją kupić. Nigdy nie grałam w grę, w której zmysły mogły wszystko odczuwać i to przeważyło nad moją decyzją.

   Zafascynowana wróciłam do mieszkania. Zgodnie z instrukcjami, zawartymi w opakowaniu, podłączyłam urządzenia do prądu i założyłam cały wymagany sprzęt.

-Link start!- powiedziałam.

  Po krótkiej chwili znalazłam się na placu, gdzie mogłam stworzyć swoją postać. Szybko powybierałam pasujące mi opcje i zaczęłam grę. Netting End wyglądało niezwykle realistycznie. Wzięłam głęboki wdech. Rzeczywiście czułam zapach świeżego powietrza, słyszałam szum drzew znajdujących się niedaleko, widziałam, a nie patrzyłam się w ekran. To było niesamowite! Nagle dostałam jakąś wiadomość. Z zaciekawieniem otworzyłam swoją skrzynkę pocztową, jednak mój entuzjazm z minuty na minutę był coraz mniejszy. Słowa, które przeczytałam były bardzo niepokojące. Przełknęłam nerwowo ślinę. Czy to może być prawda? Czy gra może być na takim poziomie, by móc zabijać w rzeczywistości? Chciałam się gdzieś schować, ta wiadomość była wręcz przytłaczająca.  Pobiegłam w stronę najbliższego drzewa i wdrapałam się na nie. Siedząc na nim, próbowałam uspokoić myśli. Przecież to niemożliwe, nie ma co się przejmować! Dla potwierdzenia swoich słów ruchem ręki wywołałam menu i kliknęłam w miejsce, gdzie zwykle jest napis „wyloguj się”. Po kilkukrotnej próbie spojrzałam badawczo na miejsce, które dotykałam. Nie było tam nic.

- No to super, skończę swój żywot w jakiejś grze- pomyślałam.

  Nagle coś obok mnie zaszeleściło w liściach. Szybko odwróciłam się w stronę dźwięku. Oczy momentalnie poszerzyły się ze strachu, a ja zaczęłam piszczeć.

-Pomocy!- krzyczałam na cały głos.

<Ktoś? Pomoc mile oczekiwana>

Komentarze