Od Tsume CD Isil

Porządnie zirytowany, patrzyłem na dziewczynę, która z widoczną uciechą właśnie mnie poinformowała, że na darmo straciłem całą masę energii, leząc taki kawał drogi tylko p oto, by odbyć pogawędkę z gościem, podczas gdy równie dobrze mogłem rozmówić się z nią. Tym bardziej, że, jak się okazało, musiałem przejść kolejny spory odcinek drogi, by dotrzeć do mieszkania, a jeszcze wcześniej znaleźć - o zgrozo - jakąś robotę. Żyć, nie umierać, korci, by rzec.
- Idź lepiej zobaczyć to swoje mieszkanie i pozwiedzaj trochę, a potem znajdź sobie jakieś zajęcie. Zapewniamy darmowe jedzenie i dach nad głową, ale nie tolerujemy darmozjadów - poleciła jasnowłosa, zaraz poważniejąc. Westchnąłem ciężko, chowając dłonie w kieszenie. I po kiego grzyba ja się tu w ogóle logowałem?
- Co tu można robić? - burknąłem, utkwiwszy ciężki wzrok w chodniki, jakbym chciał go przewiercić na wylot. Gdzieś poza tym światem jest Mariś, dziadzio, wujek, wszyscy... co, jeśli będą się zamartwiać? Co ja gadam, znając ich, za niedługo zaczną panikować, szczególnie siostra, sam byłbym wzburzony na ich miejscu. Przeszedł mnie zimny dreszcz na samą myśl, że Mariś mogła być teraz na moim miejscu. Jedna korzyść, że jednak spróbowałem w to zagrać. Jest bezpieczna. Wrócę do niej.
- W sensie? - zmarszczyła brwi, najwyraźniej nieco skonfundowana. Niebiosa, a to podobno LL...
- Robota. Co tu mogę robić - wyjaśniłem powoli, rozkładając wszystko na sylaby. - Mam powtórzyć czy już może załapałaś?
- Rozumiem - stwierdziła, patrząc na mnie z wyrzutem w oczach. Skrzyżowała ręce na piersiach, najwyraźniej też niezbyt zadowolona z mojego tonu. - Czekam tylko na magiczne słowo.
Przewróciłem oczami, wznosząc oczy ku błękitnemu sklepieniu.
- Naprawdę zamierzasz bawić się w słowne przepychanki? - warknąłem, marszcząc brwi. - Kazałaś mi się niepotrzebnie wlec przez całe miasto, kiedy mogłem wszystko załatwić na miejscu?!
- Zauważ, że mogłam nic kompletnie ci nie mówić i olać, nie płacą mi za pomaganie - stwierdziła sucho, ale już spokojniej. - Narzekasz, że masz załatwione mieszkanie?
- Sam bym sobie poradził - stwierdziłem, unosząc podbródek w górę. - Nie potrzebuję łaski wielkiej pani LL. A teraz proszę wybaczyć zuchwałość, ale oddalę się.
- Do zobaczenia - potaknęła, wzdychając cicho.
Powstrzymałem się od złośliwego komentarza. Zamiast tego, wykonałem ostry zwrot i ruszyłem w przeciwnym kierunku, rozglądając się po budynkach. Robota, co?
Idąc kolejnymi zatłoczonymi uliczkami, wytężyłem umysł, by przypomnieć sobie jak najwięcej profesji, jakie były w każdej grze tego typu. Pierwszym, co przyszło mi do głowy, był wojownik - zapewne liczną grupę można było spotkać i tu, zaraz odrzuciłem pomysł dołączenia do nich. Zazwyczaj ich grupa składała się z głośnych, nadto energicznych graczy, a ich towarzystwo było ostatnim, na co w tej chwili miałem ochotę. Rzemieślnik? O, to jest dobra myśl, tym bardziej, że lubiłem zadania, przed jakimi stawali - no i nie pracowali w grupach, a raczej w pojedynkę. Z drugiej strony, wtedy musiałbym cały czas gadać z obcymi, przyjmując od nich zlecenia, a z doświadczenia kojarzyłem, jacy niektórzy potrafią być upierdliwi. Pomysł do rozpatrzenia, jeśli niczego nie znajdę, mimo wszystko.
W tym momencie, minęła mnie grupka składająca się z kilku graczy, głównie płci męskiej. Gadali ze sobą dość żywo, gestykulując rękami na wszystkie strony.
- To strażnicy - usłyszałem czyjś szept.
- Ci to się napracują - sceptycznie stwierdził jeden. - Łażą w te i we wte, wszystko.
- Przesadzasz - ucięła jakaś dziewczyna, kręcąc z dezaprobatą głową.
Minąłem ich, w mojej głownie powoli rodziła się jednak kolejna myśl. Właściwie, czemu by nie spróbować? Jeśli praca nie jest tak ciężka, wręcz żmudna, jak opisują to inni, może znalazłem coś idealnego dla siebie? Wiedziałem co prawda, że przysłowie "Trawa jest zieleńsza po drugiej stronie podwórka" można przypisać do tej sytuacji, a niejedna robota jest dużo bardziej wymagająca, niż wygląda to z punktu widzenia osoby trzeciej, ale czemu by nie spróbować, skoro i tak musiałem się czegoś chwycić? Tym bardziej, że tego rodzaju zajęcie mogłoby mi całkiem odpowiadać, w innych grach podobnego typu często zajmowałem się podobnymi rzeczami, no i wolałem defensywę. Idealnego wyjścia nie znajdę, ale zawsze coś na początek.
Trzeba by tylko znaleźć kogoś, kto wskazałby mi drogę do miejsca, gdzie mogę się zgłosić. Przez dobrą chwilę lustrowałem wzrokiem tłum ,zanim mój wzrok nie padł na wysokiego, barczystego mężczyznę o rumianej twarzy, który wymachiwał muskularnymi ramionami na wszystkie strony, zachęcając ludzi do wstąpienia do jego gospody na "duże co nieco", jak wykrzykiwał, zachęcając do skosztowania jego doskonałych dań z najlepszego, trudno dostępnego mięsa. Hm, czemu by nie spróbować.
- Przepraszam - zagadałem do karczmarza, który stał pod swoją gospodą, wciąż nawołując gości.
- Och, och, witamy, good morning! - zakrzyknął entuzjastycznie, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu. - Zapraszamy, młodzieńcze, u nas najesz się do syta za jedynie złotą monetę, taka okazja tylko dziś. Zniżka dla stałych klientów też jest!
- Może później - uznałem, unosząc przed siebie ręce. - Widzi pan, chciałem zapytać o drogę do... hm, punktu głównego strażników.
- Nowy, co? - wyszczerzył się. - Robota ważna rzecz, ale męcząca, zajdź potem do nas i odpocznij.
- Tak, tak - westchnąłem. Może trzeba było jednak spytać kogoś innego?
- Zajdziesz tam - wychylił się do przodu, wskazując palcem na główną uliczkę. - Potem pierwsza w lewo i druga w prawo i cały czas prosto. Dalej będziesz wszystko wiedział.
- Dziękuję - mruknąłem.
- Zapraszamy do naszej gospody! - ryknął zaraz tuż nad moim uchem, a ja zeskoczyłem ze stopnia, idąc we wskazanym kierunku. Jak powiedział, droga była dość łatwa - tylko żeby dojść, znów musiałem przejść blisko pół miasta. Czy tu wszystko jest tak porozrzucane?
***
Poszło dużo łatwiej, niż się spodziewałem - będąc już oficjalnym członkiem grupy strażników, szedłem szybkim krokiem do swojego mieszkania, marząc już tylko o drzemce. Stanowczo za długo przebywałem na głośnych uliczkach. Wtem jednak w tłumie mignęła mi znajoma twarz jasnowłosej dziewczyny. Zaraz dopasowałem ją sobie do postaci LL'a. Przystanęła pod drzwiami gospody, gdzie stał wcześniej głośny właściciel i chwilę studiowała napisy. O właśnie, też dobrze by było tam zajść, skoro dzisiaj podobno mają tam taniej, a mi udało się coś zarobić - od razu wzięli mnie na wartę, bo mieli akurat jakiś problem z zastępstwem.
Podszedłem również pod drzwi gospody, rozglądając się uprzedni, czy nie ma tu tłumów. Na całe szczęście, było jednak trochę wolnego miejsca.

< Isil? Meh, rozumiem.^^ No i przepraszam za jakoś opka, wena nieco przysypia >

Komentarze