Od Tsume CD Wuwei

Przyznaję się bez bicia, że miałem coraz większą ochotę, by skorzystać z nadarzającej się okazji i najzwyczajniej w świecie oddalić się, by nie musieć kontynuować znajomości z ową panną. Biorąc pod uwagę to, z jaką pewnością wypowiadała swoje zdanie, z całą pewnością poradzi sobie w walce, przy okazji wpadnie jej trochę expa i yangów, idealny plan.
Nie no, czasem zdarza mi się być trochę mniej okropny. Dlatego cierpliwie czekałem z tyłu na zakończenie walki, by w razie czego pomóc Wuwei - nie zapałałem do niej gorącą, szczerą sympatią, ale w żadnej mierze nie dawało mi to podstaw do zostawienia jej na pastwę potworów. Nawet jeśli da radę, lepiej się upewnić i odejść z całkowicie czystym sumieniem, tym bardziej, że wyglądała raczej na wymęczoną... nie wiedziałam tylko, czym konkretnie. Cierpliwie obserwowałem aż do momentu, kiedy dziewczyna bezwładnie osunęła się na ziemię. Skoczyłem w jej stronę i przerzuciłem sobie przez ramię - ważyła zaskakująco mało - po czym odskoczyłem nieco dalej, odkładając ją nieco dalej od ognia. Następnie wyciągnąłem miecz, oceniając siłę przeciwników. Nie wiem, czy dam sobie z nimi radę, ale dobrze by było chociaż je przekonać, że lepiej im trzymać się z daleka. Wyciągnąłem szybko miecz z pochwy, po czym machnąłem ostrzem, by wyczuć ponownie ciężar broni. Użyłem nieco za dużo siły, przez co zamach był mocniejszy, niż przewidywałem - czubek miecza liznęły języki ognia, a ten natychmiast pokrył się płomykami... co zresztą mogło okazać się korzystne. Nie muszę walczyć. Wystarczy je przekonać, by nie podchodziły.
Doskoczyłem do najbliższego z mechów i na próbę spróbowałem przepołowić go mieczem - sprytna bestia jednak uchyliła się i zaklekotała, jakby kompletnie nie bała się ognia. Zmarszczyłem brwi. Czytałem przecież o nich, muszę kojarzyć jakieś informacje...
Zombiaki. Ogień. No tak, te małe cholerstwa są na niego odporne, czyli tylko niepotrzebnie będę tracił energię. Zgasiłem ogień i przyjąłem postawę bojową, unosząc nieco wyżej miecz. Celować w oczy lub silnik. Walka z nimi nie należała do najłatwiejszych, ale dobrą taktyką było stosowanie szybkich cięć i agresywna taktyka - wtedy nawet słabszy gracz miał z nimi spore szanse.
Doskoczyłem znowu, unikając starannie ognia, który powoli rozprzestrzeniał się na coraz większy obszar - kilkoma szybkimi ruchami zdołałem jakoś pozbawić życia trzy mechy, które wyparowały, klekocząc głośno. Czwarty zdołał jednak zaatakować mnie od boku, w wyniku czego straciłem kilkanaście punktów życia - zaraz jednak walnąłem go głowicą prosto w oko, a zaciśniętą na rękojeści pięść roztrzaskałem o czaszkę wroga. Szybko przepołowiłem też piątego - dłużej wolałem jednak nie kusić fortuny.
Zaraz jednak wycofałem się, korzystając z chwilowej konsternacji przeciwnika. Wuwei w dalszym ciągu nie dawała oznak życia, a jej mamrotanie o ogniu na chwilę przed utratą przytomności nie dało mi zbyt wielu informacji. Równie dobrze mogło chodzić po prostu o to, że wyczerpała moc lub obawiała się, że spłonie. 
- Dobra, lecimy - mruknąłem, ponownie podnosząc dziewczynę. Nie była zbyt ciężka, więc w miarę szybko zdołałem umknąć między drzewa, odprowadzany wściekłym klekotem zombiaków, które najwyraźniej zdążyły wypatrzeć już inną ofiarę.
- Dobra, co my tu mamy... - mruknąłem, otwierając okno opcji. - O, znalazłem.
Wyciągnąłem jeden ze słabszych kryształów uzdrawiających - innych nie miałem - po czym użyłem go na dziewczynie, siadając pod jednym z pni. Jeśli nie zadziała, zapewne trzeba będzie ją zabrać do uzdrowiciela...

< Wuwei? >

Komentarze