Od Yukio

Minął dokładnie miesiąc. Jeden miesiąc od rozpoczęcia tej cholipnej gry. Do tej pory zginęło około 160 graczy. Game over. I tu i na zewnątrz. Po prostu nie dali rady. Ale ja nie mogę pozbyć się wyrzutów sumienia. Na pewno coś dało się zrobić. Coś aby oni nadal żyli.
Przygnębiony siedziałem na rynku przy fontannie. Nie nadaje się na Leading lighta. Jestem beznadziejny.
Takie właśnie czarne myśli dręczyły mnie od paru dni. Nieustannie zamęczałem się myślą, że na pewno coś mogłem zrobić, by zapobiec śmierci ponad 160 graczy. Czułem się tak, jakbym sam i zabił.
Nagle podbiegło do mnie roześmiane dziecko:

- Proszę Pana! Proszę Pana! Czy Pan jest Leading lightem? - chwilę zastanawiałem się nad odpowiedzią. W końcu postanowiłem powiedzieć prawdę
- Tak. Jestem. O co chodzi? - spytałem z przyjaznym uśmiechem
- Gracz o loginie Isil poprosił mnie, żeby przekazać Panu o spotkaniu w sali obrad. - maluch przez cały swój wywód nie wziął ani jednego oddechu. A teraz jedynie patrzył na mnie z uśmiechem
- Dziękuję ci bardzo - powiedziałem - Masz - dałem mu złotą monetę i poszedłem w kierunku siedziby głównej.

Szedłem zasłaniając uśmiechem prawdziwe uczucia. Gdybym usiadł i zaczął płakać… Wolę o tym nawet nie myśleć.
Po chwili stałem już przed budynkiem. Wszedłem po schodach i otworzyłem drzwi. Zaraz też napotkałem czujne spojrzenie strażnika. Uśmiechnąłem się do niego spokojnie i skinąłem głową. Następnie skierowałem się w odpowiednim kierunku.
Byłem na miejscu. Pchnąłem ciężkie skrzydła drzwi, a raczej wrót. Wszedłem do środka wyprostowany z poważnym spojrzeniem:

- Witajcie - powiedziałem do zgromadzonych - Co się stało, że zwołanie nas tu wszystkich?

< Ktoś? >

Komentarze

Prześlij komentarz