Od Isil CD TaeMinnie
Ruszyłam do Yukio po klucze do mojego mieszkania. Bardzo szybko doszłam na miejsce i otworzyłam drzwi.
-Yukio!? -zawołałam.
-Jestem! -odkrzyknął mi z czegoś co można nazwać pięterkiem. Po chwili był na dole.
-To ty? -spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-Tak, ja -mruknęłam. -Mogę klucze do domu?
-Tak, zaraz.... -powiedział i zaczął przeszukiwać kieszenie. -Oj, chyba je zostawiłem na arenie -dokończył ze złośliwym uśmieszkiem.
Westchnęłam i wymaszerowałam z jego domu. Po chwili byłam na arenie. Weszłam na trybuny i odszukałam ulubione miejsce Yukiego. Klucze rzeczywiście tam były. Wzięłam je i wróciłam do domu. Padłam na łóżko zmęczona. Cały ten dzień dość mocno pokazał mi, że jestem w kiepskiej formie. Cud, że przeżyłam. Powinnam trochę poćwiczyć. Spisałam sobie wszystkie postanowienia, napisałam kolejny list do Mamy i poszłam spać.
***
Mój dom jest postawiony w bardzo fajny sposób. Pomiędzy jego tylną ścianą, domem Yukiego, Salą Obrad i Areną jest kawałek wolnej przestrzeni. W sumie da się tam dostać tylko wychodząc przez moje okno, lub świetlika w piwnicy Yukiego. Albo, rzecz jasna, zeskakując z dachu. Zapewne domyślacie się co zrobiłam. Wylazłam przez okno i urządziłam tam sobie strzelnicę. To znaczy: narysowałam na kartce portret (w sumie to raczej karykaturę) Yukiego i powiesiłam na ścianie. Odsunęłam się i mogłam ćwiczyć strzelanie. Z książek o Tomku Wilmowskim, które jakże często czytałam, kiedy byłam młodsza; wiedziałam, że powinno się strzelać między oczy, tak więc celowałam. Oprócz strzelania, częściej też sama biegałam po miasteczku zamiast prosić o przysługę jakieś dziecko, którym tutaj niestety częściej doskwierała nuda, niż na przykład mi.
Po południu znów wymknęłam się z Tae poza osadę. Tym razem jednak byliśmy dużo ostrożniejsi i nie było żadnych takich wpadek jak za pierwszym razem.
***
Minęło kilka dni. Ćwiczyłam właśnie strzelanie, gdy usłyszałam, że ktoś wszedł do mojego domu. Moje drzwi strasznie trzeszczały przy otwieraniu, co zresztą bardzo mi się przydawało. Szybko schowałam łuk i podciągnęłam się na parapet. Miękko wylądowałam ma podłodze. Weszłam do przedpokoju i spojrzałam na intruza. Jak się mogłam domyślić w drzwiach stał Yukio.
-Czego chcesz? -spytałam niechętnie.
-Zaraz na Arenie będzie walczyła Serenity i Ksaven. Idziesz zobaczyć? -Oznajmił z dużym zapałem.
Ksaven był czarnowłosym dziewiętnastolatkiem. Miał bardzo dobre wyniki w walkach i był jednym z dwójki najlepszych wojowników. Drugim była Serenity. Ich walka na pewno będzie ciekawa i emocjonująca. I na pewno będą tłumy. Im szybciej dotrę, tym większa szansa, że zajmę miejsce siedzące.
-Jasne! -uśmiechnęłam się i pobiegliśmy.
Arena była bardzo blisko, tak więc w chwilkę dotarliśmy. Wchodząc, rzuciłam okiem na tablicę walk, aby się upewnić, że nie padłam ofiarą wrednego żartu. Na szczęście nie padłam. I dowiedziałam się, że po Ksavenie i Serenity walczy z kimś Tae. Zajęłam miejsce na trybunach, postanawiając zostać trochę dłużej niż początkowo zamierzałam.
Walka strasznie się przeciągnęła. Obaj zawodnicy byli bardzo dobrzy. Całe serie pchnięć, uników... W końcu Serenity raniła Ksavena w rękę. On jednak spojrzał tylko na draśnięcie i wyprowadził szybki cios znad głowy. Walka jeszcze chwilę trwała. Co chwilę cofał się ktoś inny. Nagle chłopak zadał pchnięcie w pięknym stylu i Serenity upadła. Ksaven pochylił się nad nią i podniósł ręce, żeby było jasne, że zwyciężył. Widownia oszalała. Podniósł się okropny wrzask. Słychać było brzęk monet, które zmieniały właściciela. Weszli medycy i wynieśli pokonaną. Czarnowłosy chłopak pomachał jeszcze raz widowni i wyszedł o własnych siłach.
-Zakład, że następnym razem wygra dziewczyna? -spytałam Yukiego.
-Nie -mruknął. -Ja też to obstawiam. Idziemy?
-Ledwo co przyszliśmy. Zostanę na jeszcze jednej.
-Ok.
Całkiem dużo ludzi zostało. Na arenę wszedł Tae i jakiś inny chłopak. Walka rozegrała się szybko. Tae z uśmiechem podniósł rękę w górę. Rozległy się brawa, choć nie za duże, bo wszyscy zmęczyli się po poprzedniej potyczce. Sama klaskałam chyba najgłośniej. Yukio dziwnie się na mnie spojrzał.
-Idę już -oznajmiłam. -Zapomniałam, że muszę coś jeszcze zrobić.
Chłopak podniósł brew w górę, ale nic nie powiedział. Opuściłam trybunę i obiegłam arenę. Dobiegłam do wyjścia dla wojowników idealnie na czas. Prawie zderzyłam się z wychodzącym Tae.
-Gratuluję! -szybko powiedziałam by naprawić wpadkę.
-Oglądałaś? -spytał trochę zdziwiony i zawstydzony.
Potaknęłam.
-To co, idziemy? -spytałam z uśmiechem.
-Ja jestem jak najbardziej gotowy.
Ruszyliśmy uliczką w stronę palisady. Palisada była w sumie zbędna, bo całą osadę wybudowaliśmy w punkcie zero dookoła spawnu, ale i tak stała wyznaczając granicę z lasem.
Nagle zobaczyłam Yukio wychodzącego z areny. Przerażona szybko schowałam się za rogiem budynku. Leading Light przeszedł spokojnie obok i mnie nie zauważył.
-Coś się stało? -Tae spojrzał na mnie zaniepokojony.
-Nie, nic, wybacz -powiedziałam wychodząc z powrotem na uliczkę. -Możemy iść.
Chwilę później przeszliśmy przez bramę i cicho ruszyliśmy w głąb lasu. Po chwili marszu moje ucho wychwyciło szelest po prawej stronie. Sekundę później na łuku, wycelowanym w krzaki tkwiła strzała.
-Nie strzelaj! -szepnął szybko Tae.
Zdziwiona zmarszczyłam brwi. Z krzaków wyjrzał malutki lisek. No tak, chyba jeszcze byliśmy w punkcie zero. Opuściłam łuk.
-Wybacz, maluchu -uśmiechnęłam się do niego. -Myślałam, że jesteś wielkim, krwiożerczym stalowcem.
Lisek delikatnie przekrzywił łepek i patrzył na nas zdziwiony.
-Zupełnie jakby rozumiał... -zaśmiał się Tae.
Zwierzak wyszedł z krzaków i powoli, skradając się podszedł do nas.
-Może to towarzysz? -zaryzykowałam. Pamiętałam, że w grze są zwierzaki, które da się oswoić, chociaż żaden gracz chyba jeszcze nie miał takiego podopiecznego.
-Nie sądzę. Towarzysze miały się w jakiś sposób wyróżniać, żeby jeden gracz nie zabił towarzysza drugiego, a to jest zwyczajny lis.
Westchnęłam:
-No to chodźmy dalej.
Tak też zrobiliśmy jednak zwierzak nie do końca chciał się od nas odczepić. W końcu Tae pogroził mu swoją kataną i malec uciekł.
Kilka minut później usłyszeliśmy jakieś trzaski. Wymieniliśmy spojrzenia. Gdzieś tutaj był całkiem duży mechazwierz. Podkradliśmy się bliżej. Rzeczywiście, niedaleko drzewa tratował mechasłoń.
-Celuj w brzuch i uważaj na kły -szepnęłam na wszelki wypadek, napinając cięciwę.
-Domyślam się -uśmiechnął się chłopak i wyciągnął swoją katanę.
Pierwsza strzała wbiła się w ucho słonia w tym samym momencie, kiedy Tae zaatakował. Chybiłam trochę. Celowałam w mały czujniko-radar za uchem, który odpowiedzialny był za orientację w położeniu wroga. Gdybym go zniszczyła bardzo bym ułatwiła sprawę chłopakowi. Za drugim razem trafiłam. Teraz tylko drugi... Zdezorientowany słoń obrócił się dookoła własnej osi wymachując kłami.
-Uważaj! -krzyknęłam.
Tae szybko wykonał unik. Mechazwierz jednak też mnie usłyszał i ruszył tratując wszystko na swojej drodze w moją stronę. Wstałam i dokładnie wymierzyłam strzałę. Miałam jedną szansę.
-Isil, ostrożnie -TaeMinnie doskonale zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji.
Trzecia strzała trafiła w czujnik za drugim uchem. Jeszcze kiedy leciała odskoczyłam w bok. Słoń przebiegł obok. Zadziwiony znów się obrócił i ruszył na oślep w stronę Tae. Chłopak przykucnął i kiedy mechazwierz przebiegł nad nim, rozciął mu cały brzuch. Szybko wyturlał się spod gigantycznego zwierzęcia. Mechasłoń przewrócił się na bok i po raz ostatni zamachał nogami. Podeszłam do Tae i spytałam czy wszystko w porządku.
-Jasne -odpowiedział z uśmiechem. -Choć, zobaczymy co ten potwór miał cennego.
<Tae? Lisieł <3 >
-Yukio!? -zawołałam.
-Jestem! -odkrzyknął mi z czegoś co można nazwać pięterkiem. Po chwili był na dole.
-To ty? -spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-Tak, ja -mruknęłam. -Mogę klucze do domu?
-Tak, zaraz.... -powiedział i zaczął przeszukiwać kieszenie. -Oj, chyba je zostawiłem na arenie -dokończył ze złośliwym uśmieszkiem.
Westchnęłam i wymaszerowałam z jego domu. Po chwili byłam na arenie. Weszłam na trybuny i odszukałam ulubione miejsce Yukiego. Klucze rzeczywiście tam były. Wzięłam je i wróciłam do domu. Padłam na łóżko zmęczona. Cały ten dzień dość mocno pokazał mi, że jestem w kiepskiej formie. Cud, że przeżyłam. Powinnam trochę poćwiczyć. Spisałam sobie wszystkie postanowienia, napisałam kolejny list do Mamy i poszłam spać.
***
Mój dom jest postawiony w bardzo fajny sposób. Pomiędzy jego tylną ścianą, domem Yukiego, Salą Obrad i Areną jest kawałek wolnej przestrzeni. W sumie da się tam dostać tylko wychodząc przez moje okno, lub świetlika w piwnicy Yukiego. Albo, rzecz jasna, zeskakując z dachu. Zapewne domyślacie się co zrobiłam. Wylazłam przez okno i urządziłam tam sobie strzelnicę. To znaczy: narysowałam na kartce portret (w sumie to raczej karykaturę) Yukiego i powiesiłam na ścianie. Odsunęłam się i mogłam ćwiczyć strzelanie. Z książek o Tomku Wilmowskim, które jakże często czytałam, kiedy byłam młodsza; wiedziałam, że powinno się strzelać między oczy, tak więc celowałam. Oprócz strzelania, częściej też sama biegałam po miasteczku zamiast prosić o przysługę jakieś dziecko, którym tutaj niestety częściej doskwierała nuda, niż na przykład mi.
Po południu znów wymknęłam się z Tae poza osadę. Tym razem jednak byliśmy dużo ostrożniejsi i nie było żadnych takich wpadek jak za pierwszym razem.
***
Minęło kilka dni. Ćwiczyłam właśnie strzelanie, gdy usłyszałam, że ktoś wszedł do mojego domu. Moje drzwi strasznie trzeszczały przy otwieraniu, co zresztą bardzo mi się przydawało. Szybko schowałam łuk i podciągnęłam się na parapet. Miękko wylądowałam ma podłodze. Weszłam do przedpokoju i spojrzałam na intruza. Jak się mogłam domyślić w drzwiach stał Yukio.
-Czego chcesz? -spytałam niechętnie.
-Zaraz na Arenie będzie walczyła Serenity i Ksaven. Idziesz zobaczyć? -Oznajmił z dużym zapałem.
Ksaven był czarnowłosym dziewiętnastolatkiem. Miał bardzo dobre wyniki w walkach i był jednym z dwójki najlepszych wojowników. Drugim była Serenity. Ich walka na pewno będzie ciekawa i emocjonująca. I na pewno będą tłumy. Im szybciej dotrę, tym większa szansa, że zajmę miejsce siedzące.
-Jasne! -uśmiechnęłam się i pobiegliśmy.
Arena była bardzo blisko, tak więc w chwilkę dotarliśmy. Wchodząc, rzuciłam okiem na tablicę walk, aby się upewnić, że nie padłam ofiarą wrednego żartu. Na szczęście nie padłam. I dowiedziałam się, że po Ksavenie i Serenity walczy z kimś Tae. Zajęłam miejsce na trybunach, postanawiając zostać trochę dłużej niż początkowo zamierzałam.
Walka strasznie się przeciągnęła. Obaj zawodnicy byli bardzo dobrzy. Całe serie pchnięć, uników... W końcu Serenity raniła Ksavena w rękę. On jednak spojrzał tylko na draśnięcie i wyprowadził szybki cios znad głowy. Walka jeszcze chwilę trwała. Co chwilę cofał się ktoś inny. Nagle chłopak zadał pchnięcie w pięknym stylu i Serenity upadła. Ksaven pochylił się nad nią i podniósł ręce, żeby było jasne, że zwyciężył. Widownia oszalała. Podniósł się okropny wrzask. Słychać było brzęk monet, które zmieniały właściciela. Weszli medycy i wynieśli pokonaną. Czarnowłosy chłopak pomachał jeszcze raz widowni i wyszedł o własnych siłach.
-Zakład, że następnym razem wygra dziewczyna? -spytałam Yukiego.
-Nie -mruknął. -Ja też to obstawiam. Idziemy?
-Ledwo co przyszliśmy. Zostanę na jeszcze jednej.
-Ok.
Całkiem dużo ludzi zostało. Na arenę wszedł Tae i jakiś inny chłopak. Walka rozegrała się szybko. Tae z uśmiechem podniósł rękę w górę. Rozległy się brawa, choć nie za duże, bo wszyscy zmęczyli się po poprzedniej potyczce. Sama klaskałam chyba najgłośniej. Yukio dziwnie się na mnie spojrzał.
-Idę już -oznajmiłam. -Zapomniałam, że muszę coś jeszcze zrobić.
Chłopak podniósł brew w górę, ale nic nie powiedział. Opuściłam trybunę i obiegłam arenę. Dobiegłam do wyjścia dla wojowników idealnie na czas. Prawie zderzyłam się z wychodzącym Tae.
-Gratuluję! -szybko powiedziałam by naprawić wpadkę.
-Oglądałaś? -spytał trochę zdziwiony i zawstydzony.
Potaknęłam.
-To co, idziemy? -spytałam z uśmiechem.
-Ja jestem jak najbardziej gotowy.
Ruszyliśmy uliczką w stronę palisady. Palisada była w sumie zbędna, bo całą osadę wybudowaliśmy w punkcie zero dookoła spawnu, ale i tak stała wyznaczając granicę z lasem.
Nagle zobaczyłam Yukio wychodzącego z areny. Przerażona szybko schowałam się za rogiem budynku. Leading Light przeszedł spokojnie obok i mnie nie zauważył.
-Coś się stało? -Tae spojrzał na mnie zaniepokojony.
-Nie, nic, wybacz -powiedziałam wychodząc z powrotem na uliczkę. -Możemy iść.
Chwilę później przeszliśmy przez bramę i cicho ruszyliśmy w głąb lasu. Po chwili marszu moje ucho wychwyciło szelest po prawej stronie. Sekundę później na łuku, wycelowanym w krzaki tkwiła strzała.
-Nie strzelaj! -szepnął szybko Tae.
Zdziwiona zmarszczyłam brwi. Z krzaków wyjrzał malutki lisek. No tak, chyba jeszcze byliśmy w punkcie zero. Opuściłam łuk.
-Wybacz, maluchu -uśmiechnęłam się do niego. -Myślałam, że jesteś wielkim, krwiożerczym stalowcem.
Lisek delikatnie przekrzywił łepek i patrzył na nas zdziwiony.
-Zupełnie jakby rozumiał... -zaśmiał się Tae.
Zwierzak wyszedł z krzaków i powoli, skradając się podszedł do nas.
-Może to towarzysz? -zaryzykowałam. Pamiętałam, że w grze są zwierzaki, które da się oswoić, chociaż żaden gracz chyba jeszcze nie miał takiego podopiecznego.
-Nie sądzę. Towarzysze miały się w jakiś sposób wyróżniać, żeby jeden gracz nie zabił towarzysza drugiego, a to jest zwyczajny lis.
Westchnęłam:
-No to chodźmy dalej.
Tak też zrobiliśmy jednak zwierzak nie do końca chciał się od nas odczepić. W końcu Tae pogroził mu swoją kataną i malec uciekł.
Kilka minut później usłyszeliśmy jakieś trzaski. Wymieniliśmy spojrzenia. Gdzieś tutaj był całkiem duży mechazwierz. Podkradliśmy się bliżej. Rzeczywiście, niedaleko drzewa tratował mechasłoń.
-Celuj w brzuch i uważaj na kły -szepnęłam na wszelki wypadek, napinając cięciwę.
-Domyślam się -uśmiechnął się chłopak i wyciągnął swoją katanę.
Pierwsza strzała wbiła się w ucho słonia w tym samym momencie, kiedy Tae zaatakował. Chybiłam trochę. Celowałam w mały czujniko-radar za uchem, który odpowiedzialny był za orientację w położeniu wroga. Gdybym go zniszczyła bardzo bym ułatwiła sprawę chłopakowi. Za drugim razem trafiłam. Teraz tylko drugi... Zdezorientowany słoń obrócił się dookoła własnej osi wymachując kłami.
-Uważaj! -krzyknęłam.
Tae szybko wykonał unik. Mechazwierz jednak też mnie usłyszał i ruszył tratując wszystko na swojej drodze w moją stronę. Wstałam i dokładnie wymierzyłam strzałę. Miałam jedną szansę.
-Isil, ostrożnie -TaeMinnie doskonale zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji.
Trzecia strzała trafiła w czujnik za drugim uchem. Jeszcze kiedy leciała odskoczyłam w bok. Słoń przebiegł obok. Zadziwiony znów się obrócił i ruszył na oślep w stronę Tae. Chłopak przykucnął i kiedy mechazwierz przebiegł nad nim, rozciął mu cały brzuch. Szybko wyturlał się spod gigantycznego zwierzęcia. Mechasłoń przewrócił się na bok i po raz ostatni zamachał nogami. Podeszłam do Tae i spytałam czy wszystko w porządku.
-Jasne -odpowiedział z uśmiechem. -Choć, zobaczymy co ten potwór miał cennego.
<Tae? Lisieł <3 >
Komentarze
Prześlij komentarz