Od Mademoiselle

Wzięłam w dłoń niepozornie wyglądający łuk i niepewnie chwyciłam za cięciwę, po czym napięłam go dociągając do brody. Miałam ogromne obawy, że bazując tylko i wyłącznie na kilku podstawowych informacjach przeczytanych w internecie i lekcjach udzielanych przez ojca w czasach dzieciństwa łuk nie będzie wystarczająco dobry, aby obronić się przed czyhającym dookoła niebezpieczeństwem. Pamiętając słowa rodziciela wyprostowałam się i stanęłam na równiejszym gruncie, nie zastanawiając się zbyt długo samowolnie uwolniłam strzałę. Ku moim obawom poświdrowała w powietrze, zamiast w drzewo naprzeciwko mnie. Wydałam z siebie głośny jęk i sięgnęłam po kolejną strzałę. Im więcej razy próbowałam, tym bardziej zaczynałam wątpić w stwierdzenie ‘’ Do trzech razy sztuka’’ (w moim przypadku bardziej pasowałoby do trzystu razy sztuka). Zrezygnowana zarzuciłam cały sprzęt na plecy i ruszyłam w stronę miasta co rusz rozglądając się dookoła.

~*~

Po kilkunastu minutach drogi już z daleka ujrzałam święcący szyld starej, drewnianej gospody. Spragniona i głodna pchnęłam ciężkie, drewniane drzwi i weszłam do środka. Miejsce w którym się znajdowałam nie należało do najprzyjemniejszych, w powietrzu unosił się swąd stęchlizny i alkoholu. Nie zwracając uwagi na mężczyzn siedzących dookoła i chcąc zachować pozory i ukryć strach, pewnym krokiem ruszyłam w stronę baru. Po czym spojrzałam na starą tablicę ‘’Danie dnia + napój – 3 złote monety’’.
- Co podać? - syknęła w moją stronę starsza barmanka.
- Poproszę danie dnia i niegazowaną wodę. – niepewnie wydusiłam z siebie i usiadłam na krześle obok. Na moje nieszczęście nie minęła chwila, a tuż obok mnie dosiadł się obcy mężczyzna (na moje oko dwudziestoletni) i natrętnie zaczął mi się przyglądać.
- Panienka nie boi się tak całkiem sama błąkać w tej okolicy? – spytał, a rozbawianie błysnęło w jego oczach.
Nerwowo ścisnęłam łuk i z zażenowaniem spojrzałam na niego.
- Czego miałabym się bać? Tym bardziej, że wcale nie jestem sama. – odburknęłam, spoglądając z nadzieją na kobietę przy barze.
Jegomość z minuty na minutę stawał się coraz bardziej nachalny, kładąc dłonie na moje nogi, bądź chwytając za ręce.


- Zostaw mnie. – warknęłam, spychając jego dłoń z mojego uda.
- Niby taka niepozorna, ładna buźka a wyszczekana.
Znowu uśmiechnął się w moją stronę tym obleśnym uśmiechem. Szybko zerwałam się na równe nogi i roztrzęsiona ruszyłam w stronę drzwi.
- Nie tak prędko ślicznotko! Jeśli panienka zapuszcza się w takie miejsca, powinna liczyć się z ewentualnymi konsekwencjami.
Blondyn kurczowo przytrzymał klamkę dłońmi i zrzucił z pleców mój łuk, a strzały rozsypały się dookoła. Nie mogłam zrobić nic, przytrzymał swoją masywną ręką moje usta i zaczął ciągnąć mnie w stronę łazienek. Byłam bezsilna, nawet nie miałam siły żeby się wyrwać z jego objęć.
- Zostaw ją, ona jest ze mną.
Usłyszałam czyjś głos, a mężczyzna momentalnie poluzował uścisk.

< Ktoś? >

Komentarze