Od Tsume CD Wuwei
Uśmiechnąłem się pod nosem, patrząc na twarz dziewczyny, której twarz, w miarę wymieniania kolejnych zdań, coraz czerwieńszy kolor.
- To jak sama chcesz pomagać, to po co ja mam Ci pomagać? - zapytałem, chowając z powrotem miecz do pochwy. - Jakaś bezsensowna pętla.
- Mów sobie co chcesz, ja chcę przeżyć - warknęła. - A do tego potrzebne są wysokie statystyki.
- Przecież czołowi gracze walczą na froncie, a szczerze wątpię, by taki Pomidorek, jak ty, mógł pomóc.
- Bo ty się na wiele przydasz - odcięła się, patrząc na mnie spod byka.
- I dlatego siedzę tu - uniosłem w górę rozwarte dłonie. - Spokojnie czekam i nikomu nie przeszkadzam.
Przed oczami stanął mi obraz Mariś. Raz jeszcze podziękowałem w duchu dziadziowi, który bardzo sprzeciwiał się temu, by młoda korzystała z technologii pełnego zanurzenia - tym bardziej, że nikt z nas nie byłby jej w stanie tam pilnować. Na nic zdały się przekonywania, że ciało jest bezpieczne, a wszystkie obrażenia przyjmuje avatar - dziadzio, do spółki z wujkiem, pozostał nieugięty. Przeszedł mnie dreszcz na samą myśl, że moja maleńka siostrzyczka mogłaby teraz być tu całkiem sama. Nie, muszę wrócić do domu. Dlatego przeżyję tu, możliwie mało się narażając. Czas na podwyższanie statystyk przyjdzie i na pewno nie będę tego robił przy tym kurduplu z łukiem.
- Z podejściem jak prawie połowa graczy, wszystko się tylko niepotrzebnie wydłuża - syknęła.
- Więc po co niepotrzebnie tracisz czas na rozmowę? - zapytałem, wskazując ruchem podbródka na jakąś zgraję małych, podstawowych potworków, które właśnie zmaterializowały się przy kępie drzew. - Tylko biec i expić, zanim ktoś ci zwinie okazję.
- Przed chwilą jeszcze twierdziłeś, że kobiety nie powinny walczyć, rycerzyku od siedmiu boleści. - Sam się pochwal. A może nie umiesz podnieść tej sterty żelaza?
Jej wzrok powędrował w stronę mojego miecza. Poklepałem głową jego głowicę, ziewając głośno.
- Ty wiesz, że mnie to nie wkurzy, prawda? Jeśli oczekiwałaś, Pomidorku, że teraz polecę, wymachując swoją "stertą żelastwa, jak raczyłaś nazwać mojego Flame'a, wrzeszcząc "Ja nie dam rady?!", to się zawiodłaś.
- No przecież - odparła, niewzruszenie świdrując mnie wzrokiem. Jej twarz przybrała kolor tak intensywniej czerwieni, że bardziej adekwatnie byłoby ją już nazywać Burakiem.
Westchnąłem ciężko, zaciskając jednak palce na zimnej rękojeści miecza. Dziewczyna blokowała mi dalszą drogę, a średnio miałem ochotę się przepychać. Skoro już mam się wracać, przy okazji mogę i spróbować z tamtymi potworkami.
- Idę, idę - mruknąłem. Czułem się jak po dyskusjach z Mariś - pomidorowa panna nieco ją przypominała. Obu nie szło przegadać, a ja po krótkim porównaniu możliwych strat energii, stwierdziłem, że mniej już stracę na krótkiej walce, niż dalszej rozmowie. No i dzięki temu pierwszemu coś zyskam.
Człapiąc jak skazaniec, stanąłem w końcu na dwa metry przed potworkami - konkretniej rzecz ujmując, wyglądającym, jakby ktoś zebrał sobie kupkę złomu i posklejał z nich sobie coś, co z grubsza przypominać miało mini-robota. Kojarzyłem ten rodzaj - zazwyczaj żyły w nawet kilkanaście razy większych koloniach, więc źle nie było. Wyciągnąłem miecz, który zadziałał jak płachta na byka - skrzypiąc i pobrzdąkując, złomowa armia ruszyła na mnie. Cofnąłem się, szybkim ruchem wyjmując miecz z pochwy. Ostrze z sykiem ustąpiło, a dźwięk tarcia o materiał narastał z każdą chwilą - w końcu jednak, na nieco ugiętych kolanach, stanąłem w pozycji bojowej przed przeciwnikami.
Poszło... zaskakująco szybko. Nawet nie patrząc na zebrany drop, zatwierdziłem go i schowałem z powrotem miecz. Machnąłem w powietrzu ręką, wywołując okno opcji. Zerknąłem tylko pobieżnie, czy dalej brakuje przyciska "wyloguj" - kiedy zarejestrowałem jego brak, uniosłem wzrok w górę, na pasek życia. Cholerstwa zabrały mi jedenaście procent. Nie jest źle.
- Tsume - odczytała dziewczyna, która, nie wiedzieć kiedy, pojawiła się tuż za mną. Ze zdziwieniem dostrzegłem, jak znikają ostatnie dwa potwory, a strzały, tkwiące w ich bokach, potoczyły się po trawie. No tak, okazja czyni gracza, że tak sobie pozwolę sparafrazować popularne powiedzonko.
- Nie uczyli cię, że cudzych opcji się nie czyta, Pomidorku? - zapytałem, odwracając się. Kiedy dziewczyna milczała przez chwilę, znowu podjąłem. - No, to teraz dobre wychowanie by wymagało, żebyś sama się przedstawiła, nie sądzisz?
< Wuwei? >
- To jak sama chcesz pomagać, to po co ja mam Ci pomagać? - zapytałem, chowając z powrotem miecz do pochwy. - Jakaś bezsensowna pętla.
- Mów sobie co chcesz, ja chcę przeżyć - warknęła. - A do tego potrzebne są wysokie statystyki.
- Przecież czołowi gracze walczą na froncie, a szczerze wątpię, by taki Pomidorek, jak ty, mógł pomóc.
- Bo ty się na wiele przydasz - odcięła się, patrząc na mnie spod byka.
- I dlatego siedzę tu - uniosłem w górę rozwarte dłonie. - Spokojnie czekam i nikomu nie przeszkadzam.
Przed oczami stanął mi obraz Mariś. Raz jeszcze podziękowałem w duchu dziadziowi, który bardzo sprzeciwiał się temu, by młoda korzystała z technologii pełnego zanurzenia - tym bardziej, że nikt z nas nie byłby jej w stanie tam pilnować. Na nic zdały się przekonywania, że ciało jest bezpieczne, a wszystkie obrażenia przyjmuje avatar - dziadzio, do spółki z wujkiem, pozostał nieugięty. Przeszedł mnie dreszcz na samą myśl, że moja maleńka siostrzyczka mogłaby teraz być tu całkiem sama. Nie, muszę wrócić do domu. Dlatego przeżyję tu, możliwie mało się narażając. Czas na podwyższanie statystyk przyjdzie i na pewno nie będę tego robił przy tym kurduplu z łukiem.
- Z podejściem jak prawie połowa graczy, wszystko się tylko niepotrzebnie wydłuża - syknęła.
- Więc po co niepotrzebnie tracisz czas na rozmowę? - zapytałem, wskazując ruchem podbródka na jakąś zgraję małych, podstawowych potworków, które właśnie zmaterializowały się przy kępie drzew. - Tylko biec i expić, zanim ktoś ci zwinie okazję.
- Przed chwilą jeszcze twierdziłeś, że kobiety nie powinny walczyć, rycerzyku od siedmiu boleści. - Sam się pochwal. A może nie umiesz podnieść tej sterty żelaza?
Jej wzrok powędrował w stronę mojego miecza. Poklepałem głową jego głowicę, ziewając głośno.
- Ty wiesz, że mnie to nie wkurzy, prawda? Jeśli oczekiwałaś, Pomidorku, że teraz polecę, wymachując swoją "stertą żelastwa, jak raczyłaś nazwać mojego Flame'a, wrzeszcząc "Ja nie dam rady?!", to się zawiodłaś.
- No przecież - odparła, niewzruszenie świdrując mnie wzrokiem. Jej twarz przybrała kolor tak intensywniej czerwieni, że bardziej adekwatnie byłoby ją już nazywać Burakiem.
Westchnąłem ciężko, zaciskając jednak palce na zimnej rękojeści miecza. Dziewczyna blokowała mi dalszą drogę, a średnio miałem ochotę się przepychać. Skoro już mam się wracać, przy okazji mogę i spróbować z tamtymi potworkami.
- Idę, idę - mruknąłem. Czułem się jak po dyskusjach z Mariś - pomidorowa panna nieco ją przypominała. Obu nie szło przegadać, a ja po krótkim porównaniu możliwych strat energii, stwierdziłem, że mniej już stracę na krótkiej walce, niż dalszej rozmowie. No i dzięki temu pierwszemu coś zyskam.
Człapiąc jak skazaniec, stanąłem w końcu na dwa metry przed potworkami - konkretniej rzecz ujmując, wyglądającym, jakby ktoś zebrał sobie kupkę złomu i posklejał z nich sobie coś, co z grubsza przypominać miało mini-robota. Kojarzyłem ten rodzaj - zazwyczaj żyły w nawet kilkanaście razy większych koloniach, więc źle nie było. Wyciągnąłem miecz, który zadziałał jak płachta na byka - skrzypiąc i pobrzdąkując, złomowa armia ruszyła na mnie. Cofnąłem się, szybkim ruchem wyjmując miecz z pochwy. Ostrze z sykiem ustąpiło, a dźwięk tarcia o materiał narastał z każdą chwilą - w końcu jednak, na nieco ugiętych kolanach, stanąłem w pozycji bojowej przed przeciwnikami.
Poszło... zaskakująco szybko. Nawet nie patrząc na zebrany drop, zatwierdziłem go i schowałem z powrotem miecz. Machnąłem w powietrzu ręką, wywołując okno opcji. Zerknąłem tylko pobieżnie, czy dalej brakuje przyciska "wyloguj" - kiedy zarejestrowałem jego brak, uniosłem wzrok w górę, na pasek życia. Cholerstwa zabrały mi jedenaście procent. Nie jest źle.
- Tsume - odczytała dziewczyna, która, nie wiedzieć kiedy, pojawiła się tuż za mną. Ze zdziwieniem dostrzegłem, jak znikają ostatnie dwa potwory, a strzały, tkwiące w ich bokach, potoczyły się po trawie. No tak, okazja czyni gracza, że tak sobie pozwolę sparafrazować popularne powiedzonko.
- Nie uczyli cię, że cudzych opcji się nie czyta, Pomidorku? - zapytałem, odwracając się. Kiedy dziewczyna milczała przez chwilę, znowu podjąłem. - No, to teraz dobre wychowanie by wymagało, żebyś sama się przedstawiła, nie sądzisz?
< Wuwei? >
Komentarze
Prześlij komentarz