Od Jennie CD Qennie

Przechadzałam się po mieście, bez jakiegoś konkretnego celu. Nie miałam co robić, a że Tae postanowił wybrać się gdzieś na "misję", jak to określił, nie pozostało mi nic innego niż szlajanie się po okolicy. Mogłabym oczywiście pójść za nim, ale skoro nie chciał, abym z nim szła i w dodatku dołączyła do niego jakaś dziewczyna... po prostu nie chciałam im przeszkadzać, potem zawsze będę mogła się z nim podroczyć, a co. Uśmiechnęłam się do siebie na samą myśl o tym. Wyobrażenie sobie jego zdziwienia, zmieszania i pewnie czerwonych policzków, bo kto jak kto, ale mój kuzyn nie potrafił swobodnie rozmawiać o dziewczynach, czy związkach. Czy nie powinno być na odwrót? Zachichotałam sama do siebie, w nieco lepszym humorze.
Przechodziłam właśnie jakąś niewielką uliczką, starając się niemal zapamiętać każdy szczegół otoczenia, by w razie potrzeby lepiej znać drogę. Kilka metrów przede mną szło kilka osób, niektóre z nich co jakiś czas się lekko kuliły. Wyglądało to, jakby ktoś w nich rzucał. Rozejrzałam się wokoło i dostrzegłam siedzącą na murku jasnowłosą dziewczynę o dosyć specyficznym stroju. Jak gdyby nigdy nie rzucała czymś w stronę przechodniów. Postanowiłam podejść do niej i poznać powód tego, jakże nieodpowiedniego zachowania, które sprawiało jej radość. Bez słowa stanęłam przy niej, obserwując jej działania z bardzo bliskiej odległości. Po chwili mnie dostrzegła.
- Hej lisek. - powiedziała wesołym głosem, wyciągając dłoń w stronę ogona, który niemal od razu pogłaskała.
- Hej. - odpowiedziałam jedynie, nieznacznie zmieniając barwę głosu.
- To lisełek zgubił się. - powiedziała, ale postanowiłam to zignorować.
- Rzucałaś w ludzi kamieniami, czemu to robisz? - zapytałam, chcąc poznać powód tej zabawy, jeśli można to tak nazwać. Przysiadłam się do niej.
- Sama rzuć, spodoba ci się. - powiedziała z uśmiechem, jakby była pewna swego, po czym jeszcze przez chwilę namawiała do wykonania rzutu. Dla własnego spokoju to zrobiłam, ale celowo rzuciłam delikatnie.
- Chodźmy, pokażę Ci coś. - powiedziałam, wstając. Wcześniej przy zwiedzaniu natrafiłam na coś w rodzaju cmentarza. Nie wiem dlaczego, ale w mojej głowie pojawił się pomysł, który kazał mi ją właśnie tutaj przyprowadzić. Dziewczyna rozejrzała się, a przez jej twarz przebiegły różne emocje.
- Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, że chociaż to wszystko to jedynie gra, to miejsce jest prawdziwe. Ludzie, który chwilę temu byli twoją rozrywką, niebawem mogą tu dołączyć... - zaczęłam, ale po chwili dotarło do mnie, że wcale mnie nie słucha. Odleciała gdzieś myślami, co było widać po jej twarzy, jej oczach, które nagle stały się nieobecne.
- O czym tak myślałaś? - zapytałam, gdy w końcu wróciła na ziemie.
- Wspomnienia. Jak mam lisie do ciebie mówić?
No tak, zapomniałam się jej przedstawić. Cała ja.
- Zapomniałam, jestem Jennie, a Ty. - przedstawiłam się i uścisnęłam jej dłoń.
- Quennie mi również Milo. - uśmiechnęłam się lekko, po czym zaproponowałam jej mały pojedynek. Nadal byłyśmy w bezpiecznej strefie, więc żadnej z nas nie mogła stać się krzywda, ale chciałam wiedzieć, czy i jak sobie radzi.
Dziewczyna od razu obrała sobie za cel mój brzuch, który niemalże w ułamku sekundy udało mi się zasłonić, chroniąc się przed ciosem. Nie czekałam długo, prawie od razu robiąc zwinny unik i wyprowadzając cios, który osiągnął swój cel. Obie byłyśmy w stanie przewidzieć większość swoich ruchów i ataków, chociaż muszę przyznać, że pierwszy raz toczyłam tak zabawną i zarazem nieco zaciętą walkę. Nasze starcie ciągnęło się strasznie długo, przez co po kilku godzinach opadałam z sił. Chyba zacznę ćwiczyć z Tae, gdy już wróci.
Poszłyśmy nieco bardziej w stronę lasu, przysiadając przy niewielkim strumyku, aby nieco zregenerować siły i złapać oddech.
- Lisico jak się tu znalazłaś w tej naszej grze bez wyjścia? - zapytała, po krótkiej chwili ciszy.
- Ja... ehh...- westchnęłam. - Niedawno, bo nie wiem, ile czasu upłynęło, pojechałam z rodzicami do ciotki, której syn właśnie utknął w tej grze. Był dla mnie zawsze kimś więcej, niż tylko kuzynem i nie byłam w stanie tak po prostu siedzieć w szpitalu i gapić się bezczynnie. Zżerałoby mnie to od środka, więc gdy zostałam z nim sama na chwilę... Po prostu dołączyłam do niego, aby pomóc mu się stąd wydostać. - zaczęłam bawić się palcami. - Wiem... głupio trochę zrobiłam, ale nie żałuję.
Zapadła cisza.
- Wiesz... to wcale nie jest głupi powód. - stwierdziła. - Też pewnie bym tak zrobiła, gdyby chodziło o kogoś z mojego rodzeństwa.
- Yhym... Tylko teraz musimy jeszcze to wygrać. - uśmiechnęłam się lekko, patrząc na odsłonięty kawałek nieba, po którym sunęły nie śpiesznie chmury.
- Damy radę. - stwierdziła pewnym siebie głosem.
- Wiem. - przytaknęłam, zaczynając zastanawiać się, jak będzie wyglądała nasza najbliższa przyszłość. Z tego, co wiem, aby wygrać, ktoś musi pokonać wszystkie Bossy w grze, a podobno jest ich dużo no i do tej pory nikt jeszcze nie zaryzykował spotkania z żadnym z nich. Pewnie jeszcze trochę czasu minie, nim ktoś się zdecyduje zawalczyć z którymkolwiek z nich. Chyba spędzimy w tym świecie dłuższą chwilę, ale może to nie jest takie złe? Nie jest przecież z góry powiedziane, że wszyscy musimy walczyć, ale z drugiej strony... jeśli nikt nie będzie się narażał, nigdy te gry nie skończymy. Pewnie dla tego większość osób spędza całe dnie, polując lub ćwicząc, czy nawet walcząc na arenie. Wszystkie te osoby chcą jak najszybciej wyrwać się z tego fikcyjnego świata i pewnie uchronić jak największą ilość ludzi przed śmiercią. Tylko czy to się uda? Czy wyjście z tej gry w ogóle jest możliwe? A co jeśli ostatniego Bossa nie da się pokonać lub nie będzie można go znaleźć? No i... zawsze istnieje możliwość, że z czasem nikt nie będzie chciał wrócić do tego prawdziwego świata, prawda? Co wtedy zrobimy? Poddanie się nie wchodzi przecież w grę, tak samo, jak zostanie tutaj.
- Gdzie odleciałaś? - zapytała Quennie, wyrywając mnie z rozmyśleń. Siedziała obok mnie, uważnie mi się przyglądając.
- Sama nie wiem... po prostu zaczęłam analizować naszą sytuację, szukając jakiegoś wyjścia? Nie wiem... - westchnęłam. Nie chciałam z nikim dzielić się moimi wewnętrznymi rozterkami i zasmucać innych.
- Chodźmy może, się gdzieś przejść lub znajdźmy sobie jakieś zajęcie, okey? Zaczęło mi się nudzić siedzenie tutaj. - powiedziałam po chwili, miło się uśmiechając.

< Quennie? Dokąd pójdziemy? >

Komentarze