Od Serenity CD Tsume

W gospodzie można było mieć styczność z wieloma różnymi z charakteru osobami ale najwięcej, tych z natury wesołków albo z pomocą trunków, dało się spotkać wieczorami. Gdyby pojęcie dni tygodnia tu funkcjonowało, a tak nie było, to na pewno zawsze byliby na weekend. Tak jak i w tym przypadku, grupa znacznie wcześniej wspomnianych strażników masowo przycumowali do baru. Wolno pijąc grzańca byłam skazana, jak i reszta zebranych graczy, na tamtych oraz ich głośnych zabaw czy rozmów, kij wie co to było.
-To będzie ciężka wizyta- westchnęłam odstawiając w połowie opróżniony kufel. Właśnie wtedy zauważyłam jak jeden ze świeżo przybyłych, ten najcichszy patrzył w moją stronę. Gdy złapaliśmy kontakt wzrokowy posłał mi krzywy uśmiech na co ja odruchowo lekko zmarszczyłam brwi. Zaraz jednak został zaciągnięty do rozmowy przez swoich kompanów, przez co wrócił do nich spojrzeniem.
-Ale ten szatynek jest sexy...-usłyszałam ciche wzdychanie za sobą.
-Noo, brałabym- drugi głos wyrażał poparcie. Kątem oka spojrzałam za siebie. Dwa stoliki za moim siedziały dwie młode sztuki dziewcząt, prawdopodobnie byłyśmy w podobnym wieku. Już lekko podchmielone patrzyły szczenięcym wzorkiem na tego kolesia, który chwile temu spoglądał na mnie. Zdaje mi się ale czy to nie były jedne z tych dziewczyn, które specjalnie wybrały jakąś dogodną specjalizację aby móc wyrywać innych? Kto wie, może miałam rację.
W każdym razie były to dwie młode kobiety, które zostały nadzwyczaj hojnie obdarowane przez naturę, co skutecznie eksponowały. Ach no tak, przyszły ubrane baaardzo porządnie- panowie niby przypadkiem przechodząc mogli spojrzeć im w biusty. Bez jaj. Nic dziwnego, że na ich stoliku już było tłoczno przez darmowe drinki. Najwyraźniej były skore albo już zamierzały iść na łowy pośród gości ze straży. Tamci akurat co raz wybuchali śmiechem.
-Pamiętasz o jutrzejszym?- Usłyszałam zaraz za sobą. Nawet nie musiałam spoglądać by poznać osobę mówiącą. To był jeden z tych zwinnych graczy, którzy często mieli z nami, wojownikami, styczność.
-Bez obaw, pamiętam o swoich zadaniach- mruknęłam biorąc kolejnego łyka, towarzysz zaraz znikł i już wyszedł z gospody. Skończyłam pić swoje grzane piwo, więc spokojnym ruchem podeszłam do baru z zamiarem oddania kufla, kiedy stłoczonym przy ladzie dane było usłyszeć prawdopodobnie jeden z najsłynniejszych początków rozmów.
-Co jak co, ale ja to mam silny łeb.
-Stary, chyba cie pogrzało, wiesz? Nie dałbyś rady po 10 kielichach.
-Nie znasz się. Ja przędze bimber, mam głowę ze stali- powiedział niby od niechcenia ten pierwszy. Drugi zaczął się śmiać.
-Panowie, dosyć tych czczych przechwałek. To oczywiste, że ze mną nie dacie rady- wtrącił się trzeci strażnik.
-Ach tak? O co zakład?
-Czy musi być o co walczyć?- Zainteresował się strażnik numer 2.
-Bez nagrody nie ma tak fajnie- wzruszył ramionami 3.
-Zwycięzca zyska tytuł najmocniejszej głowy i postawiony przedmiot od każdego uczestnika. Ja stawiam swój najlepszy bimber- powiedział dumnie pierwszy.
-To ja daje do zakładu swoją ulubioną wartę- stwierdził 2, który chlubił się swoim miejscem, gdzie najczęściej podrywał graczki. Reszta ochoczo się zgodziła.
-A ja desery przez tydzień- wtrącił się trzeci. Do zakładu dołączyło się jeszcze kolejnych czterech, którzy zaproponowali nagrody od siebie.
-Stary, bądź naszym sędzią- zażądali niż poprosili swojego milczącego kompana. Widać, że niechętnie na to przystał. Gdy było wszystko ustalone, zgraja zwróciła się do barmana.
-Panie, polewaj nam!
-To może być ciekawe- mruknął stojący obok mnie jeden z walczących wręcz.
-Możliwe- odparłam tak samo.
-Dobra koledzy. Jesteście gotowi na sromotną porażkę?!
-Chyba śnisz.
-A w japę chcesz?
-Ludzie, spokój. Bo zaraz nic z tego nie wyjdzie- wtrącił się ktoś postronny.
-Nawet nie zaczęli pić a zaraz dojdzie do ich rękoczynów- prawie że się załamał barman. Parę osób rzuciło mu współczujące spojrzenie. Zaraz uczestnicy konkursu a może raczej wyścigu i jak jeden mąż, na sygnał ich sędziego sięgnęli i wypili zawartość pierwszych kieliszków. Ponieważ dałoby się pogubić ile kto wypił, wszyscy pili tylko na jeden określony znak.
Drugi, czwarty, dziesiąty... Po dwunastym jeden już odpadł. Po piętnastym następny. Wbrew pozorom, wielu tych chwalących się łatwo skończyli zabawę. Po opróżnieniu 21 serii, przy stole pozostała pierwsza trójka tego zajścia.
-Modle się, żeby nie zarzygali mi parkietu- jęknął cicho barman.
-Nie martwisz się o bójkę?- Zainteresował się chwilowo mój towarzysz.
-Dzięki za przypomnienie- odezwała się z sarkazmem.- Gdyby tak było, to czy mogę liczyć na pomoc w ratowaniu gospody i tak dalej?
-Na pewno wielu jednogłośnie się zgodzą pomóc, to jedyne miejsce gdzie można sobie pozwolić na trochę relaksu po robocie- wyszczerzył się i zwrócił się do mnie.- Mam rację?
-Możliwie, Cross- wzruszyłam ramionami. Nastąpił huk. Oto trzeci strażnik dosłownie padł po następnym kielichu na parkiet, którym nie wiem bo przestałam liczyć. Zostało dwóch najwytrwalszych. Do tej pory, co jakiś czas spoglądaliśmy na rozwijanie się konkursu, jednak teraz obserwowaliśmy niejaki taki swoisty finał. O dziwo, do baru podeszły te dwie dziewczyny, sądząc po ich spojrzeniach zrobiły to celowo, by mieć jak najlepszy widok na tamtejszego sędzie i wzdychać co paręnaście sekund. Nagle się odezwały całkiem trzeźwym głosem ale jednak cicho, tak jakby teatralnie.
-Hej, ktoś z was może wie, kim jest tamten gorący sędzia zaciętej walki?
-Jeśli mnie pamięć nie myli, to jest to strażnik o loginie na T...- Odezwał się po chwili namysłu gość za ladą czyszczący kieliszek.- Jak żem pamięta twarze, tak samych tych imion to niezbyt.
-Ludvig, tak czy inaczej mało kto dorównuje twojej wiedzy- zachichotała przychodząca kobieta dając mu buziaka podczas wycierania rąk o swój ubrany fartuch. A, faktycznie. Barman, ponoć wielu pogłosek, do gry dołączył z bodajże swoją narzeczoną czy już wtedy żoną z realnego świata. Tu było wiadomo na pewno, że na początku gry wzięli skromny ślub i stworzyli tą gospodę.
-Gloria, jak miło cię widzieć- wymruczał mężczyzna. Tamta spojrzała na zbitą w grupę gromadę unosząc lekko brew.
-Nie mów mi, że to konkurs na picie.
-Tak właśnie jest- potwierdził. Westchnęła.- Spokojnie, zapłacili za wielokrotne kolejki.
-A która to już?- Zapytała smętnie patrząc jak drugi strażnik coraz bardziej się chwiał na krześle, podobnie jak pierwszy. Chłop podrapał się po głowie.
-Tak szczerze, to straciłem rachubę. Może wy wiecie?- Spojrzał na nas. Cross pokręcił głową.
-Przy 15 się zamyśliłem i zgubiłem wątek.
-My się skupiamy tylko na tym sexy ciachu- rozmarzyły się dwie dziewoje. W końcu wzrok skupił się na mnie.
-To już chyba 30 kolejka- mruknęłam patrząc jak tamta dwójka zmieniała kolory na twarzy.
-O słodki Jezu- jęknęła kobieta.
-Jakby tak codziennie robiło się te zawody, to zbilibyście fortunę- zamyślił się Cross.
-Ta ale z alkoholu szybko byśmy wyszli- odparł barman.
-Ano faktycznie.
ŁUP! Uwagę wszystkich przykuło jak drugi zawodnik właśnie zwalił się z krzesła nieprzytomnie. Ten pierwszy wyglądał jakby zaraz miał pójść w jego ślady. Wielu spojrzało na sędzię.
-A, ok. Singer wygrywa tą potyczkę- odezwał się szatyn. Spojrzał na niego zamglonym wzrokiem.
-Po ilu kolejkach?
-A to miałem liczyć?- Zapytał się. Zaraz wielu wybuchło śmiechem a on wstał chwiejnym krokiem i zaraz pobiegł w kierunku toalet. Kąciki ust mi się lekko podniosły gdy przekręciłam głową.

<Tsume?>

Komentarze