Od Tsume CD Serenity

Potarłem dłonią oczy, by nieco się ocucić i skupiłem wzrok na dziewczynie, która właśnie opuszczała lokal - Stonka, jak skojarzyłem, patrząc na ogromny miecz przytwierdzony do jej pleców. Broń regularnie podskakiwała w rytm kroków właścicielki, aż w końcu obie zniknęły za drzwiami gospody.
- W tej chwili to najsilniejsza postać wojownika - powiedział jakiś gość, kręcąc głową z nieco zażenowaną miną.
- Czyli ten miecz nie jest dla ozdoby - mruknąłem bardziej do siebie, niż wszystkich tych, którzy trzymali się na nogach.
- Och, nie ma mowy! - żachnął się jednak na moje słowa chłopak, wyraźnie zdziwiony. - Coś ty, nie słyszałeś o Serenity?!
- Nie za bardzo śledzę te wszystkie nowinki - burknąłem, podnosząc się z miejsca. Kilkoma ruchami otworzyłem okno opcji i zapłaciłem za posiłek, po czym również opuściłem budynek, by nie okazało się jakimś cudem, że Slipper opuści wcześniej wychodek i będzie szukał eskorty w drodze do mieszkania, które znajdowało się dokładnie w przeciwną stronę, niż moje.
- Do zobaczenia, Tsume! - krzyknął jeszcze właściciel, a ja w odpowiedzi kiwnąłem lekko głową, nie odwracając się już jednak. Chciałem już tylko prędko wrócić do siebie i odpocząć przed jutrzejszą pracą.
Dlatego teraz szedłem powoli drogami miasteczka, pokonując prędko kolejne, słabo oświetlone uliczki. Wieczór zapadł stosunkowo niedawno, więc większość graczy również dopiero wracała do siebie, przez co miejscami musiałem się niemal przepychać, by iść dalej. Gdybym wiedział, ruszyłbym zdecydowanie wcześniej. Na całe szczęście jednak, wkrótce potem skręciłem w rzadziej uczęszczaną okolicę, idąc między budynkami, które rzucały długie, upiorne cienie na bruk. Co jakiś czas mijałem większe grupy graczy, zapewne członków gildii, żywo gestykulujących i dyskutujących między sobą - zazwyczaj tematem ich ożywionych rozmów były plany wypraw na kolejne stwory, jak z łatwością zauważyłem - nie należeli raczej do dyskretnych, otwarcie, niemal na cały głos przekrzykując się w kolejnych pomysłach. Przysłuchując się nieco dokładniej, stwierdziłem, że zdecydowana większość z mijanych grup to amatorzy jeśli chodzi o gry typu pełne zanurzenie, pewni byli swoich możliwości i nawet nie zastanawiali się nad ryzykiem. Rzadziej można było spotkać małe grupki idące zwarto i tuż obok siebie, których członkowie wymieniali między sobą uwagi na temat systemu gry.
W końcu dotarłem pod budynek, gdzie mieściło się i moje mieszkanie. Otworzyłem szybko zamek i w pośpiechu wszedłem do środka, od progu zapalając światło i mijając schody, by dostać się do własnej sypialni. W międzyczasie, zmieniłem też strój - zamiast oficjalnego, jaki zwykli nosić strażnicy, przywdziałem luźną, czarną koszulkę, a także bokserki w tym samym kolorze. Wypiłem jeszcze kubek gorącej, parującej herbaty, jak to zwykłem robić każdego wieczoru w realnym świecie - wtedy jednak towarzyszyła mi siostra, z zarumienionymi policzkami i przejęciem malującym się na jej urocze, pyzatej buzi, opowiadała mi o przygodach minionego dnia.
Po odstawieniu kubka, padłem na łóżko i przyciągnąłem do siebie koc. Zasnąłem niemal od razu...
***
Następnego dnia, ziewając i marudząc, z trudem podniosłem się z wygrzanego, wygodnego materaca, sprawdziłem, co zostało mi jeszcze w zapasach - wystarczyło w sam raz, by zjeść porządne śniadanie, mam czas do zmiany warty. Nieśpiesznie zatem ogarnąłem się i przebrałem, po czym opuściłem mieszkanie, z czułością poklepując jeszcze na odchodne pościel - trochę czasu minie, zanim na powrót będę się mógł w niej wygodnie zagrzebać.
Kiedy natomiast dotarłem na miejsce, zaskoczyła mnie ilość nieznajomych ludzi, jaka zebrała się tam, gdzie zwykliśmy się gromadzić, by zacząć pracę. Wątpliwe, by z dnia na dzień tyle osób odczuło w sobie na tyle silne powołanie strażnicze, by rzucić wszystko i przybyć tu, by ubiegać się o posadę, tym bardziej, że nasza profesja raczej nie należała do szczególnie popularnych. W tłumie dostrzegłem Singera, który co chwila ziewał i przymykał oczy, podszedłem zatem do niego, licząc, że w ogóle pójdzie złapać z nim jakiś kontakt.
- Kapeć - mruknąłem, unosząc nieco głowę, by spojrzeć w twarz wysokiemu mężczyźnie. - Pytanie za sto punktów exp'a, co tu się, tak właściwie, odwala.
- Ćwiczenia - odparł sennie, pocierając sobie twarz. - Ci no, wojownicy... było chyba zapowiadane.
- Możliwe - odparłem i odszedłem kawałek, stając nieco z boku. Jak się okazało, ktoś wcześniej już również tu przyszedł - po chwili skojarzyłem ten ogromny miecz i twarz dziewczyny. Ktoś wczoraj mówił jej login. Coś z serkiem, dałbym sobie kanapkę zabrać.
Nie odezwałem się jednak i tylko stanąłem kilka metrów dalej, czekając na to, co dzisiaj najwyraźniej było zaplanowane. Przez dłuższą chwilę nic jednak się nie działo, a ja zdecydowałem, że bezwarunkowe poleganie na tym, co dzisiaj powie Kapeć jest dowodem skrajnej głupoty. Cud, jeśli dotrwa do końca dnia. Pozostało mi się zatem upewnić, czy aby na pewno dzisiaj ma się coś odbywać, bo jeśli nie, to lepiej szybko zacznę robotę - strażnicy z poprzedniej warty robili się niesamowicie marudni po spóźnieniach, czemu zresztą im się nie dziwiłem. Spędzenie nocy, pilnując, co jak co, nudnego miasta, raczej nie należała do najciekawszych opcji, szczególnie gdy w grę wchodziło ciepłe, wygodne łóżko. Sam zapewne byłbym zirytowany spóźnieniem moich zmienników, o czym, na szczęście, jeszcze nie zdążyłem się przekonać. I miałem nadzieję, że nie będę musiał. Nawet jeśli było długo po czasie naszej warty, ale nie było nikogo do zastąpienia nas, mieliśmy surowy zakaz opuszczania stanowiska i czekać musieliśmy choćby na jeszcze następną wartę. Na całe szczęście, nie słyszałem jednak, by taki przypadek miał kiedykolwiek miejsce, szansa na to była zatem znikoma.
- Ma się coś dzisiaj dziać? - zapytałem, odwracając się w stronę "Stonki". Dziewczyna spojrzała na mnie, najwyraźniej lekko zdziwiona.
- Strażnicy i wojownicy mają dzisiaj zaplanowany połączony trening - wyjaśniła, nie tłumacząc jednak dokładniej, w czym rzecz. - Musieliście mieć to ogłaszane.
- Zapewne tak było - potwierdziłem, nie dociekając szczegółów. Jeśli to coś ważnego, prędzej czy później się dowiem. Przyszło mi jednak do głowy znowu pytanie, które uznałem za ważne:
- A co ze zmianami warty? Wszyscy strażnicy nie mogą chyba brać udziału?
- Zatroszczono się o zastępstwo, by wszyscy mogli wziąć udział - odparła spokojnie, najwyraźniej lekko jednak podirytowana. Może i faktycznie było coś ogłaszane.
- Rozumiem, dzięki - mruknąłem, biorąc głęboki wdech. Mogłem narzekać na nudne warty, ale przynajmniej nie zużywały za dużo energii. Jeśli zaś mamy mieć ćwiczenia - szczególnie, że towarzyszyć nam mieli zazwyczaj wyjątkowo energiczni i głośni wojownicy - mogłem się pożegnać ze spokojnym dniem. Zapewne kiedy wrócę do siebie, będę już padał z nóg.
Wtem jakiś postawny facet wyszedł na podwyższenie i klasnął w dłonie, a uwaga zebranych skierowała się na niego.
- Zaczyna się - westchnąłem z rezygnacją.

< Serenity? >

Komentarze