Od Wuwei Do TaeMinnie

Miałam wszystko, czego potrzebowałam. Oczywiście, prawie wszystko, ale cóż poradzić? Nawet życie w realnym świecie nie było dla mnie zbyt piękne, więc dlaczego tutaj takowe powinno być? To było wiadome, że ono nie będzie w różowych kwiatkach zasiane. Długo szukałam pracy, jakiejkolwiek pracy w której bym coś zarobiła. W końcu znalazłam kilkudniową pracę u NPCa, więc trochę grosza wpadło a i nocleg sobie załatwiłam prawie za pół darmo. Gdzieś przecież spać trzeba było. Szkoda tylko, że dostałam śpiwór, a nie łóżko. 
- Za tą kwotę… - pomyślałam sobie na głos. – A do tego śpiwór może zostać ze mną… - dodałam sobie. 
Wyszłam na zewnątrz, postanowiłam sobie potrenować. Znalazłam ustronne miejsce i zaczęłam ćwiczyć. Nie była to jakaś super hiper mega fajna polanka, ale z braku laku wybrałam właśnie ją. Wokół nie było też dużo osób, więc na spokojnie mogłam sobie poćwiczyć bez ciągłego myślenia, żeby czasem komuś nic się nie stało. Po kilkunastu minutach zobaczyłam go w oddali. Ten sam, którego spotkałam pierwszego dnia. Do którego podeszłam, jakoś zapytałam, czy u niego jest podobnie, czy ma ikonkę wylogowania się. Wystraszyłam się przy nim, że tego nie ma… A teraz widziałam go, trenującego. Czyżby codziennie tu przychodził, aby to porobić? A ja na początku go przecież szukałam, żeby mu podziękować, porozmawiać, a tu teraz… Teraz go spotykam. Nagle moje myśli przeszły w przeszłość… 
- Arya – powiedziałam cicho do siebie. 
***
Obiecałam Aryii, że do niej wrócę. Mała miała imię takie, jak moja młodsza siostra, więc… W końcu odważyłam się tam powrócić. Po tak długim czasie, po tylu dniach, tygodniach… Nie wiem ile czasu minęło, kiedy ostatni raz ją widziałam. Nie liczyłam czasu. Jak to mówią, „Szczęśliwi czasu nie liczą”. Albo to było z miłością, że zakochani szczęścia nie liczą? Albo coś takiego, jeden kij. 
Zapukałam do drzwi, otworzyła mi moja stara znajoma. Najpierw patrzyła na mnie przez chwilę, a później zaprosiła do środka. Zmieniło się tutaj, odkąd wyszłam i nie wróciłam. 
- Zmieniło się tu – powiedziałam.
Ona tylko pokiwała twierdząco głową i szła obok mnie. Coś mi tu jednak nie grało. Coś było nie tak… Coś… dziwnego… Kątem oka szło dostrzec, że niektórzy patrzą na mnie dziwnym wzrokiem. Rozpoznałam w tych osobach jakieś dziecko, chyba to był chłopiec. A może dziewczynka, która wyglądała jak chłopczyk? 
- Co jest? – zapytałam się jej w końcu. Westchnęła i zaprowadziła mnie do jednego z gabinetów. Weszłyśmy, zamknęłam drzwi za sobą. Usiadła na stole, jak to zawsze robiła. 
- Słuchaj… Wiem, że pomogłaś w założeniu tego miejsca, ale… Mamy tu dwóch głównych opiekunów i… reszta osób to są ludzie bez stanowisk. – powiedziała. Nie rozumiałam jej toku myślenia. A do tego ta jej niepewność. 
- Nadal nie rozumiem, o co Ci chodzi. 
- Wei, musisz zrozumieć, że większość graczy ma już swoje stanowisko w grze. I tego się trzymają. 
- I co z tego? Nie mogę Was odwiedzać?
-Słuchaj, narobiłaś dzieciakom nadziei, potem je opuściłaś i teraz nagle wracasz? Nie sądzisz, że znowu je zranisz? Że znowu będą płakać za Tobą, jak to robiła Arya? 
- Arya… Co z nią? – zmieniłam temat, przypominając sobie o niej. 
- Nie ma jej tu. – odparła i wstała, podchodząc do okna. Patrzyłam za nią… 
- Gdzie jest? 
- Nie ma, jasne? Zapomnij o niej – odparła i otworzyła mi drzwi z gabinetu. To oznaczało, że właśnie mnie wypraszała stąd. Była dziwna, jak nie dawna ona. Aż tak długo mnie tu nie było? Aż tak bardzo się zmieniła? 
- Gdzie. Jest. Arya!? – zapytałam, wstając i podchodząc do niej. Zdenerwowanie? To nie było teraz wskazane. 
- Wyjdź. – powiedziała, spoglądając na mnie złowrogo. 
Patrzyłam i ja na nią. Nie odpuszczałam. Chciałam się dowiedzieć, gdzie była moja mała przyjaciółka. Przenieśli ją do innego budynku? A może chodziła z kimś i szukała dzieci? Chodziła do sklepu po jedzenie? Gdzie ona kurde była!?
- Nie, dopóki mi nie powiesz, gdzie ona jest. 
- Jej siostra umarła na stole. Arya załamała się, ale czekała na swoją przyjaciółkę. Doczekała się jakiegoś głupiego prezentu, ale nie swojej dużej przyjaciółki. Uciekła od nas. – mówiła – A teraz wynoś się - dodała. 
- Nie wierzę Ci, ona by nie uciekła. – odparłam. 
Moja dawna znajoma zaczęła mnie wypychać z gabinetu gdy byłam na zewnątrz, chciała zatrzasnąć za mną drzwi, ale zatrzymałam je nogą. 
- Nie kłam. Przyjaźniłyśmy się – powiedziałam do niej. 
- Właśnie, czas przeszły. – odparła bez zastanowienia. 
Nie rozumiałam tego. Dlaczego tak się stało? Dlaczego mnie od siebie odepchnęła? Dlatego, że wyszłam i nie wróciłam? Że nie dałam oznak życia? 
- Gdzie kurna jest Arya!? – krzyknęłam na nią, wyciągając mój nowy sztylet. Zdenerwowałam się, co nie było zbyt dobre… Potrzebowałabym teraz muzyki, której oczywiście nigdzie pod ręką nie miałam, nigdzie jej nie było. 
- Umarła! – powiedziała. Krzyknęła. Zrozumiałam, że nie kłamała. Zatrzasnęła za mną drzwi. Długo tam jeszcze stałam, poczułam łzy na policzkach… Płakałam. Obiecałam małej dziewczynce coś, czego już nigdy w życiu nie będę mogła spełnić. Upadłam na kolana i zaczęłam płakać. Zaczęłam krzyczeć na cały głos. Nie przejmowałam się tym, że ktoś mnie usłyszy. Miałam to gdzieś. Przyszły jakieś dzieci, zaczęły mnie pocieszać, ale odtrąciłam je. Wstałam i wybiegłam z budynku. Biegłam cały czas przed siebie, ludzie się na mnie patrzyli, ale było mi to obojętne. Moja przyjaciółka nie żyła. Nie dotrzymałam obietnicy, wolałam wysłać jakiś mały pakuneczek i… tyle…
***
… teraz znalazłam go. Postanowiłam, że jednak podejdę, podziękuję. Nie będę tego odkładała tak, jak odłożyłam obietnicę z Aryą… Z dziewczynką, która była moją małą, jednodniową przyjaciółką, która mi bardzo zaufała, która we mnie widziała przyjaciółkę, która czekała na mnie, a ja ją zostawiłam… Na domiar złego jeszcze jej starsza siostra tego samego dnia umarła… Arya straciła na raz wszystkich, a potem się poddała.
Podeszłam do niego i się przywitałam z uśmiechem na twarzy.
- Witaj ponownie – powiedziałam. Przerwał swoje ćwiczenia i przez chwilę się mi się przyglądał. Rozpoznał mnie? A może chciał sobie przypomnieć? Albo… w ogóle mnie nie pamiętał?
- Pierwszy dzień – podpowiedziałam mu.
- Aa – odparł.
- Bee – dodałam, jak to ja. – A tak na serio, chciałam Ci podziękować, za tamto i… w ogóle. Dziękuję – odparłam z szerokim uśmiechem na twarzy. I teraz… Co dalej? – Długo już ćwiczysz? – zapytałam, bo nie wiedziałam co zrobić i powiedzieć.


<TaeMinnie?>

Komentarze