Od Nanny Cd. Wuwei

Pani Wuwei mnie uratowała. Pani Wuwei mnie uratowała.
Chwilę siedziałam w szoku. Przyszła po mnie. Pomogła mi. Za co? Przecież ja od niej uciekłam. Nagle obok nogi wbił mi się sporych rozmiarów sztylet. To ona mi go rzuciła. Potrząsnęłam głową aby wyrwać się z otępienia. Następnie przesunęłam się w taki sposób, że mogłam wyciągnąć sztylet. To też zrobiłam. Następnie energicznie zaczęłam ciąć więzy.
W tym czasie Pani Wuwei odciągnęła stwory w głąb Lasu. Gdy tylko w trójkę zniknęli mi z pola widzenia skończyłam przecinać sznur. Skoczyłam na równe nogi jednocześnie pozwalając aby opadł na ziemię.
Na polanie zostałam sama. Sprawdziłam swoje wyposażenie: sztylecik, płaszcz, trzy owoce gova, bochenek chleba, pocięty sznur, buty na zmianę oraz sztylet Pani Wuwei.
Marnie to wyglądało. Nie miałam jednak czasu na myślenie. Wyciągnęłam wszystkie rzeczy ze schowka i ułożyłam je na trawie. Następnie przeżyciłam pociętą linę nad grubą, umieszczoną wysoko nad ziemią, gałęzią. Z jednej jej strony zawiązałam coś w stylu lassa, po czym ułożyłam ją na ziemi przykrywając ściółką. Drugi koniec przywiącałam do drzewa w taki sposób aby gdy ktoś pociągnie za pętlę, ta zaciśnie się na jego nodze i pociągnie go do góry. Dla pewności położyłam przed pętlą owoc govo. Lekko rozcięłam jego skórę, przez co momentalnie w powietrzu rozniósł się słodki zapach owocu. Teraz należało czekać. Skryłam się w krzewach rosnących nieopodal i zamarłam w bezruchu.
Wtem na polanę wparowała Pani Wuwei i wielki Doko. Po chwili zaciętej walki przewrócił moją wybawczynię. Zamarli na chwilę w tej pozycji. Jednak tak jak myślałam nie trzeba było długo czekać, aby usłyszeć jak z gardła stwora wydobył się pomruk zadowolenia. Doko pochylił się nad Panią Wuwei. Na to tylko czekałam. Skoczyłam na niego od tyłu. W jednej ręce miałam sztylecik, a w drugiej ostrze od Pani. Cała trzęsłam się z przerażenia. W końcu upadłam na jego masywne ramiona i wbiłam obie bronie w jego kark. Stwór wydarł się potwornie, a ja zeskoczyłam zostawiając sztyletu w jego czaszce. Zaczęłam uciekać. Doko rzucił się za mną w pogoń. Był tuż tuż. Krzyknęłam z przerażenia i uchyliłam się gdy ten zamachnął się olbrzymimi pazurami w moją stronę.
Udało mi się dopaść drzewa i przeskoczyć pułapkę. Stwór, naraz zatrzymał się i zaczął węszyć. Podszedł bliżej pragnąc chwycić pięknie pachnący owoc. Wtem rozległ się trzask, świst liny i krzyk potwora, który już po chwili wisiał na drzewie do góry nogami.
Pobiegłam do Pani Wuwei, której pasek HP spadał w zastraszającym tempie. Starając się uspokoić podałam jej miksturę uzdrawiającą lecz niestety nie wiele to dało. Wyciągnęłam ze schowka płaszcz i pocięłam go na pasy za pomocą drugiego sztyletu Pani. Zatamowałam krew i podałam jeszcze jedną, tym razem moją ostatnią miksturę.
Po chwili wyczekiwania Pani Wuwei otworzyła oczy. Rzuciłam się w jej ramiona płacząc. To była moja wina! To przeze mnie ona mogła zginąć!

- Pani Wuwei… - wydukałam między jednym, a drugim atakiem płaczu - Przepraszam!

Następnie osunęłam się w ciemność...

< Pani Wuwei XD >

Komentarze