Od Isil CD Tsume
Chłopak odszedł. Wciąż w dobrym humorze, postanowiłam pójść na arenę i pooglądać kilka dzisiejszych walk. Myśl o tym wszystkim co trzeba zrobić w domu, była taka... Ech, może dzisiaj pójdę spać w gospodzie. Problem kolacji również będzie z głowy... Potrząsnęłam głową z niedowierzaniem. Ja to potrafię być leniwa... Trzeba natychmiast wracać do domu, wziąć się do roboty, a kolacją nie kłopotać się wcale. Ale z drugiej strony... Obejrzenie kilku pojedynków mi w niczym nie przeszkodzi, wręcz przeciwnie: może się czegoś nauczę?
Szybkim krokiem weszłam do dużego budynku, aby nie zmienić zdania. Szybko przejrzałam tablicę dzisiejszych walk/ćwiczeń i usiadłam w kącie, na moim ulubionym miejscu. Ksaven dzisiaj nie walczył, ani żaden inny wojownik, którego znałam. Cóż, trudno. Pierwszy pojedynek rozgrywali chłopak i dziewczyna, oboje z pierwszym levelem. Przez chwilę walczyli, po czym dziewczyna upadła na ziemię. Nawet ja dostrzegałam te wszystkie błędy, które popełniali. Zła postawa, źle wykonany unik... On się odsłania po niezbyt zgrabnym ataku, a ona nawet nie wykorzystuje tej szansy.
Kolejna walka była już ciekawsza. Dwie grupy ośmiu wojowników z mniej więcej szóstymi levelami, ćwiczyły strategię na kilka osób. Najpierw jedna grupa atakowała, potem druga. Wszystkie ataki i obrony były bardzo przemyślane. Jedna grupa stała w szeregu, osłonięta tarczami i tylko na chwilę jeden się odsłaniał i zadawał cios. Zaraz po nim drugi, trzeci i tak dalej... Graczom udało się zachowywać jak jeden organizm. Pełna podziwu dla nich wyszłam z areny. Więcej ćwiczeń dzisiaj nie było.
Stałam na chodniku przed areną i patrzyłam na niebo. Całe upstrzone gwiazdami, układającymi się w nieznane mi gwiazdozbiory. Obce niebo, choć tak strasznie podobne do naszego na Ziemi...
Było zdecydowanie za późno. Nie miałam po co wracać do domu, nic bym nie zdążyła już zrobić. Ruszyłam do gospody, przynajmniej raz nie pójdę spać głodna. Było bardzo cicho. Dopiero kilka kroków od gospody, gdzie nocne życie było najwidoczniejsze, dał się słyszeć gwar rozmów i śmiechu. Poczułam woń jedzenia i zgłodniałam jeszcze bardziej. Bez chwili zastanowienia popchnęłam drzwi i znalazłam się w środku. Zamrugałam kilka razy oczami, żeby przyzwyczaić się do ostrego światła i podeszłam do gospodarza.
-Dzień dobry, co panience podać? -spytał swoim tubalnym głosem.
Przez chwilę stałam przed karta dzisiejszego menu i się zastanawiałam.
-Poproszę potrawkę i coś do picia -odezwałam się w końcu.
-Alkohol? -dopytywał.
-Nie, wolałabym herbatę.
Mężczyzna wzruszył ramionami i zniknął by po chwili znów się pojawić z kubkiem herbaty. Wręczył mi ją i powiadomił, że potrawka będzie za chwilę. Rozejrzałam się za jakimś wolnym stolikiem. Było ich jeszcze kilka, najwidoczniej nie było aż tak późno, jak mi się wydawało. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę małego trzyosobowego stolika w kącie. Zaraz jednak stanęłam i przygryzłam wargę, widząc, że muszę przejść obok stolika pełnego wrzeszczących, zapewne nieźle spitych, mężczyzn. Obejrzałam się i dostrzegłam, że reszta stolików została już zajęta. Cała moja pewność siebie się ulotniła.
-Hej, ty tam! -wrzasnął do mnie jeden z pijaków. -Dołączysz się do nas?
-Zwariowałeś? -oburzył się drugi. -On wygląda na totalnego mięczaka, patrz jaka z niego chudzina! Wstydem by było dla nas siedzieć obok kogoś takiego.
-Przesadzasz, wygląda całkiem słodko -roześmiał się głupio pierwszy. -Taki mały, uroczy, bezradny chłopczyk.
Westchnęłam cicho i zmusiłam się do ruszenia dalej do przodu. Pochyliłam lekko głowę, żeby mieć pewność, że kaptur zakrywa mi całą głowę.
Ominęłam ich stolik szerokim łukiem, a i tak ten pierwszy dał radę mnie dotknąć tym swoim tłustym łapskiem. Zrzucił mi z głowy kaptur i przejechał ręką po szyi. Natychmiast zacisnęłam oczy, wspomnienia wróciły. Poczułam łzę na policzku. W ułamek sekundy opanowałam się i otworzyłam oczy z powrotem. Wszyscy biesiadnicy siedzieli jak zamurowani i patrzyli na mnie z szeroko rozdziawionymi ustami.
-To dziewczyna -wyjąkał ten pierwszy.
-Co tam się dzieje!? -pojawił się gospodarz z dużą pałką. -Dajcie tej biednej dziewczynie przejść!
Szybko dotarłam do mojego stolika, dziękując w duchu gospodarzowi.
Zmieszani mężczyźni wstali i się wynieśli. Za nimi podążyło jeszcze kilku innych, zapewne byli większą grupą. Wzięłam łyk herbaty i z trudem przełknęłam. W moich oczach zbierały się łzy. Usłyszałam, że ktoś wchodzi, ale nie obchodziło mnie to. Czułam się okropnie.
-Poproszę... -usłyszałam znajomy głos.
Podniosłam głowę i napotkałam spojrzenie tamtego chłopaka, chyba Tsume. Szybkim ruchem z powrotem pochyliłam głowę nad kubkiem herbaty.
-Potrawka gotowa! -zawołał do mnie gospodarz.
No nie, znowu trzeba wstać. Podeszłam i ignorując chłopaka podniosłam swój talerz.
-Wszystko w porządku? Nic panience nie zrobili? -spytał mnie starszy mężczyzna, odwieszając pałkę.
-Nic... -mruknęłam nie do końca zgodnie z prawdą. -Dziękuję.
Wróciłam do swojego stolika. Potrawka była wyśmienita, prawie taka jaką robiła kiedyś, dawno temu, moja mama.
<Tsume? Może być? Nie miałam pomysłu, to różme głupoty poopisywałam. :P>
Szybkim krokiem weszłam do dużego budynku, aby nie zmienić zdania. Szybko przejrzałam tablicę dzisiejszych walk/ćwiczeń i usiadłam w kącie, na moim ulubionym miejscu. Ksaven dzisiaj nie walczył, ani żaden inny wojownik, którego znałam. Cóż, trudno. Pierwszy pojedynek rozgrywali chłopak i dziewczyna, oboje z pierwszym levelem. Przez chwilę walczyli, po czym dziewczyna upadła na ziemię. Nawet ja dostrzegałam te wszystkie błędy, które popełniali. Zła postawa, źle wykonany unik... On się odsłania po niezbyt zgrabnym ataku, a ona nawet nie wykorzystuje tej szansy.
Kolejna walka była już ciekawsza. Dwie grupy ośmiu wojowników z mniej więcej szóstymi levelami, ćwiczyły strategię na kilka osób. Najpierw jedna grupa atakowała, potem druga. Wszystkie ataki i obrony były bardzo przemyślane. Jedna grupa stała w szeregu, osłonięta tarczami i tylko na chwilę jeden się odsłaniał i zadawał cios. Zaraz po nim drugi, trzeci i tak dalej... Graczom udało się zachowywać jak jeden organizm. Pełna podziwu dla nich wyszłam z areny. Więcej ćwiczeń dzisiaj nie było.
Stałam na chodniku przed areną i patrzyłam na niebo. Całe upstrzone gwiazdami, układającymi się w nieznane mi gwiazdozbiory. Obce niebo, choć tak strasznie podobne do naszego na Ziemi...
Było zdecydowanie za późno. Nie miałam po co wracać do domu, nic bym nie zdążyła już zrobić. Ruszyłam do gospody, przynajmniej raz nie pójdę spać głodna. Było bardzo cicho. Dopiero kilka kroków od gospody, gdzie nocne życie było najwidoczniejsze, dał się słyszeć gwar rozmów i śmiechu. Poczułam woń jedzenia i zgłodniałam jeszcze bardziej. Bez chwili zastanowienia popchnęłam drzwi i znalazłam się w środku. Zamrugałam kilka razy oczami, żeby przyzwyczaić się do ostrego światła i podeszłam do gospodarza.
-Dzień dobry, co panience podać? -spytał swoim tubalnym głosem.
Przez chwilę stałam przed karta dzisiejszego menu i się zastanawiałam.
-Poproszę potrawkę i coś do picia -odezwałam się w końcu.
-Alkohol? -dopytywał.
-Nie, wolałabym herbatę.
Mężczyzna wzruszył ramionami i zniknął by po chwili znów się pojawić z kubkiem herbaty. Wręczył mi ją i powiadomił, że potrawka będzie za chwilę. Rozejrzałam się za jakimś wolnym stolikiem. Było ich jeszcze kilka, najwidoczniej nie było aż tak późno, jak mi się wydawało. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę małego trzyosobowego stolika w kącie. Zaraz jednak stanęłam i przygryzłam wargę, widząc, że muszę przejść obok stolika pełnego wrzeszczących, zapewne nieźle spitych, mężczyzn. Obejrzałam się i dostrzegłam, że reszta stolików została już zajęta. Cała moja pewność siebie się ulotniła.
-Hej, ty tam! -wrzasnął do mnie jeden z pijaków. -Dołączysz się do nas?
-Zwariowałeś? -oburzył się drugi. -On wygląda na totalnego mięczaka, patrz jaka z niego chudzina! Wstydem by było dla nas siedzieć obok kogoś takiego.
-Przesadzasz, wygląda całkiem słodko -roześmiał się głupio pierwszy. -Taki mały, uroczy, bezradny chłopczyk.
Westchnęłam cicho i zmusiłam się do ruszenia dalej do przodu. Pochyliłam lekko głowę, żeby mieć pewność, że kaptur zakrywa mi całą głowę.
Ominęłam ich stolik szerokim łukiem, a i tak ten pierwszy dał radę mnie dotknąć tym swoim tłustym łapskiem. Zrzucił mi z głowy kaptur i przejechał ręką po szyi. Natychmiast zacisnęłam oczy, wspomnienia wróciły. Poczułam łzę na policzku. W ułamek sekundy opanowałam się i otworzyłam oczy z powrotem. Wszyscy biesiadnicy siedzieli jak zamurowani i patrzyli na mnie z szeroko rozdziawionymi ustami.
-To dziewczyna -wyjąkał ten pierwszy.
-Co tam się dzieje!? -pojawił się gospodarz z dużą pałką. -Dajcie tej biednej dziewczynie przejść!
Szybko dotarłam do mojego stolika, dziękując w duchu gospodarzowi.
Zmieszani mężczyźni wstali i się wynieśli. Za nimi podążyło jeszcze kilku innych, zapewne byli większą grupą. Wzięłam łyk herbaty i z trudem przełknęłam. W moich oczach zbierały się łzy. Usłyszałam, że ktoś wchodzi, ale nie obchodziło mnie to. Czułam się okropnie.
-Poproszę... -usłyszałam znajomy głos.
Podniosłam głowę i napotkałam spojrzenie tamtego chłopaka, chyba Tsume. Szybkim ruchem z powrotem pochyliłam głowę nad kubkiem herbaty.
-Potrawka gotowa! -zawołał do mnie gospodarz.
No nie, znowu trzeba wstać. Podeszłam i ignorując chłopaka podniosłam swój talerz.
-Wszystko w porządku? Nic panience nie zrobili? -spytał mnie starszy mężczyzna, odwieszając pałkę.
-Nic... -mruknęłam nie do końca zgodnie z prawdą. -Dziękuję.
Wróciłam do swojego stolika. Potrawka była wyśmienita, prawie taka jaką robiła kiedyś, dawno temu, moja mama.
<Tsume? Może być? Nie miałam pomysłu, to różme głupoty poopisywałam. :P>
Komentarze
Prześlij komentarz