Od Serenity CD TaeMinnie

- Poobserwujemy, jak sobie radzą? - Rzucił propozycje Tae uśmiechając się przy tym samym. - Poznamy wtedy możliwości nowego rodzaju mobów. - dodając. Kiwnęłam głową na znak zgody.
Jakby nie patrzeć, lepiej się pouczyć chociaż tą jedną chwilę z obserwacji zanim przystąpimy do działania. Tak więc bezszelestnie podążaliśmy za tamtą zgrają jakże inteligentnych inaczej idiotów, uważając na każde potencjalne nakrycie nas na szpiegowaniu. Ostrożności nigdy za wiele, dlatego szliśmy w cieniach gęsto istniejących drzew, udawało nam się dzięki temu wtapiać w leśne otoczenie nie zwracając na nas tym samym uwagi nawet tutejszej fauny. Było nam to na rękę. Kto wie, może a raczej na pewno przez to moglibyśmy mieć zadatki na szpiegów, chociaż jako wojownicy walki wręcz spisywaliśmy się całkiem nienagannie, mówiąc skromnie. Musiałam przyznać, że chłopak walczył całkiem całkiem, ilekroć miałam okazję na zerknięcie jego postępów, tak zawsze potrafił rozgromić rywali. Chociaż ze mną jeszcze nie walczył, sama myśl byłaby nawet obiecująca ale do tego można wrócić przy innej okazji. Teraz trzeba się skupić na nowym i obecnym celu. Mamy do wybicia parę robotów ale zanim dojdzie do bezpośredniego starcia, tak lepiej chwile się im będzie przyjrzeć.
Już wkrótce ukryliśmy się w następnych zaroślach wodząc wzrokiem po terytorium będących w zasięgu wzroku. To Tae jako pierwszy znalazł grupę, głównie przez to, że patrzyliśmy w przeciwnych sobie stronach dla szybszego zwiadu. Tak jak się spodziewałam, ledwo dawali radę. Zaraz jednak skupiliśmy się na mechach.
Wyglądały jak stalowe skorpiony z korpusem tułowia ludzkiego szkieletu z wydłużoną czaszką. Jego szczypce chociaż poruszały się z niemałym trudem, tak atakowały diablo szybko. Ogony latał na wszystkie możliwe strony, ale w żądłach coś dziwnie świeciło. 
-Żądło musi być punktem zero skoro tak zawzięcie nie dają go pochwycić- mruknęłam. Kiwnął głową.
-Więc szczypce to główne źródła ataku i obrony- dodał patrząc na ich style walki w stosunku do nieprzygotowanych graczy.
-Nie można ich atakować pojedynczo każdego. Grupa musi pokonać jednego to zwiększy szansę na przetrwanie i zmniejszenie ryzyka otrzymania obrażeń- dopowiedziałam. Tamta grupa złożona z pięciu graczy, w tym tego Xander'a wymiękała, dosłownie. ich paski życia w zastraszającym dla nich tempie a już jeden z nich polegał tylko na kumplach, bowiem robot pozbył się broni ów nieszczęśnika. W tej samej chwili westchnęliśmy.
-Naprawdę nie chcę im pomagać ale nie możemy jednocześnie pozwolić na stratę kolejnych osób w tak głupi sposób.
-Myślę, że rozumiem o czym myślisz- pokręcił głową szykując się do walki.
-Jak wszystko się powiedzie, stawiam trochu mięsa dla Ace i wspólne piwo- rzuciłam spoglądając to na niego, to na potwory. Przybiliśmy sobie piątkę.
-Zgoda. Myślę, że tygrysek się ucieszy- wyszczerzył się. W tej samej chwili wyskoczyliśmy z krzaków i zaczęliśmy biec ku ludziom w tarapatach.
-Bierzmy tego bliżej!- Zawołałam do niego. Zgodził się odkrzykując. Niemal od razu po doskoczeniu zaczęliśmy z niesamowitą prędkością ataku okładać monstrum, gdzie chłopak zajął się szczypcami a ja zabrałam się za ten ogon. Co zabawne, rozumieliśmy się w walce razem bez słów. Nie zamierzałam podarować ostatniego ciosu, dlatego też od razu zaatakowałam to całe żądło. Zgodnie z moimi przypuszczeniami z chwila przebicia go, bydlę zostało pokonane, to samo stało się z drugim, gdzie również zaklepałam sobie najsłabszy punkt. Reszta robotów zniknęła z widoku, podejrzewałam, że to inni gracze zajęli się nimi. To co zostało z pozostałości wroga to exp, złoto i po fiolce u każdego z osobnika. Od pierwszego była to mała buteleczka z czerwonym płynem a ta druga miała jasnożółtą barwę. Od razu rozpoznałam co to, przecież tyle było to mówione, jak bardzo są to istotne eliksiry w walkach. Pierwsza była lecząca do maksymalnego procentu zdrowia a jej koleżanka wzmacniała czasowo statystyki. Lepiej nie można było trafić. Złotem się podzieliłam z kompanem, doświadczenie wpadło po równo. Zaraz po tym obróciliśmy się do ekipy, został jedynie Xander bo jego pobratymcy szli powolnym krokiem ku strefie z paskami życia poniżej połowy. Chłopak patrzył na mnie wściekły.
-Kto ci pozwolił się wtrącić?- Warknął. Spojrzałam na niego znudzonym wzrokiem.
-Nigdy się nie nauczysz, co? Nie wolno iść na głęboką wodę bez niczego.
-Dałbym sobie spokojnie radę.
-Paski życia mówią co innego- to prawda, bowiem Tae i ja nie straciliśmy praktycznie żadnego punktu zdrowia. Może to dlatego, że mieliśmy znacznie wyższe poziomy niż reszta tamtych.
-Jak śmiesz...- chciał znowu ruszyć ku mnie ale ponownie, jak wczoraj zatrzymałam go wysuniętym ostrzem.
-Zacznij myśleć rozsądnie, bo inaczej bardzo szybko zginiesz- rzuciłam beznamiętnie. To wystarczyło, zrobił krok wstecz i zniknął w lesie. Westchnęłam chowając ogromny miecz.
-Nawet nie podziękował za uratowanie im tyłków- powiedział lekko poirytowany Tae. Spojrzałam na niego.
-Z tymi nie dogadasz się, nie ma zmiłuj. Wiem bo próbowałam.
-Ten cały gostek... Co z nim jest nie tak?
-Ten z teraz?- Zapytałam się na co kiwnął głową.- To Xander. Od początku nie może sobie darować, że za każdą jego próbą pokonywałam go. Chyba nie może sobie podarować tego, że nie może pokonać dziewczyny. Podejrzewam, że stara się udowodnić swoją wyższość ale im bardziej się stara tym gorzej mu to wychodzi. Robi coraz większe błędy, zamiast je korygować go stacza się coraz bardziej.
-To brzmi równie durnie, tragicznie jak i śmiesznie- podsumował krótko chłopak.
-Czyli myślimy w tej kwestii również tak samo- przejechałam sobie dłonią po twarzy.- Naprawdę, od śmierci Olivier'a pogrąża się z każdym krokiem coraz głębiej.
-Olivier? Nie ten, który został stratowany przez zgraję robotów?
-Słyszałeś o tym incydencie?
-No, niestety tak jak widać.
-Dalej nie wiem jak on to zrobił, wiesz może coś więcej w tej kwestii?- Przyznał się i zaraz zapytał z ciekawości. Nie winiłam go, sama dowiedziałam się w ten sam sposób.
-Nie było mnie przy tym ale słyszałam co nie co od świadków tego. Ponoć schlał się na potęgę i tak zataczając się wyszedł ze strefy, by zaraz zostać stratowanym przez zgraję pędzących maszyn. Nie było co ratować, zaraz się rozpikselował.
-Kolejna iście bezużyteczna śmierć.
-Z czystej głupoty- dopowiedziałam.
-I to z własnej, czystej głupoty- uzupełnił mnie Tae. Nie mogłam się nie roześmiać przez jego użyty ton głosu, widać taki był jego cel. Chociaż tak w sumie nie było z czego żartować...
-To skoro nam się udało i jesteśmy po wszystkim, chodźmy po Ace i idźmy na obiecane przeze mnie piwo- zaproponowałam.
-Tak szybko?- Zapytał się. Faktycznie, był środek dnia.
-Masz lepsze pomysły?- Pytanie za pytanie.

<Tae?>

Komentarze