Od Qennie cd Matt'a

Jedzenie było naprawdę dobre. Miałam skoczyć na arenę sobie powalczyć albo dokładniej poćwiczyć swoje umiejętności. Bo najwyższy czas.
Nie wiem, ile tam siedzieliśmy. Niezbyt, się jakoś spieszyło, aby cokolwiek zrobić.
W pewnym momencie zaczęła się jakaś rozróba, dlatego, nawet gdy Matt się wtrącił, zwiałam przez okno. Westchnęłam, bo lepiej zwiać niż się w to wszystko wtrącać, przecież to aż niebezpieczne. Stracić swoich punktów nie chce. Mimo wszystko ruszyłam w góry vesma. Lubię tamtejszy powiew wiatru. Jest przyjemny, jako iż władam nad powietrzem, to polubiłam tamtejsze powietrze, jeszcze bardziej.

***

Przeszłam przez dżunglę (tak nazywam niekiedy las). Po czym musiałam zacząć się wspinać na szczyt. Może znowu się wzniosę. Fajnie czuć tam jakby się latało, jednakże trzeba też wiedzieć, kiedy się mocno trzymać. Choć wciąż jestem na niskim poziomie w tkaniu powietrza, to zawsze mogę spróbować się czegoś nauczyć. To miejsce jest tego warte, gdyż praktycznie nikt się tu nie utrzyma. Śmiesznie też wygląda to, jak się starają, aby wiatr ich nie porwał.
No może też raz mnie porwał i byłam nieco poobijana, ale zaczęłam się szybciej uczyć. Dużą uwagę zwracałam też na wiatr. Czułam go dogłębnie, taki lekki, a zarazem potężny jak nawet nie wiem jak co. Odetchnęłam głęboko, aby pozbierać siły.
Usiadłam na środku góry i zaczęłam medytować. Chciałam się połączyć z górą i wiatrem, poczuć ich, stać się nimi. Kiedyś nauczyła mnie tego siostra.
-Żyj z naturą, to ona także się odwdzięczy. - jej słowa wykrył mi się w pamięć. Jej głos był taki łagodny jak poranna rosa po deszczu oraz szorstki jak kolce jeża. Mimo to jest wspaniała osoba, chociaż nie wiem, co z nią jest. Nie raz, chciałam wrócić i zobaczyć co z rodziną. Nawet miałam taki sen, ale gdy się budziłam, ich nie było już. Wtedy zawsze musiałam wyjść i coś zrobić. Po prostu nie myśleć, o tym. Tak jest lepiej, prościej. Gra wciąż trwa, czas przejść wyżej, aż w pewnym momencie wyjść i wrócić do domu. Do rodziny i gdzieś wyjechać. Choć ta rzeczywistość mnie nie zaraza, do kolejnych gier. Wręcz intryguje, może kolejna będzie zupełnie inna. Ciekawsza, z większą ilością niespodzianek. Ta jest jak takie normalne życie. Nieco nudne, ale choć też jakby skrywało w sobie coś.

Oddałam się w objęcia góry i wiatru, mogłam poczuć ten przeszywający i rozluźniający mięśnie wiatr, oraz ciepło niemal gorąc z góry. Równowaga oraz stabilność. Dużo dawało. W pewnym momencie skończyłam gdzieś indziej. Widziałam moją siostrę. To jak byłyśmy małe, może to halucynacje, a może i prawda. Tego się nie dowiem, choć to miłe wspomnienie.
Pierwszy raz zabrała mnie do salonu gier, zagrałyśmy we wszystkie gry, zdobyłyśmy więcej zabawek, niż mogłyśmy unieść, po czym poszłyśmy na lody. Świetna zabawa, a tuż po tym na niebie pojawiły się, spadające gwiazdy czego można chcieć więcej. Magiczny dzień, który zapamiętam na wieczność.

Jednakże w pewnym momencie dziewczynka tzn. mała ja do mnie podeszła. Wręczyła mi coś i się uśmiechnęła, po czym pokazała język. Cała ja. Po chwili obraz się zamazał, a ja otworzyłam oczy. Spojrzałam na dłoń, a w niej znajdowało się coś dziwnego.

<Matt? Sorki, że tak długo. Szukałam weny.>

Komentarze