Od TaeMinnie CD Isil, Serenity
- No niby nic. - uśmiechnąłem się. - Może to niezbyt rozważne, ale możemy chodzić na takie polowania późnymi popołudniami. W ciągu dnia mogę być zajęty.
- Damy sobie radę. - Isil uśmiechnęła się ciepło.
-Mam nadzieję. - odwzajemniłem jej uśmiech. - A teraz wybacz, ale będę już leciał. Mam jeszcze do załatwienia kilka rzeczy.
Pożegnałem się w miarę szybko, ustalając jedynie czas i miejsce, w którym jutro się spotkamy, po czym poszedłem w stronę miejsca, gdzie była arena. Nie będę ukrywał, nie podoba mi się rola ofiary... Muszę wziąć się w garść i potrenować, bo nie chcę by moja męska duma, była jeszcze bardziej sponiewierana niż aktualnie jest.
Przy arenie, którą na początku zdecydowałem się omijać, znalazłem miejsce służące do treningów. W tej chwili kompletnie opustoszałe. Uznałem owo miejsce za obowiązkowe do codziennych odwiedzin. Zamierzam jak najszybciej przypomnieć sobie zasady walki i poprawić swoje umiejętności. Moje zamierzenie o szybkim zakończeniu gry, nadal nie uległo zmianie. Nadal zamierzałem wygrać w jak najszybszym czasie, ale teraz bynajmniej jestem świadom, jak wiele muszę się nauczyć.
Do mych uszu dotarł charakterystyczny hałas towarzyszący walkom. Dobiegał oczywiście z areny. Poobserwowanie innych, nim samemu się zacznie brać udział w potyczkach, raczej nie jest złym pomysłem, tak więc postanowiłem troszkę się przyjrzeć walczącym osobom. Na polu walki zobaczyłem dwóch obcych mi chłopaków. Walczyli ze sobą zacięcie, całkowicie ignorując obecność mojej osoby, co aktualnie bardzo im odpowiadało. Nie zamierzałem dać się wciągnąć, w co właśnie obserwowałem z pustych trybun. Poje podejście do walk jak na wojownika, było co najmniej nie odpowiednie, ale wybrałem tę rangę z przyzwyczajenia, nie biorąc pod uwagę, że wciągnie nie do wnętrza gry i to dosłownie. Gdybym na początku to wiedział, pewnie wybrałbym łowcę czy kogoś w tym rodzaju, ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Nie raz udawało mi się przejść grę, bez śmierci mając stanowisko wojownika, teraz też dam sobie z tym radę, muszę jedynie popracować...
Opuściłem trybuny chwilę przed końcem pojedynku, by mieć pewność, że nie wciągnął mnie na arenę. Dzisiaj miałem dość wrażeń i upokorzeń. Poszedłem z powrotem na teren przeznaczony do ćwiczeń. Nie chciałem bezsensownie tracić czasu, a i nie bardzo miałem gdzie pójść spać. Tak to już jest, gdy na początku gry nie rozejrzysz się właściwie. Zacząłem, więc trening, a nim się obejrzałem, zaczęło świtać. Z braku lepszego pomysłu udałem się na obrzeża "Za mostem", by coś zjeść i może się chwilę zdrzemnąć przy stole.
Na moje szczęście jakoś nikomu nie przeszkadzała moja mała drzemka, a i pieniędzy starczyło mi na przyzwoite śniadanie, po którym od razu poczułem się lepiej. Nim wyruszyłem w drogę powrotną do miasta, porozmawiałem z kilkoma osobami i udało mi się załatwić sobie małe lokum u innego gracza. Jedynie mały pokoik, ale nic więcej w obecnej chwili potrzebne mi nie było. Teraz przynajmniej miałem gdzie spać.
Gdy ponownie pojawiłem się na placu treningowym, zbliżało się południe. Powróciłem do niedawno przerwanego treningu i kontynuowałem go do południa. Potem oglądałem walki, szedłem na kolejny posiłek, a następnie na polowanie z Isil, które tym razem przebiegło znacznie lepiej i korzystniej dla nas obojga.
Następne kilka dni wyglądało niemal tak samo. Pobudka, śniadanie, trening, obserwacja, obiad, polowanie, trening i sen. Czasem jedynie w ciągu dnia natrafiałem na Serenity podczas treningu bądź na jej walkę, którą mogłem obserwować z już niemal z "mojego" miejsca na trybunach. Po tygodniu spróbowałem swoich sił w pojedynku i osiągnąłem malutki sukces, chociaż widownia nie okazywała jakiejś szczególnej radości, ale w sumie, nie powinno mnie to obchodzić, bo liczy się wygrana, a nie widowisko. Po mojej pierwszej walce opuściłem arenę i jak zawsze zamierzałem iść na główny plac, gdzie widywałem się z Isil, przed wyjściem w teren.
<Serek? Isil?... wiem, że słabiutkie... >
- Damy sobie radę. - Isil uśmiechnęła się ciepło.
-Mam nadzieję. - odwzajemniłem jej uśmiech. - A teraz wybacz, ale będę już leciał. Mam jeszcze do załatwienia kilka rzeczy.
Pożegnałem się w miarę szybko, ustalając jedynie czas i miejsce, w którym jutro się spotkamy, po czym poszedłem w stronę miejsca, gdzie była arena. Nie będę ukrywał, nie podoba mi się rola ofiary... Muszę wziąć się w garść i potrenować, bo nie chcę by moja męska duma, była jeszcze bardziej sponiewierana niż aktualnie jest.
Przy arenie, którą na początku zdecydowałem się omijać, znalazłem miejsce służące do treningów. W tej chwili kompletnie opustoszałe. Uznałem owo miejsce za obowiązkowe do codziennych odwiedzin. Zamierzam jak najszybciej przypomnieć sobie zasady walki i poprawić swoje umiejętności. Moje zamierzenie o szybkim zakończeniu gry, nadal nie uległo zmianie. Nadal zamierzałem wygrać w jak najszybszym czasie, ale teraz bynajmniej jestem świadom, jak wiele muszę się nauczyć.
Do mych uszu dotarł charakterystyczny hałas towarzyszący walkom. Dobiegał oczywiście z areny. Poobserwowanie innych, nim samemu się zacznie brać udział w potyczkach, raczej nie jest złym pomysłem, tak więc postanowiłem troszkę się przyjrzeć walczącym osobom. Na polu walki zobaczyłem dwóch obcych mi chłopaków. Walczyli ze sobą zacięcie, całkowicie ignorując obecność mojej osoby, co aktualnie bardzo im odpowiadało. Nie zamierzałem dać się wciągnąć, w co właśnie obserwowałem z pustych trybun. Poje podejście do walk jak na wojownika, było co najmniej nie odpowiednie, ale wybrałem tę rangę z przyzwyczajenia, nie biorąc pod uwagę, że wciągnie nie do wnętrza gry i to dosłownie. Gdybym na początku to wiedział, pewnie wybrałbym łowcę czy kogoś w tym rodzaju, ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Nie raz udawało mi się przejść grę, bez śmierci mając stanowisko wojownika, teraz też dam sobie z tym radę, muszę jedynie popracować...
Opuściłem trybuny chwilę przed końcem pojedynku, by mieć pewność, że nie wciągnął mnie na arenę. Dzisiaj miałem dość wrażeń i upokorzeń. Poszedłem z powrotem na teren przeznaczony do ćwiczeń. Nie chciałem bezsensownie tracić czasu, a i nie bardzo miałem gdzie pójść spać. Tak to już jest, gdy na początku gry nie rozejrzysz się właściwie. Zacząłem, więc trening, a nim się obejrzałem, zaczęło świtać. Z braku lepszego pomysłu udałem się na obrzeża "Za mostem", by coś zjeść i może się chwilę zdrzemnąć przy stole.
Na moje szczęście jakoś nikomu nie przeszkadzała moja mała drzemka, a i pieniędzy starczyło mi na przyzwoite śniadanie, po którym od razu poczułem się lepiej. Nim wyruszyłem w drogę powrotną do miasta, porozmawiałem z kilkoma osobami i udało mi się załatwić sobie małe lokum u innego gracza. Jedynie mały pokoik, ale nic więcej w obecnej chwili potrzebne mi nie było. Teraz przynajmniej miałem gdzie spać.
Gdy ponownie pojawiłem się na placu treningowym, zbliżało się południe. Powróciłem do niedawno przerwanego treningu i kontynuowałem go do południa. Potem oglądałem walki, szedłem na kolejny posiłek, a następnie na polowanie z Isil, które tym razem przebiegło znacznie lepiej i korzystniej dla nas obojga.
Następne kilka dni wyglądało niemal tak samo. Pobudka, śniadanie, trening, obserwacja, obiad, polowanie, trening i sen. Czasem jedynie w ciągu dnia natrafiałem na Serenity podczas treningu bądź na jej walkę, którą mogłem obserwować z już niemal z "mojego" miejsca na trybunach. Po tygodniu spróbowałem swoich sił w pojedynku i osiągnąłem malutki sukces, chociaż widownia nie okazywała jakiejś szczególnej radości, ale w sumie, nie powinno mnie to obchodzić, bo liczy się wygrana, a nie widowisko. Po mojej pierwszej walce opuściłem arenę i jak zawsze zamierzałem iść na główny plac, gdzie widywałem się z Isil, przed wyjściem w teren.
<Serek? Isil?... wiem, że słabiutkie... >
Komentarze
Prześlij komentarz