Od Isil CD Wuwei

Ja zawsze byłam głupią idiotką, ale żeby aż tak!? Żeby pomylić roboty, po tym jak pracowałam całe dnie z Yu nad bestiariuszem? To chyba naprawdę tylko ja mogłam zrobić... Po raz kolejny wskoczyłam za drzewo, które od razu zajęło się ogniem. Przetoczyłam się za kolejne. Miałam cichą nadzieję, że Wu radzi sobie lepiej... Nieźle nas wkopałam, nie ma co.
Uskoczyłam przed kolejnym ognistym pociskiem, ukucnęłam i strzeliłam. Głupi to ma szczęście, strzała wbiła się w wiatraczek na klatce piersiowej niby-wilka i zwierz padł na ziemię. Wciąż jednak goniło mnie dwóch. Wykonałam kolejny unik. O sekundę za późno. Poczułam przeraźliwy ból na lewej ręce. Wrzasnęłam, próbując ugasić ogień. Zgasł prawie sam po chwili, ale od nadgarstka po łokieć ciągnęła się wielka paskudna, rana. Swąd spalonej skóry, był straszny. Tyle dobrego, że ogień od razu ją zasklepił... Ściskając lewy łokieć, próbowałam się uspokoić. Łzy przesłaniały mi widok, a sama nie byłam zbyt dobrze ukryta. Zaraz mnie dojrzą...
Ostatkiem siły woli wstałam i pobiegłam przed siebie w krzaki. Usłyszałam niski, gardłowy dźwięk, kiedy pożogary ruszyły za mną. Może uda mi się zwabić także te Wu... Wrzasnęłam jeszcze raz. Do dwóch goniących mnie wilków dołączył trzeci. Teraz Wu może da radę... O ile nic jej jeszcze nie jest. Oby tylko nie przejęła się moimi wrzaskami... Dostrzegłam kątem oka Wu walczącą z tylko jednym wilkiem. Chyba była w całości, no i z jednym już się uporała. Z pojedynczym osobnikiem pewnie da radę. A przy najmniej mam taką nadzieję.
-Zablokuj wiatraczek! -krzyknęłam na wszelki wypadek i natychmiast odskoczyłam na bok. Tak jak się spodziewałam, trawa tam, gdzie byłam przed chwilą, natychmiast się zajęła. Wtem zobaczyłam przed sobą strumyk. Woda... Odebrało mi rozum. Zatrzymałam się i weszłam do wody. Ręka piekła potwornie, ale od razu poczułam ulgę. Pożogary chyba nie zauważyły, że skręciłam, bo pobiegły dalej. Kilka metrów dalej zatrzymały się i zaczęły węszyć. Wypiłam szybko dwie mikstury. Jeden z robotów był niebezpiecznie blisko. Delikatnie wysunęłam się zza krzaka i strzeliłam. Znów poczułam okropny ból w lewej ręce. Nie byłam w stanie utrzymać prosto łuku, nic dziwnego, że nie trafiłam. Wilk podniósł głowę, chcąc zawyć, ale upadł na ziemię martwy. Dostrzegłam strzałę Wu, wbitą po lotkę w wiatraczek. Żyła i dała radę z tamtym; odetchnęłam z ulgą. Strzeliłam do kolejnego, sycząc aż z bólu w ręce, którą trzymałam łuk. Jakimś cudem trafiłam. Ostatni zorientował się, że chyba jego szanse zmalały, kiedy został sam i zniknął w lesie. Cała mokra podeszłam do tego co zostało po najbliższym wilku. Ukucnęłam przy nim i wyciągnęłam obie strzały. Ułamek sekundy później cielsko robota rozpadło się na małe piksele. Zza większego drzewa wyszła Wu, nic nie mówiła. Wbiłam wzrok w ziemię.
-Wybacz, chyba trochę pomyliłam stwory... -mruknęłam.
Spojrzałam na swoją ranę i naszło mnie na wymioty. To wyglądało okropnie, choć pasek HP lewej ręki wyglądał po miksturach całkiem dobrze. Amputacji raczej nie będzie. Ból znów wrócił. Spojrzałam jeszcze raz na ranę i spalony rękaw. Odwróciłam się tyłem do Wu i zwymiotowałam.
-,,Będę musiała kupić nową bluzę'' -pomyślałam jeszcze i zrobiło mi się ciemno przed oczami. Chyba zemdlałam.

<Wu? Nie pytaj jakim cudem żyjemy, tak wyszło. XD Pozbieraj łupy; Ty zabiłaś trzy wilki, ja dwa.>

Komentarze