Od Kay'a cd Glee ,,Pierwszy dzień pracy''

Dziś jest mój pierwszy dzień pracy! Wyszedłem z domu i ruszyłem w stronę kopalni w dobrym nastroju. Gdy przechodziłem przez wewnętrzną bramę, spytałem jednego ze strażników o drogę. Powiedział, że muszę skręcić w lewo, tak więc zrobiłem. Jakiś czas później dotarłem do kopalni. Zorientowałem się jednak, że tak naprawdę nie była to kopalnia, a raczej miejsce pod nią wyznaczone. Tak to jest, być pierwszym wydobywcą... Wziąłem do ręki kilof i zacząłem kopać, nawet dobrze mi szło. Netting End pozwalał na przechowywanie w ekwipunku ogromnej ilości przedmiotów, więc nie musiałem mieć wagonika, ani niczego innego. Haha, jednak jest w tej grze coś nierealnego.
Po dwóch godzinach pracy dokopałem się w końcu do poziomu, na którym zaczęły występować inne materiały niż kamień. Mój pasek energi był już dawno za połową, zacząłem też sam odczuwać duże zmęczenie. Gdy chciałem już skończyć kopać, dostrzegłem wyłaniającą się spod kamienia rudę. Oczyściłem szybko teren wkoło i odkryłem, że to węgiel. Lepsze to, niż nic. Szybko go wykopałem i opuściłem kopalnię.
Kiedy wróciłem na powierzchnię, odetchnąłem z ulgą. Pomyślałem, że dobrze byłoby jeszcze pozyskać trochę drewna, więc wyznaczyłem sobie teren do wycinki. Sciąłem dwa drzewa, odciąłem gałęzie i zabrałem całe drewno do ekwipunku.
Wróciłem do Gildii i odłożyłem to wszystko do magazynu. Jakiś gracz popodliczał co przyniosłem i dał mi małą zapłatę.
Następnie opuściłem punkt zero, żeby pozbierać rośliny dla alchemików. Trochę się bałem, ale na terenie Gildii nie było wielu wartościowych roślin. Jeśli będę ostrożny, wszystko powinno być w porządku. Po dłuższej chwili, udało mi się znaleźć kępkę Albani.
Już chciałem zebrać roślinę, gdy nagle zza moich pleców wyskoczył mechpard i popchnął mnie na ziemię. Krzyknąłem z bólu, gdy stanął mi na plecach, nie miałem jak się obronić. Niespodziewanie wyleciał jakiś człowiek waląc w mecha. Ten przewrócił się i zginął.
- Cześć, uważaj na siebie na przyszłość - powiedziała nieznajoma i mrugnęła do mnie. - bierz, co chcesz i leć do Gildii, zanim jeszcze coś cię zaatakuje.
- Ty go zabiłaś, to twój łup - wskazałem martwego mecha.
Dziewczyna opatrzyła mi ranę. Zerwałem albanię, podziękowałem za uratowanie życia i poszedłem do Gildii.
Po drodze, zauważyłem jakiegoś gracza, który pojawił się i po chwili ruszył przed siebie. Pewnie nowy... Podbiegłem do niego i zapytałem:
- Dopiero co się zalogowałeś, prawda?
Potaknął.
- Jestem Kay, choć zaprowadzę Cię do Leading Lighta, to taki przywódca naszej społeczności, którą stworzyliśmy, żeby razem przejść grę. Chociaż w sumie też nie jestem tu długo - uśmiechnąłem się.
- Jestem Glee - mruknął ,,nowy''.
I ruszyliśmy do Isil.

<Glee? Może być?>

Komentarze