Od Wuwei'a Do Isil

W końcu dostałam jakikolwiek prezent urodzinowy. Moi bracia o mnie nie zapomnieli. Kupili mi sprzęt oraz grę. Na początku nie wiedziałam o co chodzi, co to jest. Nie byłam zbytnio tym zaciekawiona, ale powoli, gdy przeglądałam Internet na jej temat… Doszłam w końcu do wniosku, że warto spróbować. Bo dlaczego by nie?
W końcu nadszedł ten dzień. Podłączyłam wszystko do prądu – z małą pomocą moich starszych braci – założyłam specjalne słuchawki, okulary i rękawiczki. Bracia kazali mi zaczekać, bo chcieli sobie ze mną zrobić zdjęcie. Kochałam ich, więc od razu się zgodziłam, bo dlaczego by nie? Wsadzili sobie na portale społecznościowe, oznaczając swoją małą solenizantkę. W końcu załączyłam i kliknęłam „link start”. Coś mi zaszumiało, trwało to kilka sekund, a później… pojawiłam się na jakimś placu. Spojrzałam w górę i przeczytałam nazwę „Plac Przygotowawczy”. Kazano mi wpisać login, więc wpisałam „Wuwei”. Płeć? No chyba jasne, że kobieta! Rozdawanie punktów było jak dla mnie najcięższe, ale jakoś mi się udało to zrobić. Kreowanie wyglądu? Zrobiłam kopię siebie, ot co. Bo cóż innego mogłabym wymyślić? W końcu moja postać była stworzona. Prawie. Zaczęłam zastanawiać się, gdzie mam jakąś broń. A może… nie było jej w tej grze? Może trzeba było ją jakoś zdobyć? Usłyszałam kolejny szum, szelest, czy jak to zwał i już byłam w innym miejscu. Tym razem napis głosił „Samouczek”. Wszystko zostało wyjaśnione jakimś dziwnym głosem. Do tego tutaj pozwolono mi wybrać broń. Nie było tu zbyt dużego wyboru, ale na szczęście łuk i kołczan były w sekcji wyboru. Od razu wybrałam je jako moją główną broń. Pojawiły się trzy tarcze i jakiś głos, nie wiadomo skąd powiedział, abym strzeliła. Zrobiłam to, strzelając za każdym razem w sam środek tarcz. Dostałam trzy dziesiątki, przez co mogłam wybrać kolejną broń o mniejszej wadze. Przejrzałam jeszcze raz całe menu i wybrałam komplet dwóch małych sztyletów. Kazano mi rzucić nimi do tarcz, więc to zrobiłam. Niestety, nie było to tak celne, jak strzelanie z łuku, dlatego pozwolono mi powtórzyć całość. Gdy skończyłam - niestety nie było lepszego wyniku ze sztyletami – zaczęto pokazywać mi świat. Co jak mam robić, jak wejść w menu. Na początku nie wychodziło mi to, ale później już się nauczyłam. Następnym krokiem było wyjaśnienie na czym polega gra, co mnie lekko przynudzało. Zazwyczaj takie coś przewijałam, ale tutaj… Nie wiedziałam jak miałabym to zrobić, więc musiałam słuchać monotonnego głosu, który w pewnym momencie zaczął mnie usypiać. 
- Czy wszystko jest zrozumiałe? – zapytał głos. 
Przede mną pojawiły się trzy odpowiedzi. Tak, Nie, Wytłumacz wszystko jeszcze raz. Przez to jego głupie gadanie i moje zmęczenie słuchaniem tego, niechcący kliknęłam na ostatnią i kuźwa ZNOWU głos zaczął mi tłumaczyć zasady gry… 
W końcu go przeszłam, w końcu pojawiłam się w świecie gry. Nareszcie mogłam zobaczyć, jak tutaj jest i czy się opłacało tak, jak większość ludzi komentowała tą grę nim jeszcze wyszła w celach sprzedażowych… Ten świat okazał się taki… magiczny! Tak, to na pewno było to określenie. Zaczęłam spacerować po okolicy. Po pewnym czasie dopiero zorientowałam się, ze moja postać nie wygląda tak, jak wybrałam w Placu Przygotowawczym. Moja postać wyglądała… jak ja. Jak prawdziwa ja! Wokół było kilku ludzi, ale nie przyglądałam im się zbytnio. Postanowiłam w końcu, że się wyloguję. Padałam ze zmęczenia przez to, że przechodzenie samouczka… No, było męczące, do tego złe kliknięcie i ponowne słuchanie tegoż jakże nużącego głosu… Machnęłam ręką, jednak menu nie wyskoczyło. „No tak, znowu mi nie wychodzi” pomyślałam. Przewróciłam oczami i ponownie wykonałam kolisty ruch. Udało się, co nie powiem, bardzo mnie ucieszyło. Zaczęłam szukać napisu „Wyloguj”, ale… Nie mogłam go znaleźć. 
- Może to przez moje zmęczenie… - powiedziałam sama do siebie. Wyłączyłam menu i postanowiłam poprosić jakąś osobę. Podeszłam do wysokiego mężczyzny i poprosiłam o pomoc. Zauważyłam, że nie jest jakimś polakiem, francuzem… Japończyk? Koreańczyk? Niezbyt ich rozróżniałam, ale uczyłam się języków obcych, więc dlaczego by nie spróbować? Jakoś wyjaśniłam, żeby mi pomógł. Szczerze powiedziawszy, lekko przeraziłam się na widok jego katany… Moimi ostrymi narzędziami były tylko dwa małe sztyleciki… W końcu chyba zrozumiał, sprawdził i… zamarł. Zrozumiałam, że on też nie potrafi tegoż znaleźć. Uruchomiłam swoje menu jeszcze raz, pokazałam mu, on mi pokazał swoje i zaczęliśmy razem szukać. Nie było. 
***
Spacerowałam sobie po Mieście Początku. Byłam w tej grze już jakiś czas, poznałam już co gdzie jest. Teraz przypomniało mi się moje przerażenie, a zarazem wkurzenie, że nie można się wylogować. Przypomniał mi się chłopak z kataną. Od tamtego czasu ani razu go nie spotkałam. Mijałam wielu, ale to bardzo wielu ludzi. A do tego te wszystkie dzieciaki! Na początku, gdy jeszcze nie wiedziałam co i jak, postanowiłam pomóc dzieciakom. Zebrała się spora ilość starszych osób, które chciały im pomóc. W tym oczywiście ja. Stworzyliśmy dla nich w jednym z budynków coś na pozór Domu Dziecka, ale bez możliwości adopcji. Tutaj zbieraliśmy dzieci, które na pewno nie poradziłyby sobie same. Nas, starszych, było dosyć sporo, dlatego czasami wychodziliśmy i szukaliśmy jakichś dzieci, które mogły po prostu się zgubić, wystraszone tym nowym systemem. Przypomniała mi się historia małej Aryii… 
Spacerowałam ulicami, gdy usłyszałam w jakimś zaułku jakiś pisk. Pobiegłam w tamta stronę i zobaczyłam trzech rosłych mężczyzn i dwie małe dziewczynki. Nie wiem co to miało na celu, ale mężczyźni zachowywali się wobec dzieci brutalnie. Podeszłam do nich bez żadnego planu. 
- Co tutaj się dzieje? – zapytałam. Spojrzeli na mnie. Teraz poczułam, jak moje całe ciało zaczyna się trząść ze strachu… Głupia, bo zamiast najpierw pomyśleć, potem zrobić, to ja zrobiłam na odwrót. 
- Czego? – zapytał jeden z nich. 
- Dzieci. Zostawcie. – powiedziałam, lekko drżącym głosem. 
To były dwie małe, bezbronne dziewczynki, które zapewne nic im nie zrobiły, a oni… 
- Okradły nas – fuknął na mnie drugi. 
Czyli jednak coś zrobiły, pomyślałam sobie… 
- Ale… Nie musicie ich… bić – odparłam. 
Trzech mężczyzna i ja jedna. Brawo ja. 
- Ktoś musi wymierzyć kare – odparł trzeci i uderzył starszą z dziewczynek.
Zauważyłam dopiero w tym momencie, że ona osłaniała ta mniejszą! Musiały się albo wcześniej znać, albo po prostu z dobroci serca wynikło takowe zamierzenie. 
- Przestań! – krzyknęłam. 
Moja pewność siebie nagle wróciła. Wzięłam łuk, naciągnęłam strzałę i wymierzyłam w pierwszego, który stał najbliżej mnie. Pierwsza i najważniejsza zasada: celuj w tego, który jest najbliżej Ciebie. Mężczyźni lekko odsunęli się, ale nie ten pierwszy. On nadal stał i nawet zarechotał ze śmiechu. 
- Myślisz, że takim łuczkiem mnie przestraszysz? – zapytał i wyciągnął swój miecz. 
Podniosłam jedną brew do góry. Czyżby mi nie uwierzył, że jednak potrafię z tego strzelać? Trudno, jak to mówią, każdego szkoda. Gdy ruszył w moją stronę, ja wypuściła strzałę, która wbiła się w jego rękę. Miecz od razu upadł na ziemię. 
- Ty głupia &^%$! – krzyknął na mnie.
Chwycił się za rękę, tamci dwaj wyciągnęli swoje bronie, ja naciągnęłam kolejną strzałę. Wszystko działo się tak szybko, że gdy zobaczyłam, jak jakaś strzała upadła na ziemię sądziłam, że to moja. Jednak ja nadal ją trzymałam. Ktoś musiał być za mną i albo celował we mnie i mu nie wyszło, albo w tych trzech gości. No i chyba też nie wyszło. Jednak jeden z mężczyzn powiedział, że się poddaje i po prostu zwiał. Uśmiechnęłam się szyderczo do tego pierwszego, który nadal stał przede mną i trzymał się za rękę. Strzałę nadal miał w ręce, nie wyciągnął jej. Założyłam łuk na plecy, wyciągnęłam moje sztylety i podbiegłam do dziewczynek. Pierwszy mężczyzna chwycił lewą ręką swój miecz i zaatakował mnie, raniąc. Moje życie lekko spadło, ale nie byłam mu długo dłużnikiem i ja również go raniłam kilka razy. Gdy ten drugi miał uderzyć dziewczynki… uderzył mnie w plecy, powiem osłoniłam je. 
- Pilnuj jej – powiedziałam do starszej. I rzuciłam swoim sztyletem w mężczyznę, który najpierw je bił, a później zbił mnie. Trafiłam w bark. Zaczął wrzeszczeć, uciekł. Ten z mieczem też zwiał. 
- Straciłam swój sztylet… - powiedziałam niby do siebie, niby do kogoś. To była prawda. Spojrzałam na dwie wystraszone dziewczynki. Starsza z nich była mocno poraniona, młodsza już mniej. Wzięłam jedną na ręce, drugiej kazałam chwycić się mojego ubrania i nie puszczać. W tedy zorientowałam się, iż nie ma tez postaci, która strzelała do mężczyzn… To było dziwne. Ale nie miałam teraz czasu na rozmyślania tego. 
W końcu doszłam do budynku w którym mieszkaliśmy razem z dzieciakami. Zapukałam, otworzono mi i weszliśmy. Zabrano starsza ode mnie, młodsza nadal trzymała się mnie kurczowo. Gdy moja znajoma chciała ją wziąć, ona przytuliła się do mnie. To było takie… słodkie. Ale ja musiałam wyjść, musiałam iść i dokupić sobie drugi sztylet, do tego strzały… Lepiej mieć je na zapas, nie przeczę, że nie. Kucnęłam i spojrzałam na małą. 
- Jak masz na imię? – zapytałam się jej. Spojrzała na mnie tymi swoimi dużymi, zielonymi, pięknymi oczętami.
- A-Arya – odparła cichutko, lekko wystraszona. 
Uśmiechnęłam się do niej i przytuliłam ją do siebie. 
- Słuchaj… Musisz przypilnować, żeby tamta dziewczynka wyzdrowiała – mówiłam do niej – liczę na Ciebie. – dodałam. 
- T-to moja s-siostra – wydukała cichutko. 
- Twoja siostra cię kocha. Obroniła cię. 
- J-ja też ją k-kocham. 
- To dobrze. Dlatego musisz tutaj z nią teraz zostać. 
- B-boję s-się…
- Tutaj nie masz czego. Są tu inne dzieci, które mogą Wam pomóc, inne starsze osoby… Nie takie, jak tamci trzej. Tutaj wszyscy są tacy… jak ja – zakończyłam. Mała znowu mnie przytuliła. 
- Arya – powiedziała. 
Spojrzałam na nią tak, aż zobaczyłam jej nick. Taki sam, jak jej imię. Zdałam sobie też sprawę, że przedtem już mi się przecież przedstawiła. 
- Arabella – powiedziałam. Spojrzała na mnie. 
- Wuwei? – zapytała. – To męski nick – dodała. 
Pokiwałam twierdząco głową. 
- Mam dwóch starszych braci w rzeczywistości i… Jeden z nich zawsze w grach używał Nicku Wu, a drugi Wei. Połączyłam te dwa i wyszedł mój nick. – wyjaśniłam. 
- Dlaczego to zrobiłaś?
- Bo to oni dali mi tą grę i od razu o nich pomyślałam. 
Zdałam sobie sprawę, że już jestem bardzo dużo spóźniona. Westchnęłam i wstałam. 
- Muszę już iść ale obiecuję Ci, że wrócę niebawem i coś Ci przyniosę – powiedziałam i wyszłam z budynku. 
mniej. Wzięłam jedną na ręce, drugiej kazałam chwycić się mojego ubrania i nie puszczać. W tedy zorientowałam się, iż nie ma tez postaci, która strzelała do mężczyzn… To było dziwne. Ale nie miałam teraz czasu na rozmyślania tego. 
W końcu doszłam do budynku w którym mieszkaliśmy razem z dzieciakami. Zapukałam, otworzono mi i weszliśmy. Zabrano starsza ode mnie, młodsza nadal trzymała się mnie kurczowo. Gdy moja znajoma chciała ją wziąć, ona przytuliła się do mnie. To było takie… słodkie. Ale ja musiałam wyjść, musiałam iść i dokupić sobie drugi sztylet, do tego strzały… Lepiej mieć je na zapas, nie przeczę, że nie. Kucnęłam i spojrzałam na małą. 
- Jak masz na imię? – zapytałam się jej. Spojrzała na mnie tymi swoimi dużymi, zielonymi, pięknymi oczętami.
- A-Arya – odparła cichutko, lekko wystraszona. 
Uśmiechnęłam się do niej i przytuliłam ją do siebie. 
- Słuchaj… Musisz przypilnować, żeby tamta dziewczynka wyzdrowiała – mówiłam do niej – liczę na Ciebie. – dodałam. 
- T-to moja s-siostra – wydukała cichutko. 
- Twoja siostra cię kocha. Obroniła cię. 
- J-ja też ją k-kocham. 
- To dobrze. Dlatego musisz tutaj z nią teraz zostać. 
- B-boję s-się…
- Tutaj nie masz czego. Są tu inne dzieci, które mogą Wam pomóc, inne starsze osoby… Nie takie, jak tamci trzej. Tutaj wszyscy są tacy… jak ja – zakończyłam. Mała znowu mnie przytuliła. 
- Arya – powiedziała. 
Spojrzałam na nią tak, aż zobaczyłam jej nick. Taki sam, jak jej imię. Zdałam sobie też sprawę, że przedtem już mi się przecież przedstawiła. 
- Arabella – powiedziałam. Spojrzała na mnie. 
- Wuwei? – zapytała. – To męski nick – dodała. 
Pokiwałam twierdząco głową. 
- Mam dwóch starszych braci w rzeczywistości i… Jeden z nich zawsze w grach używał Nicku Wu, a drugi Wei. Połączyłam te dwa i wyszedł mój nick. – wyjaśniłam. 
- Dlaczego to zrobiłaś?
- Bo to oni dali mi tą grę i od razu o nich pomyślałam. 
Zdałam sobie sprawę, że już jestem bardzo dużo spóźniona. Westchnęłam i wstałam. 
- Muszę już iść ale obiecuję Ci, że wrócę niebawem i coś Ci przyniosę – powiedziałam i wyszłam z budynku. 
***
Moje wspomnienie przeminęło. Nie wróciłam już tam. Dlaczego? Bo gdybym znowu weszła, znowu nie potrafiłabym od nich odejść. Wiem, że zawsze mogę tam wrócić. Obiecałam Aryii, że coś jej przyniosę. Nie przyniosłam, ale poprosiłam jakiegoś gracza, aby zaniósł tam mały pakuneczek ode mnie. Bardzo chciałam iść, spotkać się z małą, ale znowu przechodzisz przez to wszystko od nowa? Podziękuję. 
Kilka, a może nawet kilkanaście dni temu zauważyłam, że przy mojej postaci jest stanowisko. Szpieg. Zaciekawiło mnie to bardzo, bo któż mógł dać mi takowe stanowisko? Chyba tylko tak zwany Mistrz Gry, który nawiasem mówiąc nas tu uwięził… Westchnęłam. Ciekawiło mnie również to, co będę musiała wykonywać na tymże stanowisku. Zapewne dostanę jakąś wiadomość – albo i nie. Kij wie co to teraz będzie… W tedy zdałam sobie sprawę, że przecież od tamtego czasu nie dokupiłam sobie drugiego sztyletu. Postanowiłam iść do Nawy na targowisko. Wiedziałam, że są tam NPCy, którzy… Zawsze dawali duże ceny. Westchnęłam i w końcu skierowałam się w tamtą stronę. 
Weszłam do środka, nie było tu tłumów. Ba, nie było tu prawie nikogo, prócz mnie! No i jeszcze jednej dziewczyny. Albo chłopaka? Nie, to była dziewczyna, ubrana.. na chłopaka. Przy sobie miała łuk. Podeszłam do NPCa, kątem oka dostrzegłam, jak dziewczyna mi się przygląda. 
- Mały sztylet – powiedziałam prosto z mostu. 
- Ile? – zapytał NPC. 
- Jeden, rzecz jasna.
- Masz już jakieś? Ile? 
Kurde, czy oni serio musieli zadawać tyle pytań? Mam nadzieję, że nie będzie ich więcej… 
- Mam jeden, miałam dwa, straciłam jeden w walce – odparłam niechętnie. 
- W jakiej walce? Działałaś po stronie dobra, czy zła? 
- No kurde, jasne że po stronie dobra! – fuknęłam. 
- Proszę, abyś się nie unosiła. Zapytam jeszcze raz. W jakiej walce straciłaś sztylet?
- Broniłam dzieci – odparłam zniechęcona już tym życiem. Jak tak wszystko u nich wyglądało, to będzie źle… 
- Mam kilka rodzai sztyletów małych – powiedział i poszedł na zaplecze. Po kilkunastu sekundach przyszedł z kilkoma. Rozłożył je na blacie. Zaczęłam się przyglądać każdemu z osobna, ważyć w rękach… 
- Po ile? – zapytałam się, trzymając najlepszy. 
- Zależy który. 
- To jasne, że ten, który trzymam – pokazałam mu. 
- 40 Yangów. 
Spojrzałam na niego z przerażeniem. „Ale że co proszę?” pomyślałam. Za zwykły, prawie nic nie warty sztylecik ja miałam dać prawie połowe moich pieniędzy?!. No se gościu chyba kpi… 
- 20 – powiedziałam. 
- 39.
- 21. 
- 38. 
- 22. 
To mogło trwać wieczność… Może i miałam czas, ale może też i nie miałam. Przecież musiałam też zarobić jakieś pieniądze, bo bez nich… Byłoby kiepsko. Bardzo kiepsko. 
- 37. 
- 25 maksymalnie. – powiedziałam w końcu. 
- 30 i dorzucam pół tuzina strzał – odparł. 
Zaciekawiła mnie ta jego oferta. Była niczego sobie, ale strzały przecież można było sobie zrobić samemu, prawda? Albo iść do innego sklepu, specjalnego dla łuczników i tam dostać je za darmo – jeśli się wykonało jakieś małe zadanie… 
- 27 i pół tuzina, albo idę szukać innego sklepu – odparłam. Więcej bym nie dała, no przykro mi bardzo.
- Bardzo dobrze, że niektórzy gracze potrafią negocjować i potrafią postawić na swoim, dlatego dzisiaj dam Ci ten sztylet za darmo – powiedział. 
HE!? 
- D-dziękuję – wydukałam. 
Wziął pozostałe sztylety i poszedł na zaplecze. Dziewczyna, która była cały czas w sklepie nadal mi się przyglądała. Schowałam sztylet i podeszłam do niej. 
- Witaj – przywitałam się z uśmiechem na twarzy. 
- Hej – przywitała się ze mną. 
- Jesteś… - zaczęłam i spojrzałam lekko w górę, aż wyświetlił mi się jej nick – Isil. Ciekawy nick – stwierdziłam.
- Wuwei? – zapytała ze zdziwieniem lekkim. Uśmiechnęłam się i pokiwałam twierdząco głową. 
- Dwaj moi starci bracia grywali w gry. Jeden z nich nazywał się Wu, drugi Wei. Kupili mi NE, więc nick… Wzięłam od połączenia ich dwóch nicków. 
- Wuwei… To takie… Męskie…
- Może i tak. – stwierdziłam – Ale dla mnie jest to takie… że pamiętam o swojej rodzinie. – odparłam. 
Wyszłyśmy razem ze sklepu. 
- Powiedz… Kiedyś… Ktoś mi pomógł w pewnym zaułku… Nie wiem dlaczego, ale… pomyślałam o Tobie – powiedziałam, patrząc na nią. Uśmiechnęła się lekko do mnie i pokiwała twierdząco głową. 
- To ja – powiedziała cicho. – Niezbyt Ci pomogłam, bo nie trafiłam… - odparła z lekkim smutkiem teraz. Jak to człowiek potrafi szybko zmieniac swój nastrój… 
- Proszę, bez smutków! Jak chcesz, mogę cię nauczyć strzelać – powiedziałam do niej z szerokim uśmiechem. – Uczyłam się łucznictwa już od małego dziecka, więc wiem co i jak. Może dlatego lepiej mi idzie z łukiem, a niżeli ze sztyletami. Ale te małe dziadostwa też są czasami przydatne – odparłam. 
Poszłyśmy na jakąś polankę, czy coś podobnego, aby nikogo nie zranić. 
- Mówisz po polsku, jesteś stamtąd? – zapytałam. Pokiwała twierdząco głową. 
Ciekawe, kiedyś byłam tam ze starszym rodzeństwem. Pamiętam, jak zwiedzaliśmy większość rzeczy z Warszawy. Byliśmy tam chyba przez pięć dni, a później tak nas nogi bolały… Ale pojechaliśmy do innego miasta, prawdopodobnie do Krakowa… Tam to też się nachodziliśmy! Ale już nie tak dużo, jak w tej Warszawie… Następnie byliśmy w Zakopanym w Bieszczadach, ale nie potrafię sobie przypomnieć miejscowości w jakiej się zatrzymaliśmy… Przypomniała mi się zapora, taka bardzo duża… I moje myśli „Co by było, jakby ona pękła nie daj Boże…”. Ah, jakże piękne były te czasy… To było coś, nie tak, jak… teraz… 

<Isil?>

Komentarze