Od Luki CD Selene
— Byłabym bardzo wdzięczna — odpowiedziała nieporadnie, a dopiero wtedy sobie uświadomiłam, z kim ją kojarzę. Z dzieckiem. Niższa ode mnie, oczy przetrącone jak u każdego bachora, a przy tym zerowy instynkt samozachowawczy, bo nie wiedziałam jak to nazwać inaczej. Skrajną... tępotą? Głupotą? Irytacją? Koniec z tym, zaraz po powrocie do prowizorycznej (albo nie całkiem, udało nam się wybudować naprawdę niezły zbiór chałup) osady, idę prosto do tego u góry. Albo tej u góry. I nie mam tu na myśli bogów bezpośrednio związanych z religią chrześcijańską, a jedynie przedstawicieli LL, którzy tutaj bawili się w rządzenie.
— Tak — wymamrotałam przez zaciśnięte zęby, przyglądając się dziewczynie. Chude to. Niskie to. Nieuważne to. Nierozważne też. Czyli szanse na przeżycie znowu maleją, tym bardziej, że dziewczyna miała na sobie typowy, podstawowy ekwipunek. Nie dość, że miał naprawdę badziewne statystyki i właściwie tylko marnował miejsce. Sporo ważył, a ciężar, który postać mogła udźwignąć, to przecież nie przelewki. Wolałam nawet nie zadawać pytań, ile ludzi zginęło "przy okazji", biorąc zbyt dużo rzeczy wypadających z mobów. Cóż, pewnie żadnej z nich nie donieśli do ostoi, bezpiecznej strefy, białej przystani czy jak kto tam zwał, to zwał. Pewnie bronie też miała z podstawowego zestawu. — Masz w ogóle jakąś broń? — spytałam.
— Jakąś mam, dostaje się na starcie. — Trzymajta mnie, panie, przecież my tu kawał czasu już siedzimy. Anie zaczęły odrastać ucięte jeszcze w rzeczywistości włosy, zdołaliśmy wybudować osadę, a przecież tyle rzeczy jeszcze przed nami, że próba dostosowania się do sytuacji powinna być priorytetem, a nie liściem na wietrze, który sobie można machnąć i zdmuchnąć, gdy nie pasuje.
— Spotkałam się z osobnikami, które robiły z nią dziwne rzeczy — westchnęłam głośno. To zdecydowanie były niebezpieczne bronie, a wielu śmiałków i entuzjastów utraciło sporą część zdrowia na bzdurnej zabawie ze sztylecikami czy mieczami. Nigdy nie sądziłam, że w takiej sytuacji, którą przecież było przeniesienie wbrew woli do świata gry, skończymy w samym środku młodocianego burdelu. Bez przesadyzmu, moda ze sprawdzaniem czy przy szybkim przeciąganiu ostrza urwie sobie ktoś palec, już kilka tutejszych dzieciaków pozbawiło paru elementów.
— A tak, tak też może być. — Niemrawy ton dziewczyny wyrwał mnie z zamyślenia, brutalnie sprowadzając przez osnowę rzeczywistości prosto na spękaną od słońca wirtualną ziemię. Odmruknęłam coś niezrozumiałego pod nosem, czekając na dalsze wyjaśnienia dziewczyny, do których sama zainteresowana się nie kwapiła. Litości. — To jaką masz tą broń? — spytałam tonem, który wyraźnie wskazywał na moje zniecierpliwienie i zwielokrotnioną do sum astronomicznych irytację.
— Łuk i sztylet. — Resztkami silnej woli powstrzymałam ciche prychnięcie pod nosem. Standard, ale czy umiała się nim posługiwać to inna kwestia. łuk dobrze wróżył, dzięki niemu będzie w stanie swobodnie atakować potwory z dużego dystansu. Albo jeszcze lepiej, odciągać ich uwagę strzałami z dzwonkami albo innym asortymentem tego rodzaju. O, o tym też trzeba będzie pogadać z górą.
— Pomijając fakt, że zapewne nie do końca wiesz, jak się poruszać i czego unikać... Potrafisz chociaż używać broni? — spytałam z doskonale słyszalną wątpliwością w moim głosie. Dziewczyna ponownie uśmiechnęła się, a z każdą chwilą komizm sytuacji wzrastał, co irytowało mnie jeszcze bardziej.
— No, sztyletem można dźgać. Tak, najlepiej dźgać. Można też na upartego rzucić, ale to raczej nie jest podstawowe zadanie sztyletu. Tak myślę, ale gdyby ktoś coś... No tak, nieważne. A łuk, z łuku się strzela. Strzałami. — Twórco tej gry, tutejszy bogu, miej litość nade mną, albowiem zaraz sama ukatrupię tę dziewczynę, mordując ją swobodnie, delikatnie rozrywając mięsień po mięśniu, wyrywając paznokieć z palca po palcu.
— Strzałami, których nie masz? — zapytałam uprzejmie, naprawdę uprzejmie, starałam się utrzymać miły, przyjacielski ton, ale co po tym, jak moje oczy ciskały gromy? Mityczna Gorgona mogłaby uczyć się ode mnie zamieniać rozmówców w kamień, Selene z każdą chwilą coraz bardziej tężała, spinała się, aż w końcu westchnęłam głośno z irytacją, orientując się, że powinno nam lepiej pójść z praktyką. Nienawidziłam, gdy ludzie nie przechodzili od razu do konkretów, wyrywkowe podbieranie każdej informacji po trochu zabierało zbyt dużo cennego czasu
— Mam, znaczy! — Zajrzała do ekwipunku, ale najwidoczniej to ja miałam rację. — Znaczy, nie mam, ale... No... jak... Rzucę sztyletem! — Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy skrajne rozbawienie starło się w moim umyśle z bezgraniczną irytacją. To już nawet na moje nerwy było za dużo, ale z drugiej strony rozumiałam dziewczynę. W grze, której nie ogarnia, z ludźmi, których nie zna, poza ojczyzną, w której mówi po swojemu. Jej akcent i łamana angielszczyzna wyraźnie wskazywała, że z komunikacją tutaj będzie po cienkiej linii oporu. Z Polski chyba była, ale skoro się do Netting End dostała, to chociaż Wieśka zaliczyłaby! Produkt krajowy przecież, jedyny eksportowy czy coś...
— Zdajesz sobie sprawę, że jesteś zielona? — spytałam, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że dobijanie dziewczyny jej nie pomoże. — A zresztą, do rzeczy... — Podrapałam się po głowie, prosząc dziewczynę o chwilowe odłożenie broni na bok. Rozejrzałam się jeszcze na szybko, upewniając się, że żaden mechaniczny robot nie wyskoczy zaraz zza krzaka, żeby spróbować nas zeżreć.
No, dajesz, Luka, choć na nauczycielkę to ty pewnie kijowo się nadajesz, uczniów świętych byś potrzebowała, ale zawsze musi być ten pierwszy raz. Wciągnęłam głęboko do płuc powietrze, zastanawiając się jak zacząć. A przecież to było banalnie proste - od początku.
— Kilka prostych zasad, które pomogą ci ogarniać. Zasada pierwsza: Unikaj miejsc i sytuacji niebezpiecznych — wyrecytowałam formułkę z pamięci i przewróciłam oczami, słysząc rozbawione parsknięcie dziewczątka. — Nie śmiej się, to podstawa krav magi. Przede wszystkim zrobiłaś głupio, oddalając się na taką odległość od osady, tym bardziej, że ani systemu ogarniasz, ani mechanik. Ta sytuacja naprawdę mogła cię kosztować życie. Zasada druga: Jeżeli znajdziesz się w niebezpiecznym miejscu lub sytuacji, to zwiewaj w podskokach. To nie żart. — Spojrzałam na rozbawioną dziewczynę. — Jeżeli wejdziesz w otwartą konfrontację, masz o wiele mniejsze szanse przeżycia. Jeżeli istnieje jakakolwiek możliwość bezpiecznej drogi ucieczki, robisz to. Wiesz co powtarzają na wszystkich szkoleniach w kwestii bycia zakładnikiem, wejścia terrorystów? — spytałam, a potem kontynuowałam swobodnie, widząc przeczący ruch głową dziewczyny. — Że zgrywanie bohatera przypłaca się życiem i swoim, i osoby, którą chciało cię obronić, zwłaszcza w większości przypadków. Bilans wychodzi na minus dwa, zamiast jednego trupa, to raz. A inna sprawa, że to głupie, zwłaszcza, gdy nie wiesz, na jaki burdel w ogóle się porywasz. Odwaga jest spoko, ale nie powinno się jej mylić z głupotą i skrajną tępotą. Podobnie dobra gadka często balansuje po cienkiej linii między dobrym smakiem a totalną bucerą, ale to już jest temat na inną rozmowę. Zasada trzecia: Jeżeli znajdziesz się w miejscu lub sytuacji niebezpiecznej i nie możesz z niej uciec, to walczysz na całego. używasz wszystkie techniki, które znasz, każdy przedmiot, który może posłużyć ci za broń, nawet durny stary scyzoryk jest lepszy niż puste łapy. Nie powstrzymuj się, nie filozofuj, nie leć sama ze swoimi możliwościami i ograniczeniami w kulki, za duża szansa, że się pomylisz w obliczeniach i oberwiesz, a stąd łatwo się zawinąć w podskokach do nieba, kolejki pewnie kilometrowe, ale znowu nie o tym. Nawet jeżeli walczysz przeciwko ludziom — zignorowałam oburzone spojrzenie dziewczyny, oj, największą skazą tego świata i tak będą ludzie, będzie z nimi pewnie walczyła częściej, niż z robotami — jeżeli atakują ciebie, nie wahaj się skręcać karków. Oni tobie nie podarują słabszego kopniaka ze względu na płeć czy wiek. I ostatnia zasada, powiązana już z poprzednią, walcz na całego i nigdy nie stawiaj sobie ograniczeń, tym bardziej do popisania się, bo to może się źle skończyć.
— Wydajesz się coś o tym wiedzieć — zagaiła, poszerzając nieco uśmiech. Mała, irytująca gówniara, a jednak jej uśmiech miał w sobie coś porywczego, podobnie jak niebieskie oczy, które obecnie rozświetlały tańczące w nich iskierki rozbawienia i zainteresowania.
- Zrozumiałaś o co chodzi? W razie czego prowadzę warsztat w osadzie, pytaj o Lukę, na pewno ci podpowiedzą, gdzie mieszkam - zakończyłam wywód.— Tak — wymamrotałam przez zaciśnięte zęby, przyglądając się dziewczynie. Chude to. Niskie to. Nieuważne to. Nierozważne też. Czyli szanse na przeżycie znowu maleją, tym bardziej, że dziewczyna miała na sobie typowy, podstawowy ekwipunek. Nie dość, że miał naprawdę badziewne statystyki i właściwie tylko marnował miejsce. Sporo ważył, a ciężar, który postać mogła udźwignąć, to przecież nie przelewki. Wolałam nawet nie zadawać pytań, ile ludzi zginęło "przy okazji", biorąc zbyt dużo rzeczy wypadających z mobów. Cóż, pewnie żadnej z nich nie donieśli do ostoi, bezpiecznej strefy, białej przystani czy jak kto tam zwał, to zwał. Pewnie bronie też miała z podstawowego zestawu. — Masz w ogóle jakąś broń? — spytałam.
— Jakąś mam, dostaje się na starcie. — Trzymajta mnie, panie, przecież my tu kawał czasu już siedzimy. Anie zaczęły odrastać ucięte jeszcze w rzeczywistości włosy, zdołaliśmy wybudować osadę, a przecież tyle rzeczy jeszcze przed nami, że próba dostosowania się do sytuacji powinna być priorytetem, a nie liściem na wietrze, który sobie można machnąć i zdmuchnąć, gdy nie pasuje.
— Spotkałam się z osobnikami, które robiły z nią dziwne rzeczy — westchnęłam głośno. To zdecydowanie były niebezpieczne bronie, a wielu śmiałków i entuzjastów utraciło sporą część zdrowia na bzdurnej zabawie ze sztylecikami czy mieczami. Nigdy nie sądziłam, że w takiej sytuacji, którą przecież było przeniesienie wbrew woli do świata gry, skończymy w samym środku młodocianego burdelu. Bez przesadyzmu, moda ze sprawdzaniem czy przy szybkim przeciąganiu ostrza urwie sobie ktoś palec, już kilka tutejszych dzieciaków pozbawiło paru elementów.
— A tak, tak też może być. — Niemrawy ton dziewczyny wyrwał mnie z zamyślenia, brutalnie sprowadzając przez osnowę rzeczywistości prosto na spękaną od słońca wirtualną ziemię. Odmruknęłam coś niezrozumiałego pod nosem, czekając na dalsze wyjaśnienia dziewczyny, do których sama zainteresowana się nie kwapiła. Litości. — To jaką masz tą broń? — spytałam tonem, który wyraźnie wskazywał na moje zniecierpliwienie i zwielokrotnioną do sum astronomicznych irytację.
— Łuk i sztylet. — Resztkami silnej woli powstrzymałam ciche prychnięcie pod nosem. Standard, ale czy umiała się nim posługiwać to inna kwestia. łuk dobrze wróżył, dzięki niemu będzie w stanie swobodnie atakować potwory z dużego dystansu. Albo jeszcze lepiej, odciągać ich uwagę strzałami z dzwonkami albo innym asortymentem tego rodzaju. O, o tym też trzeba będzie pogadać z górą.
— Pomijając fakt, że zapewne nie do końca wiesz, jak się poruszać i czego unikać... Potrafisz chociaż używać broni? — spytałam z doskonale słyszalną wątpliwością w moim głosie. Dziewczyna ponownie uśmiechnęła się, a z każdą chwilą komizm sytuacji wzrastał, co irytowało mnie jeszcze bardziej.
— No, sztyletem można dźgać. Tak, najlepiej dźgać. Można też na upartego rzucić, ale to raczej nie jest podstawowe zadanie sztyletu. Tak myślę, ale gdyby ktoś coś... No tak, nieważne. A łuk, z łuku się strzela. Strzałami. — Twórco tej gry, tutejszy bogu, miej litość nade mną, albowiem zaraz sama ukatrupię tę dziewczynę, mordując ją swobodnie, delikatnie rozrywając mięsień po mięśniu, wyrywając paznokieć z palca po palcu.
— Strzałami, których nie masz? — zapytałam uprzejmie, naprawdę uprzejmie, starałam się utrzymać miły, przyjacielski ton, ale co po tym, jak moje oczy ciskały gromy? Mityczna Gorgona mogłaby uczyć się ode mnie zamieniać rozmówców w kamień, Selene z każdą chwilą coraz bardziej tężała, spinała się, aż w końcu westchnęłam głośno z irytacją, orientując się, że powinno nam lepiej pójść z praktyką. Nienawidziłam, gdy ludzie nie przechodzili od razu do konkretów, wyrywkowe podbieranie każdej informacji po trochu zabierało zbyt dużo cennego czasu
— Mam, znaczy! — Zajrzała do ekwipunku, ale najwidoczniej to ja miałam rację. — Znaczy, nie mam, ale... No... jak... Rzucę sztyletem! — Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy skrajne rozbawienie starło się w moim umyśle z bezgraniczną irytacją. To już nawet na moje nerwy było za dużo, ale z drugiej strony rozumiałam dziewczynę. W grze, której nie ogarnia, z ludźmi, których nie zna, poza ojczyzną, w której mówi po swojemu. Jej akcent i łamana angielszczyzna wyraźnie wskazywała, że z komunikacją tutaj będzie po cienkiej linii oporu. Z Polski chyba była, ale skoro się do Netting End dostała, to chociaż Wieśka zaliczyłaby! Produkt krajowy przecież, jedyny eksportowy czy coś...
— Zdajesz sobie sprawę, że jesteś zielona? — spytałam, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że dobijanie dziewczyny jej nie pomoże. — A zresztą, do rzeczy... — Podrapałam się po głowie, prosząc dziewczynę o chwilowe odłożenie broni na bok. Rozejrzałam się jeszcze na szybko, upewniając się, że żaden mechaniczny robot nie wyskoczy zaraz zza krzaka, żeby spróbować nas zeżreć.
No, dajesz, Luka, choć na nauczycielkę to ty pewnie kijowo się nadajesz, uczniów świętych byś potrzebowała, ale zawsze musi być ten pierwszy raz. Wciągnęłam głęboko do płuc powietrze, zastanawiając się jak zacząć. A przecież to było banalnie proste - od początku.
— Kilka prostych zasad, które pomogą ci ogarniać. Zasada pierwsza: Unikaj miejsc i sytuacji niebezpiecznych — wyrecytowałam formułkę z pamięci i przewróciłam oczami, słysząc rozbawione parsknięcie dziewczątka. — Nie śmiej się, to podstawa krav magi. Przede wszystkim zrobiłaś głupio, oddalając się na taką odległość od osady, tym bardziej, że ani systemu ogarniasz, ani mechanik. Ta sytuacja naprawdę mogła cię kosztować życie. Zasada druga: Jeżeli znajdziesz się w niebezpiecznym miejscu lub sytuacji, to zwiewaj w podskokach. To nie żart. — Spojrzałam na rozbawioną dziewczynę. — Jeżeli wejdziesz w otwartą konfrontację, masz o wiele mniejsze szanse przeżycia. Jeżeli istnieje jakakolwiek możliwość bezpiecznej drogi ucieczki, robisz to. Wiesz co powtarzają na wszystkich szkoleniach w kwestii bycia zakładnikiem, wejścia terrorystów? — spytałam, a potem kontynuowałam swobodnie, widząc przeczący ruch głową dziewczyny. — Że zgrywanie bohatera przypłaca się życiem i swoim, i osoby, którą chciało cię obronić, zwłaszcza w większości przypadków. Bilans wychodzi na minus dwa, zamiast jednego trupa, to raz. A inna sprawa, że to głupie, zwłaszcza, gdy nie wiesz, na jaki burdel w ogóle się porywasz. Odwaga jest spoko, ale nie powinno się jej mylić z głupotą i skrajną tępotą. Podobnie dobra gadka często balansuje po cienkiej linii między dobrym smakiem a totalną bucerą, ale to już jest temat na inną rozmowę. Zasada trzecia: Jeżeli znajdziesz się w miejscu lub sytuacji niebezpiecznej i nie możesz z niej uciec, to walczysz na całego. używasz wszystkie techniki, które znasz, każdy przedmiot, który może posłużyć ci za broń, nawet durny stary scyzoryk jest lepszy niż puste łapy. Nie powstrzymuj się, nie filozofuj, nie leć sama ze swoimi możliwościami i ograniczeniami w kulki, za duża szansa, że się pomylisz w obliczeniach i oberwiesz, a stąd łatwo się zawinąć w podskokach do nieba, kolejki pewnie kilometrowe, ale znowu nie o tym. Nawet jeżeli walczysz przeciwko ludziom — zignorowałam oburzone spojrzenie dziewczyny, oj, największą skazą tego świata i tak będą ludzie, będzie z nimi pewnie walczyła częściej, niż z robotami — jeżeli atakują ciebie, nie wahaj się skręcać karków. Oni tobie nie podarują słabszego kopniaka ze względu na płeć czy wiek. I ostatnia zasada, powiązana już z poprzednią, walcz na całego i nigdy nie stawiaj sobie ograniczeń, tym bardziej do popisania się, bo to może się źle skończyć.
— Wydajesz się coś o tym wiedzieć — zagaiła, poszerzając nieco uśmiech. Mała, irytująca gówniara, a jednak jej uśmiech miał w sobie coś porywczego, podobnie jak niebieskie oczy, które obecnie rozświetlały tańczące w nich iskierki rozbawienia i zainteresowania.
-To zasady krav magi. - Wzruszyłam ramionami. - Jak trenujesz normalne sztuki walki, to oczekujesz honoru, wyrobienia kondycji, mięśni, może poznania jakichś tajemnych układów i tak dalej, a krav maga to po prostu sposób na przeżycie w sytuacji, gdy szukasz jakiejkolwiek szansy. Nie masz zachowywać się honorowo, nie masz zasłaniać się jakimiś bzdurnymi regułkami, to coś, co za to pomoże ci w ciemnej uliczce, gdy napadnie cię jakiś dupek z nożem. Stosujemy system odruchów człowieka, wzmacniamy i podkręcamy na nowe obroty. Kopnięcia, dźwignie i tak dalej, ale głównym celem jest zapobiegnięcie atakowi, zanim w ogóle on nastąpi. Ale teraz przejdźmy do praktyki. - Przeszłam do części, która zdecydowanie bardziej interesowała dziewczynę. Pokazałam jej kilka ćwiczeń rozluźniających, opisałam mniej-więcej co powinna robić, jeżeli chciałaby wyrobić sobie lepszą kondycję, a przy tym wytłumaczyłam, gdzie mieszkam, jeżeli miałaby dalsze pytania. Następnie przeszłyśmy do ćwiczeń właściwych, starałam się mówić prosto, wolno i zrozumiale, przy okazji pokazując wszystko w czasie rzeczywistym. Omówiłyśmy kilka podstawowych sytuacji i wprowadziłam dziewczynę w to, jak powinna trzymać nóż, gdzie go chować i dlaczego niedostosowane do tego buty wyglądają dobrze na filmach, ale dosyć szybko rozwali sobie nogę bez odpowiednio doczepionej pochwy. I tak dalej, i tak dalej, ostatecznie całkiem sporo czasu upłynęło nam na podstawowych czynnościach tego rodzaju, ale zawsze większe prawdopodobieństwo, że dziewczyny nie czeka śmierć za rogiem z powodu jakiejś bzdurnej głupoty.
- Byłabym bardzo wdzięczna - odpowiedziała nieporadnie, a dopiero wtedy sobie uświadomiłam, z kim ją kojarzę. Z dzieckiem. Niższa ode mnie, oczy przetrącone jak u każdego bachora, a przy tym zerowy instynkt samozachowawczy, bo nie wiedziałam jak to nazwać inaczej. Skrajną... tępotą? Głupotą? Irytacją? Koniec z tym, zaraz po powrocie do prowizorycznej (albo nie całkiem, udało nam się wybudować naprawdę niezły zbiór chałup) osady, idę prosto do tego u góry. Albo tej u góry. I nie mam tu na myśli bogów bezpośrednio związanych z religią chrześcijańską, a jedynie przedstawicieli LL, którzy tutaj bawili się w rządzenie.
- Tak - wymamrotałam przez zaciśnięte zęby, przyglądając się dziewczynie. Chude to. Niskie to. Nieuważne to. Nierozważne też. Czyli szanse na przeżycie znowu maleją, tym bardziej, że dziewczyna miała na sobie typowy, podstawowy ekwipunek. Nie dość, że miał naprawdę badziewne statystyki i właściwie tylko marnował miejsce. Sporo ważył, a ciężar, który postać mogła udźwignąć, to przecież nie przelewki. Wolałam nawet nie zadawać pytań, ile ludzi zginęło "przy okazji", biorąc zbyt dużo rzeczy wypadających z mobów. Cóż, pewnie żadnej z nich nie donieśli do ostoi, bezpiecznej strefy, białej przystani czy jak kto tam zwał, to zwał. Pewnie bronie też miała z podstawowego zestawu. - Masz w ogóle jakąś broń? - spytałam.
- Jakąś mam, dostaje się na starcie. - Trzymajta mnie, panie, przecież my tu kawał czasu już siedzimy. Anie zaczęły odrastać ucięte jeszcze w rzeczywistości włosy, zdołaliśmy wybudować osadę, a przecież tyle rzeczy jeszcze przed nami, że próba dostosowania się do sytuacji powinna być priorytetem, a nie liściem na wietrze, który sobie można machnąć i zdmuchnąć, gdy nie pasuje.
- Spotkałam się z osobnikami, które robiły z nią dziwne rzeczy - westchnęłam głośno. To zdecydowanie były niebezpieczne bronie, a wielu śmiałków i entuzjastów utraciło sporą część zdrowia na bzdurnej zabawie ze sztylecikami czy mieczami. Nigdy nie sądziłam, że w takiej sytuacji, którą przecież było przeniesienie wbrew woli do świata gry, skończymy w samym środku młodocianego burdelu. Bez przesadyzmu, moda ze sprawdzaniem czy przy szybkim przeciąganiu ostrza urwie sobie ktoś palec, już kilka tutejszych dzieciaków pozbawiło paru elementów.
- A tak, tak też może być. - Niemrawy ton dziewczyny wyrwał mnie z zamyślenia, brutalnie sprowadzając przez osnowę rzeczywistości prosto na spękaną od słońca wirtualną ziemię. Odmruknęłam coś niezrozumiałego pod nosem, czekając na dalsze wyjaśnienia dziewczyny, do których sama zainteresowana się nie kwapiła. Litości. - To jaką masz tą broń? - spytałam tonem, który wyraźnie wskazywał na moje zniecierpliwienie i zwielokrotnioną do sum astronomicznych irytację.
- Łuk i sztylet. - Resztkami silnej woli powstrzymałam ciche prychnięcie pod nosem. Standard, ale czy umiała się nim posługiwać to inna kwestia. łuk dobrze wróżył, dzięki niemu będzie w stanie swobodnie atakować potwory z dużego dystansu. Albo jeszcze lepiej, odciągać ich uwagę strzałami z dzwonkami albo innym asortymentem tego rodzaju. O, o tym też trzeba będzie pogadać z górą.
- Pomijając fakt, że zapewne nie do końca wiesz, jak się poruszać i czego unikać... Potrafisz chociaż używać broni? - spytałam z doskonale słyszalną wątpliwością w moim głosie. Dziewczyna ponownie uśmiechnęła się, a z każdą chwilą komizm sytuacji wzrastał, co irytowało mnie jeszcze bardziej.
- No, sztyletem można dźgać. Tak, najlepiej dźgać. Można też na upartego rzucić, ale to raczej nie jest podstawowe zadanie sztyletu. Tak myślę, ale gdyby ktoś coś... No tak, nieważne. A łuk, z łuku się strzela. Strzałami. - Twórco tej gry, tutejszy bogu, miej litość nade mną, albowiem zaraz sama ukatrupię tę dziewczynę, mordując ją swobodnie, delikatnie rozrywając mięsień po mięśniu, wyrywając paznokieć z palca po palcu.
- Strzałami, których nie masz? - zapytałam uprzejmie, naprawdę uprzejmie, starałam się utrzymać miły, przyjacielski ton, ale co po tym, jak moje oczy ciskały gromy? Mityczna Gorgona mogłaby uczyć się ode mnie zamieniać rozmówców w kamień, Selene z każdą chwilą coraz bardziej tężała, spinała się, aż w końcu westchnęłam głośno z irytacją, orientując się, że powinno nam lepiej pójść z praktyką. Nienawidziłam, gdy ludzie nie przechodzili od razu do konkretów, wyrywkowe podbieranie każdej informacji po trochu zabierało zbyt dużo cennego czasu
- Mam, znaczy! - Zajrzała do ekwipunku, ale najwidoczniej to ja miałam rację. - Znaczy, nie mam, ale... No... jak... Rzucę sztyletem! - Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy skrajne rozbawienie starło się w moim umyśle z bezgraniczną irytacją. To już nawet na moje nerwy było za dużo, ale z drugiej strony rozumiałam dziewczynę. W grze, której nie ogarnia, z ludźmi, których nie zna, poza ojczyzną, w której mówi po swojemu. Jej akcent i łamana angielszczyzna wyraźnie wskazywała, że z komunikacją tutaj będzie po cienkiej linii oporu. Z Polski chyba była, ale skoro się do Netting End dostała, to chociaż Wieśka zaliczyłaby! Produkt krajowy przecież, jedyny eksportowy czy coś...
- Zdajesz sobie sprawę, że jesteś zielona? - spytałam, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że dobijanie dziewczyny jej nie pomoże. - A zresztą, do rzeczy... - Podrapałam się po głowie, prosząc dziewczynę o chwilowe odłożenie broni na bok. Rozejrzałam się jeszcze na szybko, upewniając się, że żaden mechaniczny robot nie wyskoczy zaraz zza krzaka, żeby spróbować nas zeżreć.
No, dajesz, Luka, choć na nauczycielkę to ty pewnie kijowo się nadajesz, uczniów świętych byś potrzebowała, ale zawsze musi być ten pierwszy raz. Wciągnęłam głęboko do płuc powietrze, zastanawiając się jak zacząć. A przecież to było banalnie proste - od początku.
- Kilka prostych zasad, które pomogą ci ogarniać. Zasada pierwsza: Unikaj miejsc i sytuacji niebezpiecznych - wyrecytowałam formułkę z pamięci i przewróciłam oczami, słysząc rozbawione parsknięcie dziewczątka. - Nie śmiej się, to podstawa krav magi. Przede wszystkim zrobiłaś głupio, oddalając się na taką odległość od osady, tym bardziej, że ani systemu ogarniasz, ani mechanik. Ta sytuacja naprawdę mogła cię kosztować życie. Zasada druga: Jeżeli znajdziesz się w niebezpiecznym miejscu lub sytuacji, to zwiewaj w podskokach. To nie żart. - Spojrzałam na rozbawioną dziewczynę. - Jeżeli wejdziesz w otwartą konfrontację, masz o wiele mniejsze szanse przeżycia. Jeżeli istnieje jakakolwiek możliwość bezpiecznej drogi ucieczki, robisz to. Wiesz co powtarzają na wszystkich szkoleniach w kwestii bycia zakładnikiem, wejścia terrorystów? - spytałam, a potem kontynuowałam swobodnie, widząc przeczący ruch głową dziewczyny. - Że zgrywanie bohatera przypłaca się życiem i swoim, i osoby, którą chciało cię obronić, zwłaszcza w większości przypadków. Bilans wychodzi na minus dwa, zamiast jednego trupa, to raz. A inna sprawa, że to głupie, zwłaszcza, gdy nie wiesz, na jaki burdel w ogóle się porywasz. Odwaga jest spoko, ale nie powinno się jej mylić z głupotą i skrajną tępotą. Podobnie dobra gadka często balansuje po cienkiej linii między dobrym smakiem a totalną bucerą, ale to już jest temat na inną rozmowę. Zasada trzecia: Jeżeli znajdziesz się w miejscu lub sytuacji niebezpiecznej i nie możesz z niej uciec, to walczysz na całego. używasz wszystkie techniki, które znasz, każdy przedmiot, który może posłużyć ci za broń, nawet durny stary scyzoryk jest lepszy niż puste łapy. Nie powstrzymuj się, nie filozofuj, nie leć sama ze swoimi możliwościami i ograniczeniami w kulki, za duża szansa, że się pomylisz w obliczeniach i oberwiesz, a stąd łatwo się zawinąć w podskokach do nieba, kolejki pewnie kilometrowe, ale znowu nie o tym. Nawet jeżeli walczysz przeciwko ludziom - zignorowałam oburzone spojrzenie dziewczyny, oj, największą skazą tego świata i tak będą ludzie, będzie z nimi pewnie walczyła częściej, niż z robotami - jeżeli atakują ciebie, nie wahaj się skręcać karków. Oni tobie nie podarują słabszego kopniaka ze względu na płeć czy wiek. I ostatnia zasada, powiązana już z poprzednią, walcz na całego i nigdy nie stawiaj sobie ograniczeń, tym bardziej do popisania się, bo to może się źle skończyć.
- Wydajesz się coś o tym wiedzieć - zagaiła, poszerzając nieco uśmiech. Mała, irytująca gówniara, a jednak jej uśmiech miał w sobie coś porywczego, podobnie jak niebieskie oczy, które obecnie rozświetlały tańczące w nich iskierki rozbawienia i zainteresowania.
< Selene? >
To ja szepnę, że mi się na howrse nie zmieściło i słałam w dwóch wiadomościach, a to jest tylko ta maciupeńka mniejsza. :<
OdpowiedzUsuń