Od Serenity CD TaeMinnie

Po takim równie ciężkim i nieco, a może nawet bardzo porządnie oddziałującym na myślenie dniu, zdecydowanie potrzebowałam się czego napić. W granicach rozsądku ale na parę procentów z całą pewnością odczuwałam silną chęć. Co jak co, ale w świecie rzeczywistym, czasami sięgałam po nawet piwo bezalkoholowe, po czym zasypiałam łagodnym snem, który pięknie się wydłużał. Teraz zasadniczo potrzebowałam ich na ochłonięcie czy uspokojenie, jak kto woli to nazwać. Nie mogłam znaleźć tutaj w strefie nic, co odpowiadało by większości moim nawykom z realnego życia, więc trzeba było się ratować czym się da, czym popadnie. Grzańce potrafiły nadzwyczaj dobrze rozgrzać i postawić każdego na nogi, co zawdzięczam tą wiedzę swemu bratu.
Wspominanie tejże historii o zapoznaniu się z ciepłym piwem zostało przerwane przez jednocześnie ciche i nagłe wtargnięcie się intruza do gospody, by zaraz w trybie natychmiastowym rzucić się na towarzyszącemu mi młodemu mężczyźnie wprost na plecy, przewracając go przy tym jak i jego pity trunek. Na podłogę, ma się rozumieć. Na wieść o tym, że pewna pojedyncza sztuka, jakim był biały tygrys zna się z nim, nikt nie zamierzał go od niego oderwać i zaatakować, jedynie wszyscy zaczęliśmy się śmiać przez zaistniałą sytuację. Gdyby nie to, że jedną ręką trzymałam swój kufel a drugą się podpierałam i własnie nią zakryłam usta, to raczej na pewno bym się nawet usmarkała ze śmiechu wypluwając przy tym cudowny napój. Mi się ta sztuczka co prawda udała, jednak nie mogłam tego powiedzieć o pozostałych zgromadzonych graczach w budynku.
Jakby to ująć dobrze w słowa, w miarę smacznie i tak, aby nikt nie ucierpiał? No cóż, najbliżej siedzący nas a jednocześnie po przeciwnej stronie przy ścianie, gdzie przy drugiej naprzeciw stał bar, młody chłopaczek najzwyczajniej w świecie pozbył się swojego napoju w sporej szklance nosem i to w tak niesamowity sposób, że na ten jego widok panowie przy sąsiednim stoliku po jego lewej zaczęli ryczeć ze śmiechu rozlewając przy tym także jakiś swój alkohol na siebie, okazyjnie na stolik a reszta skapywała w obfitych ilościach na podłogę. Co z tego, ktoś by stwierdził pytaniem. A ja powiem, że ktoś idąc od baru z wodą dostał takiego napadu śmieszkowania, że aż kufel w ręku zaczął mu latać wylewać część zawartości na której, oczywiście, wywalił się jak długi, gdzie reszta picia tak jakoś wylała mu się na twarz. No, w tamtej chwili praktycznie wszyscy pokładali się przez te gromadzące się sytuacje, coraz więcej towarzyszących nam biesiadników lądowało na podłodze. Z własnej winy lub z cudzej, bowiem już kilka osób miało niemiłą okazję poślizgnąć się w wylanych trunkach będących na podłodze i równie epicko zaliczyć tą słynną glebę. Na nic były próby uspokojenia całego towarzystwa, każde podejście kończyło się coraz to potężniejszą falą radości. Kiedy w końcu zwierzęcy pupilek zszedł, chociaż właściwsze określenie to został ściągnięty przez jego właściciela, zgodnie stwierdziliśmy, że najlepiej będzie jeśli czym prędzej opuścimy lokal póki jest szansa, inaczej później nie będzie jak odejść, chyba że oknem. O ile będzie do niego dojście. Do drzwi to wręcz się przepychaliśmy, by na końcu odnieść zwycięstwo i znaleźliśmy się nocą pod gołym niebem przed wejściem do lokalu. Zwierzak przejął dowodzenie, ponieważ zmusił nas za podążaniem za nim. Tak po około kilkunastu minutach, może dwunastu, staliśmy pod murami areny, gdzie wokół nie było żadnej innej duszy poza nami. Czworonożna istota wygodnie umościła się przy nogach chłopaka przy czym zaczęła mruczeć, brzmiało to niczym uruchomiony silniczek. Rozbawiony towarzysz zaczął ją głaskać na zmianę z drapaniem, bardzo jej to odpowiadało. Raczej było to łatwe do przewidzenia, iż lada chwila duży kot rozłoży się u jego stóp domagając się więcej okazywanej miłości. Usiadł spokojnie na ziemi i zajmowała się bardziej czule kociczką.
-Spokojnie, jest grzeczna. Nie ugryzie- powiedział w moim kierunku, podczas gdy spoglądałam trochę niezbyt wiedząc jak się zachować. Podniósł jej duży łeb spoglądając poważnie w oczy.- Prawda Ace? 
Młoda tygrysica oblizała się swoim językiem, najpewniej dając w ten sposób do zrozumienia, że ona ma rację.
-Jak chcesz to możesz ją śmiało pogłaskać- dodał zapraszająco.
Przykucnęłam tuż obok wpatrując się badawczo w zwierzaka, akurat przeniosła na mnie swoje oczęta. Dwa szafirowe punkty spoglądały na mnie pytająco i z zaciekawieniem. Po chwili zastanowienia i kalkulacji wszystkich za i przeciw, lekkim ruchem wysunęłam dłoń w kierunku jej sierści w celu pogłaskania. Ace miała zaskakujące miękkie futerko, musiałam to przyznać w duchu. Na mojej twarzy pojawił się szczerzy uśmiech podczas tych pieszczot, tygrysica widocznie także była ucieszona zaistniałą sytuacją. Tak bardzo przypominała mi zwierzaki z którymi się wychowywałam... Zaraz oprzytomniałam. Uśmiech zgasł a zamiast niego wróciła moja obojętność. Wstałam szybkim ruchem i odchrząknęłam.
-Dzisiejszą wyprawę można zaliczyć do udanych poza tym przykrym incydentem. Liczę, że w niedalekiej przyszłości uda się nam wszystkim osiągnąć więcej. Dobrej nocy, do następnego spotkania.
Robiąc pojedynczy krok w tył zostawiłam zaskoczone towarzystwo samemu sobie, sama zawróciłam w kierunku swojego lokum. Należało pamiętać o wypoczęciu przed kolejnym dniem, każdy dzień to nowe możliwości wzmocnienia się. Kierowałam się w milczeniu cichymi uliczkami, gdzieniegdzie świeciło się pojedyncze słabe światło dla wędrowców, by nie zgubili drogi. Wyczułam czyjąś obecność, konkretnie pewnego osobnika w ciemności opartego plecami o ścianę kolejnego budynku. W małym światełku widziałam jego założone na klatce piersiowej ręce, palcami stukał sobie w kant zbroi.
-Proszę proszę. Czyżbym miał kłopoty ze słuchem a może się pomyliłem jak mówiłaś, że zamierzasz sama dotrwać do końca? Już panienka zmienia zdanie?
Poznałam go po posturze, głos jedynie utwierdził mnie w przekonaniu. Xander, jeden z lepszych wojowników ale nie zaliczał się do ścisłego grona najlepszych, uważał się jednak za znacznie potężniejszego niż właściwie był. Zatrzymałam się ale nie spojrzałam na niego, wpatrywałam się jedynie w dalszą ulicę do przejścia.
-Postanowień swoich nie zmieniam, chyba sam dobrze o tym wiesz. Liczy się, żeby jak najwięcej z graczy dał radę wygrać. Przywiązanie to ślepa uliczka, co myślę, że jesteś świadom- miałam na myśli, że w przypadku niebezpieczeństwa nie będziemy się bronić a kogoś innego, tym samym zaniżając szansę na przetrwanie. Jemu chyba przyszedł do głowy dobry znajomy, który całkiem niedawno stracił życie. Zacisnął dłonie i ruszył ku mnie widocznie wściekły.
-Oliver żyłby, gdyby nie rozkazy większego- warknął.
-Nie, zginął przez swoją nieostrożność- odparłam sucho. Zamierzał podejść w furii jeszcze bliżej ale powstrzymałam go szybkim ruchem wyciągając swój miecz przed nim, koniec ostrza był na wysokości jego twarzy.
-Powtarzam to po raz ostatni: jeśli nie zmądrzejesz i nie zaczniesz logicznie działać, sam równie szybko skończysz jak on- to powiedziawszy odeszłam zostawiając go w lekkim szoku. Wiedziałam, że nie pójdzie dalej za mną, tak czy inaczej nie wygrałby w możliwej potyczce. Wkrótce po tym, znalazłam się w drzwiach swojego małego mieszkania.
Bardzo skromnie urządziłam go, zaopatrzyłam jedynie w niezbędne rzeczy dla mnie. Ściągnęłam dzienną zbroję i właściwie zamierzałam iść spać, gdy spojrzałam na swój fortepian w centrum lokum. Myślałam już wcześniej czy nie ustabilizować nerwy grając na nim cokolwiek ale grzaniec wykonał dobrą robotę.


<Tae?>

Komentarze