Od Tsume do kogoś

Ugh. Miałem już tego wszystkiego naprawdę dość.
Zwlokłem się z łóżka przy akompaniamencie świergotliwych, gryzących uszy dźwięków budzika. Klnąc pod nosem, zrzuciłem z siebie cienką poszewkę, która pognieciona wylądowała na prześcieradle, zakrywając noszący ślady markerów materiał - Mariś urządziła sobie kiedyś "dzień sztuki", który boleśnie odczuły zarówno ściany domu, jak i pościel. Kartki papieru są wszak zbyt banalne.
Mój wzrok padł na małe urządzenie leżące na biurko - zdające się wręcz lśnić czystością nieskażoną ani odrobiną brudu w tym, co jak co, zabałaganionym pokoju, od dłuższego czasu nie widzącego ścierki czy mopa. Po południu tu może wreszcie sprzątnę.
Ale teraz śniadanie. Ziewając co chwilę, człapiącym krokiem skierowałem się do kuchni, gdzie siedział już wujek i dziadzio. Mariś wyprzedziła mnie w przejściu, radośnie mnie przytulając. Wziąłem siostrę na ręce, zmazując z jej policzka smugę czekolady. Mały łakomczuch.
- Hej, księżniczko - postawiłem ją z powrotem na ziemi, a ona zaraz skorzystała z okazji i czmychnęła na kolana dziadzia, uprzednio podskakując też kilka sekund przy wujku, który, pomimo wczesnej pory, wydawał się być już padnięty. No tak, zapewne wstał już kilka godzin wcześniej, by wszystko obrządzić, a teraz dopiero znalazł czas na śniadanie.
- Dobry - mruknąłem wreszcie, wyciągając z szafki talarze. Woda była już wstawiona.
- Lily dzisiaj przyjedzie - poinformował mnie wujek, zatapiając nos w porannej gazecie.
- A Magnus? - zapytałem, chociaż nie stęskniłem się jakoś specjalnie za bratem. Nawet gdy przyjeżdżał, siedział głównie zabarykadowany w pokoju i nie raczył nawet w niczym pomóc.
- Zostaje, ma dużo nauki - odpowiedział dziadzio, chociaż sam nie wydawał się do końca przekonany. - Mówił, że ma coraz bliżej kolokwia i musi się uczyć.
- Yhym - mruknąłem, krojąc chleb. - A o której będzie siostra? Trzeba po nią podjechać?
- Ma dzwonić, ale pewnie za niedługo. Możesz jechać, ja mam robotę na polu.
- Jadę z braciszkiem! - zadeklarowała Mariś, skacząc wesoło przy blacie. Potargałem jej jasne jak len włoski, podając jej przy okazji masło i mały nóż: energicznie zaczęła smarować kanapki, układając je równiusieńko na duży talerz. Szynka, pomidory i wszystko inne leżało już na stole.
- No ja myślę, młoda - zaśmiałem się. - Kto mi będzie nawigował przecież?
- Ja - obwieściła z dumą, szczerząc w szerokim uśmiechu mleczne ząbki. Przedwczoraj wypadła jej górna jedynka i teraz z radością wyczekiwała nadejścia Wróżki Zębuszki.
***
Po śniadaniu, gdy nie było jeszcze nic do roboty, wróciłem do pokoju. Zgarnąłem z biurka sprzęt i padłem ciężko na łóżko, wchodząc w świat gry. Mam dwie godziny, potem trzeba pewnie będzie jechać po siostrę, jeśli rozpiska autobusów nie kłamie.
Zaraz jednak po zalogowaniu i ogarnięciu postaci, przypomniałem sobie, że miałem bardzo pilnie zadzwonić przed dziewiątą po faceta w sprawie roboty na lato. Zakląłem pod nosem i machnąłem ręką, a przede mną pojawił się przycisk menu. Przez chwilę studiowałem go ze zmarszczonym czołem, szukając przycisku "wyloguj". Hej, powinien być przecież dobrze widoczny, nie? To jedna z najważniejszych opcji...
Dostrzegłem jednak migającą ikonkę koperty. Hm, jestem tu od kilku sekund i już wiadomość? Kliknąłem okienko, a w miarę czytania, moje brwi podjeżdżały coraz wyżej do góry. Trafiłem na jakiś dziwaczny event? Jakiś sposób powitania nowych graczy? Chol.era, bardzo zabawne... I jeszcze to całe ględzenie "jeśli umrze twoja postać w grze, umrze również twoje ciało w realnym świecie". Jeśli twórcy gry oczekiwali, że to jakoś zainteresuje graczy, wzrośnie sprzedaż czy co tam chcieli, raczej nie uda im się osiągnąć celu. To irytujące. Muszę przecież zaraz wrócić.
Pytanie tylko jak?
***
Porządnie zirytowany, pokonywałem kolejną uliczkę, mijając kolejnych graczy, z czego niektórzy wydawali się być porządnie zirytowani lub skonfundowani. Czyli nie mnie jednego zaskoczył ten event, a to znaczy, że raczej nigdzie w realu nie było oficjalnej informacji o takim "powitaniu". Szukałem też NPC, do których mógłbym zagadać - jest szansa, że któryś wytłumaczy mi, o co tak właściwie w tym wszystkim chodzi. W międzyczasie, podziwiałem starannie zaprojektowane budynki, które wyglądem bardzo mało różniły się od tego z "mojego" świata. To zaskakujące, jak bardzo technika skoczyła to przodu przez zaledwie kilka lat.
Nagle poczułem, jak na kogoś wpadam. Zirytowany, cofnąłem się o krok, mierząc mało przychylnym wzrokiem postać.

< Ktoś? >

Komentarze

Prześlij komentarz