Od Jennie Do TaeMinnie i Isil

Siedząc w samolocie z rodzicami, kurczowo ściskałam w dłoniach pudełko bez wątpienia okrutnej gry Netting End. Cały świat już huczał na jej temat, niemal całkowicie zakazując sprzedaży i ostrzegając wszystkich przed tą grą. Dla mnie była ona obojętna, mogłam bez problemu wyrzucić ją do śmieci i nawet nie rozpakowywać pudełka. Tak właśnie zamierzałam zrobić, po prostu się jej pozbyć, ale wtedy do mamy zadzwoniła ciotka Sodam. Nie byłam w stanie usłyszeć, co mówiła do mojej mamy, ale z każdą chwilą przerażenie na jej twarzy rosło. Zaczęła pocieszać ciotkę przez telefon i obiecała, że przyjedziemy tak szybko, jak będzie to możliwe, a gdy dostrzegła w mojej dłoni pudełko z grą momentalnie zbladła. Nic więcej wiedzieć nie musiałam. Dostałam tę grę od Tae z wiadomością, że w końcu znalazł coś ciekawego. Chciał pograć ze mną, jak za dawnych czasów, gdy miał więcej czasu wolnego.
Dlaczego wybór musiał paść akurat na tę felerną grę? Pewnie zalogował się w dniu, gdy dostałam szlaban na gry od ojca za powrót po 22 do domu i obniżone oceny z chemii...
Lot dłużył mi się niemiłosiernie, tak samo, jak zdecydowanie za długa podróż samochodem, przez zatłoczone o tej godzinie centrum Seulu. Zmierzaliśmy z rodzicami do szpitala, w którym obecnie znajdował się mój kuzyn. Pewnie z niczego nie zdawał sobie sprawy. Na pewno nie wie, co się dzieje z jego ciałem, gdzie właściwie się znajduję, ile czasu minęło i ile osób się martwi o jego życie... Z rozmyśleń wyrwał mnie głos ojca, oznajmiający, iż jesteśmy pod szpitalem. Nie zdążył nawet dobrze zaparkować samochodu, a ja już leciałam biegiem przez podziemny parking, niemal wpadając pod koła przejeżdżającemu audi, ale nie miało to dla mnie znaczenia. Nie czekałam też na windę, po prostu biegłam po schodach, przeskakując niemal co drugi. Przed oczami zaczynały mi się pojawiać wszystkie wspomnienie, które z nim dzieliłam od małego. Głupie kłótnie o zabawki, przekupienia słodyczami, walki w ogrodzie piankowymi mieczami, to jak staną w mojej obronie i skopał tyłek chłopakowi, który się do mnie przystawiał i jeszcze wiele więcej miłych wspomnień, których być może nie będziemy mogli już kontynuować. Jeszcze tak wiele życia jest przed nami, a on może je teraz w każdej chwili stracić w głupiej grze!
Z każdą chwilą targało mną coraz więcej emocji, od determinacji i strachu, po ból i żal ściskający boleśnie szybko kołaczące serce. On nie może odejść w tak bezsensowny sposób, po prostu nie może.
Wpadłam niemal gwałtownie do recepcji, przepychając się w kolejce i ignorując ludzi za mną. Pielęgniarka patrzyła na mnie z przerażeniem w oczach, z pewnością gotowa wezwać pomoc.
- Wie Pani... gdzie... znajdę Lee Tamin'a... - wysapałam, starając się, by moje słowa brzmiały wyraźnie i złapać oddech. Zachowywałam się jakbym biegła, do kogoś to właśnie był na łożu śmierci, ale w sumie może właśnie tak było?
- Już sprawdzam. - powiedziała jedynie, wklepując jego imię i nazwisko do komputera. - Jest na siódmym piętrze, pokój 221. - ledwo jej wypowiedziała ostatnie słowa, a ja ponownie biegłam, mijając po drodze rodziców czekających na windę. I już miałam zacząć swój kolejny mały maraton, gdy ojciec pociągnął mnie za rękę i siła zaciągną do windy.
- Uspokój się, bo przyjechaliśmy tutaj wesprzeć twoją ciotkę, a nie dobijać. Spójrz, jak wyglądasz. - złapał mnie za brodę i skierował głowę w stronę lustrzanej ściany windy. Wyglądałam tragicznie... włosy roztrzepane na wszystkie strony świata, makijaż już przestał dawno temu istnieć, a jego miejsce zajęły czarne strugi łez, zaczerwienione, opuchnięte oczy i krwistoczerwone policzki. Ojciec miał rację, mój wygląd przyniósłby ciotce więcej bólu i smutku. Nie potrzebowała tego.
Z całych sił starałam się odegnać myśli i przywrócić się do względnego porządku. Trochę mi się to udało, ale nie byłam w stanie, ukryć tego, co miałam w sercu, na szczęście długa grzywka zasłoniła moje oczy, nieco ukrywając szalejącą w mojej duszy burzę. Ojciec otworzył drzwi, a ja weszłam jako pierwsza. Ciotka Sodam siedziała obok szpitalnego łóżka, dłonie kurczowo zaciskając na pościeli. Odniosłam wrażenie, że od kilku dni nie wychodzi z tego pokoju. Mama od razu do niej podbiegła, tata podszedł do Taesun, którego przegapiłam. Musiał dostać przepustkę, bo w tej chwili powinien być w wojsku na swojej obowiązkowej dwuletniej służbie.
A ja dalej stałam jak głupia, patrząc wszędzie wokoło, omijając wzrokiem jedynie łóżko. Bałam się spojrzeć w jego stronę i dopiero po kilku minutach byłam w stanie na niego spojrzeć. Miał na sobie okropną szpitalną koszulę, spod której wystawały różne kabelki, w jego prawym przedramieniu była wkuta igła z kroplówką. Twarz częściowo zasłaniały okulary VR, które w tej chwili zostały przeze mnie znienawidzone, bo to one stanowiły dla niego zagrożenie. Niepewnym krokiem podeszłam do łóżka i przysiadłam na jego brzegu, ostrożnie biorąc jego dłoń w swoją. Nie wiem dlaczego, ale odczułam ulgę, gdy to zrobiłam.
Nie wiem jak długo, siedziałam tak w ciszy, gapiąc się na jego dłoń, aż w końcu dotarł do mnie głos ciotki.
- Chcesz pobyć z nim sama? - zapytała lekko zachrypniętym głosem. Doskonale wiedziała, że Tae był dla mnie jak rodzony brat, w którego byłam zawsze wpatrzona. Wiedziała, że i mnie bardzo bolała ta sytuacja.
- Nie trzeba. - wysiliłam się na słaby uśmiech. - Z resztą... nie wiem, co bym mogła mu powiedzieć.
- To, czego nie chcesz powiedzieć nam... z resztą ja i Taesun musimy chwilę odpocząć, a nie chcę zostawiać go samego.
- Zostanę tutaj, tak długo, jak tylko chcesz ciociu i obiecuję, że nie ruszę się stąd na krok. - obiecałam, przenosząc ukradkiem wzrok na monitor z jego tętnem. Zaczynało powoli przyspieszać... Musiał brać udział w jakiejś walce. Ciotka Sodam wstała, pocałowała Tae w policzek i podeszła do mnie. Przytuliła mnie, cicho szepcząc na ucho:
- Wiem, że do nas wróci, Ty też powinnaś to wiedzieć. Będzie dobrze i jeszcze nie raz będziecie na siebie narzekać.
Po tych słowach puściła mnie i wraz z moimi rodzicami i Taesun'em wyszła, zostawiając mnie samą z Tae. Westchnęłam ciężko, na chwilę pozwalając sobie ułożyć się tuż przy jego boku, jak kiedyś, gdy zaproponował obejrzenie horroru, po którym w środku nocy przyszłam do niego przerażona i tak jak teraz, wtuliłam się w jego bok.
- Dlaczego złe rzeczy zawsze spotykają tych dobrych? Dlaczego na mnie nie zaczekałeś? Teraz byłabym tam z Tobą i nie siedziałabym bezczynnie, wpatrując się w monitor z twoim tętnem... - zaczęłam, wyrzucać z siebie wszystko, co ciążyło mi na sercu, aż w końcu do głowy wpadł mi pewien pomysł. Nadal miałam przy sobie grę i jak zawsze, gdy wyjeżdżałam z domu, zabrałam swój sprzęt VR. W sali było jeszcze jedno wolne łóżko. Zdecydowałam dołączyć do niego i pomóc mu wrócić, bo tylko tyle mogę zrobić, a siedzenie tu i gapienie się nic nie zmieni. Na szybko przeszukałam pokój i znalazłam kilka kartek i długopis.
"Przepraszam, że i ja to robię, ale nie jestem w stanie siedzieć tutaj bezczynnie. Znam gry tego rodzaju, umiem je przejść i zrobię wszystko, abyśmy bezpiecznie wrócili. Wiem, że i tak będziecie się martwić i obwiniać za wszystko, ale bądźcie dobrej myśli i nie zapominajcie, że to moja własna decyzja. Tae pewnie zrobiłby to samo. Kocham was i przepraszam za zmartwienia, ale i tak prędzej czy później bym to zrobiła, a tak, chociaż od razu będę w szpitalu. Do zobaczenia, wasza Jennie."
Spisałam krótki liścik, by starali się nie obwiniać za moją decyzję, po czym położyłam go na stoliku oddzielającym oba łóżka. Przygotowałam wszystko do gry i usiadłam na łóżku.
- Za chwilę Cię odszukam i przysięgam... skopie Ci tyłek, a potem wygramy tę przeklętą grę. - powiedziałam, ostatni raz na niego patrząc, po czym położyłam się na łóżku i uruchomiłam grę.
Szybko dokonałam niezbędnych ustawień i wybrałam swój niemalże wymarzony awatar, przypominający białą Kitsune tyle, że z włócznią w dłoni, a następnie zostałam przeniesiona na spawn. W Netting End rozgrywka zaczynała się w jakimś mieście, które z przymrużeniem oka przypominało prawdziwe, ale ze znacznie wcześniejszego okresu. Bez drapaczy chmur, metra i tym podobnych. Mogłabym się wszystkiemu uważniej po przyglądać, ale musiałam najpierw znaleźć mojego kuzyna, a zająć jego przyzwyczajenia, wcale nie musiało być to wyzwaniem. Niemal zawsze tworzył postacie podobnie wizualnie do siebie, loginy z resztą niemal zawsze nawiązywały do jego imienia. Nie powinnam mieć dużych trudności z odszukaniem go, ale do tego chcąc nie chcąc muszę poznać na początek trochę to miasteczko. Zaczęłam je zwiedzać lekkim truchtem, dokładnie przyglądając się mijanym graczom. Ni jak go nie przypominali. Minęłam główny plac, targowisko, sporo domów, a raz nawet coś, co wyglądało jak kościół, ale po nim ani śladu. Po kilkunastu kolejnych minutach zwiedziłam na szybko arenę i będący obok plac treningowy. Również nic mi to nie dało, ale gdy stamtąd wychodziłam, zobaczyłam postać, która mogłaby należeć właśnie do niego. Chwilkę mi zajęło znalezienie sposobu na odczytanie jego loginu, ale w końcu się udało. TaeMinnie... No oczywiście, że tak. Nie zastanawiając się długo, po prostu rzuciłam się biegiem w jego kierunku, by po chwili niemal powalić go na ziemię.
- Kretyn! Po prostu, skończony idiota! - krzyknełam, uderzając pięściami w jego klatę.
- Kim jeste... - przerwał, gdy spojrzał mi w twarz. - Jennie? Co ty tutaj robisz? Dlaczego dołączyłaś do gry... przecież na pewno... Dlaczego płaczesz?
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy co się tam dzieje. Nie wiesz, że jesteśmy oboje w szpitalu, że twoja mama odchodzi od zmysłów, Taesun jest na przepustce, a je niemal nie przyprawiłam o zawał pielęgniarkę w recepcji, biegnąc co sił w nogach, aby jak najszybciej dowiedzieć się, w jakim jesteś stanie, aby na własne oczy przekonać się, że żyjesz... I jeszcze głupio pytasz, co tutaj robię... Jesteś skończonym kretynem Tae! - ponownie uderzyłam go, chcąc się jakoś wyżyć.
- Ej, ej, ej... spokojnie. - przytulił mnie, tak jak zawsze, gdy zaczynałam panikować. - Przyszłaś tutaj mi pomóc? - zapytał, na co skinęłam głową.
- Już nie musisz się martwić, ale teraz i ty musisz przetrwać grę. Bo jeśli tu zginiesz...
- Zginę na prawdę, wiem. Na całym świecie o tym mówią. - westchnęłam, już zdecydowanie spokojniejsza.
- I mimo to tutaj jesteś? Czasem po prostu przechodzisz samą siebie, jeśli chodzi o głupotę. - znowu go uderzyłam, tym razem mocniej. - Wiem, prawda czasem boli. - zaśmiał się.
- Kretyn.
- Dzieciak.
- Idiota.
- Nie zniżę się do twojego poziomu. - westchnął.
- Bo do niego byś nie dosięgnął. -wzruszyłam ramionami.
- Tak... bo stoję na zbyt wysokiej półce i nie jestem, w stanie sięgnąć tak nisko. - zmierzliśmy się wzajemnie morderczymi spojrzeniami, po czym wybuchliśmy śmiechem. Gdy się uspokoiliśmy, rozczochrał mi włosy. Pewnie wyglądało to komicznie...
- Co tak w ogóle można tutaj porobić ciekawego? - zapytałam.
- Na swój sposób wszystko jest tutaj ciekawe, ale na początek, chodźmy na małe polowanie, abyś mogła podwyższyć poziom.
- Pomożesz, jakby co? - zapytałam, chociaż odpowiedź była oczywista.
- A jak myślisz, po co idę z tobą? - uśmiechną się. - Masz tylko włócznie?
- Tak, łuku już wybrać nie mogłam. - westchnęłam, lekko zasmucona.
- Hymm... z czasem go sobie dokupisz, ale póki co spróbujemy zapolować jedynie z włócznią i kataną. - zaoferował, po czym zaczął mnie prowadzić w stronę, jak przypuszczam wyjścia z miasta.
- Tae? Wiesz, ile już dni minęło, odkąd zacząłeś grać? - zapytałam, po dłuższej chwili.
- Nie. - westchnął.- Nie mam bladego pojęcia... w sumie nawet nie pamiętam daty.
- Nie wyglądałeś tak źle, więc pewnie nie długo. -stwierdziłam, lekko zawiedziona jego odpowiedzią. Liczyłam na to, że wie, w jakim tempie tutaj płynie czas, lub chociaż pamięta, kiedy zaczął grę. Moglibyśmy wtedy jakoś oszacować, ile czasu upłynęło w świecie rzeczywistym.
- Przypięty pod aparaturą? - zapytał, prawdopodobnie by się upewnić.
- Tak i w tej obrzydliwej szpitalnej koszuli. - potwierdzałam, na co chłopak skrzywił się nieznacznie.
- Jak stąd wyjdziemy, pewnie przez tydzień nie wyjdę spod prysznica, aby pozbyć się szpitalnego smrodu.
Nie mogłam się powstrzymać od śmiechu, do którego on również dołączył.
- No co? Nie lubie tego smrodu. - zaśmiał się.
Niedługo potem dotarliśmy do jakiegoś lasu, całą drogę prowadząc mało znaczącą konwersację, podczas której nie raz płakałam ze śmiechu.
- Okey... spróbujmy teraz coś znaleźć i zobaczymy, jak się spiszesz świeżaku. - zaśmiał się, ponownie czochrając moje włosy. Nie lubiłam tego jego nawyku, ale nie namierzałam narzekać. Póki co.
Jakieś piętnaście metrów przed nami dostrzegłam jakiś ruch.
- Tam coś jest. -powiedziałam, wskazując dłonią kierunek. Chłopak przyjrzał się i pokiwał głową.
- Chyba mechaniczny dzik, ale nie jestem pewien. Jeśli mam rację to jego najsłabszy punkt, znajduje się z tyłu głowy. - podpowiedział mi, dając jednocześnie do zrozumienia, że sama mam się nim zająć. Tak też zrobiłam. Powoli, lekko przyczajona zbliżyłam się nieco do stworzenia. Tae miał rację, rzeczywiście był to dzik. Uśmiechnęłam się lekko, poprawiając uścisk dłoni na włóczni, by chwilę później zaatakować zwierzę. Gdy tylko zorientowało się w sytuacji, zaczęło na mnie biec, ułatwiając mi zadanie. Odpiłam się w odpowiednim momencie i z góry wbiłam swoją broń idealnie w jego łeb, sprawiając, że po krótkiej chwili nie było po nim śladu. Na jego miejscu natomiast była kupka śrubek, metalu oraz kilka monet.
- Jestem pod nie małym wrażeniem. - stwierdził. - Na prawdę... gratuluję. - uśmiechnął się.
- Przyda mi się to? - zapytałam, wskazując na metalowe elementy.
- Nie szczególnie. Weź tylko monety, reszta się nie przyda.
- Okey... szukamy więcej? - zapytałam z nadzieją w głosie, na co przytaknął.


Przez kilka kolejnych godzin, bez dłuższych przerw polowaliśmy na zmianę na różne mecha-stwory, aż w końcu dostałam polecenie, aby wejść na drzewo. Zrobiłam, jak mi kazano, a po chwili wiedziałam już, po co miałam tutaj wejść. Jakieś 30 metrów od nas stał sporych rozmiarów byk.
- Czas na rewanż. - stwierdził Taemin, patrząc w stronę stworzenia, które jak na zawołanie zaczęło biec w jego stronę.
- Uciekaj! - krzyknęłam, jednak on się tylko uśmiechnął.
Raz po raz robił zwinne uniki przed bykiem, zadając co jakiś czas precyzyjne ciosy ktaną, by w końcu wbić ją głęboko w metaliczne cielsko byka i uszkodzić na tyle, by następnym ciosem go wykończyć.
- Czas na rewanż? - zapytałam, po zejściu. -A co chodziło?
- Jakiś czas temu spotkałem identycznego, gdzieś w tej okolicy, ale nie potrafiłem sobie z nim poradzić, przez co utknąłem na drzewie. - wyjaśnił, nieco wzruszając ramionami.
- Głupek... - westchnęłam.
- Czas już wracać. W nocy lepiej się nie szlajać po lesie.
- Czyli koniec na dzisiaj?
- Tak, ale jeszcze pokażę ci jedno, miejsce nim pójdziemy do domu.
~*~
- Nie wierzę... przyprowadziłeś mnie do karczmy? Ja mam dopiero siedemnaście lat...
- Wiem. - pokręcił głową ze śmiechem. - Ale nawet siedemnastolatki muszą jeść, a to najlepsze miejsce. - zaśmiał się.
- Eee... racja.
- Nie kupię ci piwa, co najwyżej jakiś sok. - dodał po chwili.
- Nie ruszyłabym alkoholu, przecież wiesz. - powiedziałam, lekko się obrażając, ale ostatecznie przekupił mnie kawałkiem ciasta i "złość" minęła.
- Jedzenie znośne, więc da się przeżyć. - stwierdziłam, gdy już wychodziliśmy. - Szkoda, że nie mają sushi.
- Nie rób smaka... Może da się samemu je zrobić, ale jeszcze nie wiem jak.
- To musisz się dowiedzieć, bo czym się będę żywiła, jak nie będzie sushi? - zaśmiałam się, przypominając sobie jak, kiedyś przez całe wakacje jadłam jedynie sushi.
- Ciastem i sokiem. - zaśmiał się.
- Hymmm... zawsze jakaś opcja. - zgodziłam się.
- Idziemy już do domu? Zmęczona się robię. - zapytałam, po chwili.
- Tak, przyda nam się odpoczynek, bo jutro powtórka z rana. - zapowiedział głosem, którego nie warto było podważać, więc zgodziłam się.
Droga do jego domu zajęła nam może z pół godzinki, ale tym razem szliśmy prawie w ciszy.
- TaeMinnie! - oboje odwróciliśmy głowy w stronę, z której dobiegło wołanie. Chłopak po chwili lekko westchnął.
- O co chodzi Isil? - zapytał z jednym ze swoich sztucznych uśmiechów.
- Chciałam przeprosić za to, że nie wspomniałam...

-Nic nie szkodzi. - przerwał jej w pół zdania. - Nie mam o to żalu i jeśli chcesz... możemy pójść jutro przed południem na polowanie razem z Jennie, moją kuzynką. - dodał, wskazując na mnie.

< Isil? Zechcesz pójść z nami? ^^ >

Komentarze