Od Tsume CD Serenity

Odetchnąłem z ulgą, kiedy te całe zawody się skończyły, a tym samym, moja rola sędziego. Co prawda, za wiele robić nie musiałem, ale mierzwiło mnie na samą myśl o tym, że mogliby tu spędzić jeszcze więcej czasu. Przetarłem dłonią kark - jutrzejsza wizja pełnienia warty ze skacowanymi wartownikami raczej nie należała do przyjemnych. A może w grze nie doświadcza się tego efektu? Na dobrą sprawę, nigdy o tym nie czytałem. Cóż, zobaczy się.
Tymczasem spojrzałem na Kapcia, który, kiwając się, zamroczony i podpity już porządnie ledwo się trzymał na krześle. Obstawiałem, że gdyby jego ostatni konkurent wypiłby następną kolejkę, odpadliby obaj równocześnie.
- A, ok. Singer wygrywa tę potyczkę - mruknąłem, by sprawiedliwości stało się zadość i nie kopnęła mnie kiedyś w tylną część ciała ani nic.
- Po ilu kolejkach? - zainteresował się strażnik, któremu wygrana najwyraźniej przywróciła odrobinę trzeźwości umysłu. Patrząc po jego stanie, nawet gdybym wiedział, jutro i tak nic nie będzie pamiętał.
- A to miałem liczyć? - burknąłem, przewracając oczami, nagle dużo bardziej zirytowany. Nie prosiłem się o funkcję sędzi, sami sobie mogli liczyć. Po sali nagle przetoczyła się salwa śmiechu, szczególnie głośno chichotały owe dwie panny, na których mało dyskretne szepty wcześniej zwróciłem pewną uwagę. Niesamowicie głupi typ ludzi - miałem nadzieję, że będą trzymać z daleka zarówno siebie, jak i swoje "balony", które najwidoczniej robiły im za mózgi. Jak dobrze, że głupota nie jest zaraźliwa.
W tym samym momencie, Slipper gwałtownie podniósł się z krzesła i pobiegł w stronę toalet, po drodze obijając się ciężko o ściany. Miałem nadzieję, że zdąży się dotoczyć, nim zawartość jego żołądka ujrzy światło dzienne. Pomimo wyglądu twardziela i mocnej głowy, kiszki miał raczej delikatne, co teraz szczególnie mocno dało o sobie znać - szczerze wątpię, byśmy mieli go zobaczyć w najbliższym czasie, zapewne przez dłuższą chwilę nie będzie rozstawał się z kiblem. Przynajmniej nikt mnie nie będzie zatrzymywał, gdy wrócę do domu - gdy tylko pomyślałem, że mógłby próbować oprzeć swoje ciężkie łapska na mnie, bulgocząc do ucha, bym pomógł mu doczłapać się do domu i się ogarnąć. Jego niedoczekanie.
Teraz natomiast mój wzrok spoczął na innych pijanych strażnikach. Jeden czy dwóch z tych, którzy odpali na początku, zaczęli już się podnosić, pojękując i mamrocząc coś pod nosem, chwytając się wszystkiego w zasięgu wzroku - dosłownie, jak stwierdziłem ,obserwując ich próby złapania lamp zawieszonych kilka metrów wyżej.
- Więcej nie piję - wyjęczał jasnowłosy kurdupel, kiwając się na jednym z krzeseł. Barman postawił przed nim szklankę wody, w której pływało kilka kostek lodu, a chłopak wypił poczęstunek jednym haustem, krztusząc się i prychając, gdy zimna ciecz wpadła do jego gardła. Część spłynęła mu za już nie tak czysty jak rano kołnierz, wtedy jeszcze nieskazitelnie biały i idealnie wyprasowany - teraz najwyraźniej jego wytrzymałość znacznie spadła, bo pokrywały go liczne drobinki kurzu, a sam materiał pilnie potrzebował kontaktu z igła i nitką. Zapewne rozpadnie się jeszcze tej nocy, ubrania nie miały za dużo punktów wytrzymałości, jak już dawno zdążyłem się przekonać.
- Tak, tak, paniczyku - skwapliwie przytaknął jakiś grubszy facet, który machał przed nosem młodego szklanką ze złocistym trunkiem o zapachu niepozostawiającym wątpliwości co do jego nazwy. - Też tak sobie zawsze powtarzam, nie warto, nie warto, tylko się nerwy traci...
- Ale ja przegrałem moje ulubione miejsce na warcie - pożalił się, opierając ciężko głowę o nadgarstek. Facet poklepał go pocieszająco po ramieniu, mamrocząc jakieś słowa,których nie dosłyszałem. Chłopaczek jednak pociągnął nosem, który to zaraz i otarł wytartym mankietem i machnął ręką w stronę barmana, podając zamówienie. Ten zrobił wyjątkowo nietęgą minę, ale wyjął kolejną szklaneczkę i nalał do niej również złocistego trunku.
- Ostatni na dziś - ostrzegł, wyciągając wskazujący palec.
- Się rozumie, panie dobrodzieju! - potaknął, unosząc naczynie jakby wznosił toast. - Pana zdrowie, ja panu życzę wszystkiego, co najlepsze!
Ledwo jednak umoczył usta, jego głowa ciężko opadła na bar, a z ust chłopaka wydobyło się długie, przeciągłe chrapanie. Facet obok niego pośpiesznie, jakby z paniką, chwycił jego rękę, ratując przed rozlaniem resztę trunku - została może jeszcze jakaś połowa, którą szybko wypił, jakby wszystko zaraz miało zniknąć.
- I tak już nie skorzysta - wymamrotał na swoje usprawiedliwienie, odstawiając zdecydowanym ruchem pustą już szklankę na blat, biorąc przy tym głęboki, błogi wdech. Szkło zadźwięczało przyjemnie.
W następnej chwili, mój spokój jednak został brutalnie przerwany. Facet wyciągnął w moją stronę długi, zakrzywiony palec, trochę jak szpon, i zakrzyknął triumfalnie: głos już mu się trząsł i brzmiał, jakby mówił w dywan.
- A ty co nie pijesz?! Znalazł się sztywniak, co myśli, że jest lepszy! Mam rację? A mam, a żebyś wiedział, cholero, że mam! - zwymyślał, nagle wpadając niemal w furię.
Zignorowałem gościa, wyciągając nieco dalej nogi. Poważnie, skąd się tacy biorą?
- A szkoda paniczowi z takim rozmawiać, co?! - bulgotał dalej, najwyraźniej z każdą chwilą się coraz bardziej nakręcając.
- Panu już podziękujemy - oświadczył stanowczo barman, podwijając rękawy płóciennej koszuli, odkrywając opalone, muskularne ramiona, wytatuowane w nieznane mi symbole, które na pierwszy rzut oka kojarzyły mi się z egipskimi hieroglifami.
- A za co? - zapytał, patrząc nieprzytomnie na mężczyznę, jakby zobaczył go pierwszy raz w życiu. - Ja tu, jaśnie panie, młodzież edukuję, żeby taka zadufana w sobie nie rosła!
- Proszę opuścić lokal - wycedził właściciel, najwyraźniej szykując się do wyjścia poza ladę, by wyprowadzić faceta siłą. Uśmiechnąłem się pod nosem, a "Stonka" zmarszczyła lekko brwi, z dezaprobatą obserwując cały ten cyrk.
- Głupota, nie? - mruknąłem w jej stronę, kręcąc lekko głową.
- Że też nawet w grze doprowadza się do takiego stanu - odparła, cicho przy tym wzdychając.
- Ja to nie rozumiem, jak tak w ogóle można! - zaćwierkał nagle przy mnie wyjątkowo wysoki głos, którego właściciel nie wiedzieć czemu, nagle znalazł się tuż przy moim uchu. Odwróciłem się w stronę źródła dźwięku.
- Odsuń się - warknąłem w stronę pannicy, którą kojarzyłem wcześniej. Obok niej stała ta druga, demonstracyjnie wypinając pierś.
- Ale ja szukam dzielnego obrońcy! - zachlipała, palcem z wymalowanym szponem, który sam w sobie mógłby robić za niezła broń, wskazując na podpitego faceta z wcześniej. Zwróciłem wzrok na niego i zakląłem - niekoniecznie pod nosem. Gościu, najwyraźniej mocno przywiązany do swojego nagrzanego miejsca w lokalu, wyciągnął bowiem niewielki nożyk i machał nim drżącą ręką na wszystkie strony.
- Zaraz sam zrobi sobie krzywdę - prychnąłem.
- Strażnicy, może byście się ruszyli - huknął barman, ostrożnie okrążając pijanego i wściekłego klienta.
- Po godzinach pracy - westchnąłem. - A i większość się już raczej nie nadaje...
- A w rzyci to mam! - krzyknął. - Stanowi zagrożenie, waszym zasranym obowiązkiem jest teraz mi pomóc!
- A od kiedy to niby? - mruknąłem, ale wstałem, wyciągając z pochwy miecz. W jednym susie znalazłem się przy facecie, podsuwając czubek broni to jego gardła. - Won stąd.
- Ażeby cię licho dziabnęło - zaklął i odskoczył, po czym spróbował zaatakować od dołu. Niestety, przeliczył swój zmysł równowagi i z całej siły wyrżnął twarzą o drewniane deski gospody. Korzystając z okazji, barman chwycił go i przerzucił sobie przez ramię jak szmacianą lalkę. Ruszył w stronę wyjścia, otworzył gwałtownym szarpnięciem drzwi i wyrzucił faceta, po czym otrzepał dłonie i wrócił ,a na jego twarzy z powrotem zagościł uśmiech. Ja natomiast wróciłem na swoje miejsce, z ulgą odnotowując, że dwie panny przynajmniej chwilowo zniknęły z pola widzenia.
- Dzięki za pomoc, T...T... - mruknął barman.
- Tsume - warknąłem. - Gość sam się załatwił, za dużo wypił.
- Możliwe - wzruszył ramionami, a po chwili jego wzrok padł na dziewczynę "Stonkę". - Przepraszam strasznie panienkę za całe to zajście, takie coś naprawdę nie zdarza się za często.
"Yhym" aż cisnęło mi się na usta, przemilczałem to jednak i upiłem łyk swojej wody. Zaraz można się już zbierać.

< Serenity? >

Komentarze