Od TaeMinnie CD Serenity

Po obejrzeniu kilku kolejnych walk poszedłem pod tablicę ogłoszeń, aby zobaczyć czy nie ma czegoś ciekawego i opłacalnego do zrobienia. Jedyne aktualne zadanie, które znalazłem to grupowe polowanie na roboty. Miałem już w tym jako takie doświadczenie, więc postanowiłem się go podjąć. Stawiłem się pod areną trochę przed czasem, więc wcześniej wpisałem się na listę. Niedługo potem wyruszyliśmy w las. Droga na właściwe miejsce zajęła nam jakąś godzinę, podczas której nikt nie odezwał się słowem. Nie lubiłem takiej niczym niezakłóconej ciszy. Zawsze była dla mnie czymś irytującym i męczącym, więc gdy tylko natknęliśmy się na grupę okrągłych robotów, powitałem je niemal z uśmiechem. Szybko zostaliśmy przez nie okrążeni, a po chwili małe blaszaki jeszcze się rozdzieliły, nieco przytłaczając nas nagłym wzrostem liczebności. Przez swój rozmiar były trudne to trafienia, ale na szczęście nie zadawały mocnych ciosów. Nasza grupa próbowała się trzymać blisko siebie, ale w pewnym momencie dostrzegłem Serenity, biegnącą w stronę jakiegoś chłopaka, który tracił życie w zastraszającym tempie. Nie zdążyła mu pomóc i wszyscy zostaliśmy świadkami śmierci, której można było uniknąć, gdyby tylko się nie oddalił. Na ułamek sekundy wszyscy się zatrzymaliśmy, by po chwili wybić wszystkie roboty do nogi. W innych okolicznościach pewnie większość z nas byłaby zadowolona, nabiciem doświadczenia i zapłatą, ale w zaistniałej sytuacji. Wszyscy pogrążyliśmy się ponownie w ciszy, która tym razem nie była uciążliwa. Była przykra i na swój sposób przytłaczała, ale była również czymś w rodzaju hołdu dla poległego. Odniosłem wrażenie, że droga powrotna była znacznie dłuższa i bardziej męcząca niż kiedykolwiek wcześniej. Pewnie to przez to, iż byłem nieco przybity. Pierwszy raz byłem świadkiem czyjejś śmierci i mam wrażenie, że nie ostatni niestety. Jeśli uda mi się wydostać z tej gry... nigdy nie sięgnę już po żadną grę z wirtualną rzeczywistością. Nigdy więcej...
Przy bramie do miasta czekała na nas, spora grupa ludzi. W większości byli to medycy, ale w oczy rzuciła mi się pewna drobna dziewczyna. Gorączkowo rozglądała się, dokładnie przeszukując wzrokiem otaczający mnie tłum. Większość jej unikała, więc pewnie tamten chłopak, był dla niej kimś ważnym, a teraz brak było wszystkim odwagi, by przekazać jej bolesne wieści.
Nie chciałem dalej na to wszystko patrzeć, więc po prostu opuściłem już grupę. Chciałem pobyć sam ze swoimi myślami, ale po niedługiej chwili zobaczyłem ponownie tę dziewczynę. Siedziała z Serenity przy fontannie. Rozmawiały o czymś, ale nie słyszałem nic. Dopiero gdy dziewczyna wzburzona zaczęła oskarżać o jego śmierć wszystkich z wyprawy, po czym widziałem, jak się zrywa i biegnie z nożem w ręce. A po tym, jak zniknęła mi z oczu, rozbrzmiał dźwięk, który już dzisiaj słyszałem i wyrył się w mej pamięci. Dźwięk zwiastujący śmierć, kolejną i tym razem bezsensowną.
Serenity schowała twarz w dłoniach. Musiało być jej ciężko. Podszedłem do niej i przysiadłem się obok. Przez dłuższą chwilę zastanawiałem się co powiedzieć lub zrobić, a gdy w końcu znalazłem odpowiednie słowa, odezwała się dziewczyna.
- Idziemy się napić? - zapytała ni z tego, ni z owego. Trochę mnie skołowało jej pytanie, ale może to by trochę poprawiło nam nastroje.
- Na jedno piwo mogę się zgodzić. - odpowiedziałem, na co ta jedynie, skinęła głową i wstała. Zrobiłem to samo, po czym oboje powoli zaczęliśmy iść w stronę karczmy "Za mostem", której jeszcze dwa dni temu byłem stałym gościem. Dotarcie na miejsce, zajęło nam dłuższą chwilę. Zajęliśmy miejsce przy barze.
- Witam, co mogę wam podać? - niemal od razu zjawił się kelner. Spojrzałem pytająco na dziewczynę.
- Dla mnie grzaniec. - oświadczyła, niemal obojętnym głosem.
- Dla mnie to samo. - powiedziałem, podając mężczyźnie od razu odpowiednią zapłatę za nasze zamówienie. Jakoś nie byłem dzisiaj specjalnie rozmowny, przez co większość czasu spędziliśmy w ciszy. Niemal kończyłem już pić, gdy coś skoczyło mi na plecy, brutalnie wbijając mi pazury w ramiona. Ciężar napastnika sprawił, że poleciałem na podłogę, a gdy tylko na niej wylądowałem, dostałem mokrym, szorstkim językiem po twarzy. Serenity wybuchła śmiechem, tak samo, jak kilka osób znajdujących się nieopodal.
-Ace... - westchnąłem. - Myłem się rano, wiesz? - mruknąłem do zwierzaka, który w najlepsze zaczął lizać mnie po głowie, mrucząc przy tym głośno, tuż przy moim uchu. Po pięciu minutach łaskawie przestała mnie lizać. Pewnie stwierdziła, że już jestem czysty, gdyż całą głowę miałem mokrą.
- Dzięki... też tęskniłem. - uśmiechnąłem się mimowolnie i pogłaskałem białą tygrysicę, która po chwili odsunęła się ode mnie, by położyć mi na kolana spory kawał mięsa, jeszcze z futrem. Ace wpatrywała się we mnie szafirowymi oczami, raz po raz zerkając na mięso i trącając je łapą. Tak jakby chciała, abym spróbował.
- Nie jadam surowego mięsa. - zaśmiałem się, a do mojego śmiechu dołączyła również dziewczyna.

<Serek? ^^ >

Komentarze