Od Wuwei Do Jennie

Jak wbijać poziomy. No najlepiej, walka. Ale kurcze szkoda, że nikogo nie było obok mnie. Zapewne o wiele lepiej walczyło się w grupce kilku osób, co najmniej dwóch. Szybciej się zabijało potworki, więc szybciej tez się wbijało poziomy. Co prawda tak zwany exp szedł na te dwie osoby – albo więcej – ale cóż z tego? Chodziło o szybkość. Mi zależało na szybkim wbijaniu, żeby być coraz silniejszą. Co nie co sobie wbiłam, ale musiałam zakończyć, gdy skończyły mi się trzy tuziny strzał. Czasami jednak nie było tak, iż wystrzeliłam jedną i już od razu potwór zabity. Czasami były potrzebne dwie, trzy a nawet i sześć plus sztylety szły w akcję. To było jasne, że będąc samemu, trzeba wykorzystywać wszystko co się ma pod ręką. Nawet, jak się nie potrafi zbyt dobrze innymi rzeczami posługiwać.
Usiadłam na trawie ze zmęczenia. O ile to w ogóle była trawa, a nie trawo podobne coś. A zapewne to było właśnie to drugie. Odłożyłam łuk i kołczan z trzema ostatnimi strzałami, ale nie mogłabym ich już użyć. Były – niestety – zepsute. Więc po prostu mogłabym je wyrzucić, albo oddać komuś, bo po kij mi one? A może właśnie temu komuś by się w czymś przydały? Może by potrafili sobie je naprawić i użyc ich, a tutaj rzadko kiedy ktoś dawał ot tak komukolwiek cokolwiek. Nie ważne, czy to byłoby zepsute, czy nie. 
Wzięłam swoje rzeczy i skierowałam się w stronę miasta, w którym mogłabym dostać strzały. Pracowałam u jednego z NPCów w zamian za to, że będę mogła zamiast samej zapłaty otrzymywać kilka tuzinów strzał. Zgodził się, oczywiście jak zwykle, doszło do negocjacji. Wyszłam na tym bardzo dobrze, bowiem nauczyłam się już z nimi negocjować… A do tego strzały nie mało tez kosztowały, więc opłacało mi się wziął kilka ich tuzinów, zamiast wynagrodzenia. Postanowiłam jednak, że nie po przestanę tylko na tej pracy. Kiedyś na pewno ją zmienię, bo nie warto pozostawać ciągle w miejscu. Trzeba iść do przodu, tak jak ja to właśnie robiłam. 
***
- Witam. – powiedziałam z uśmiechem na twarzy. NPC jak NPC, niby się uśmiechał, a niby się nie uśmiechał. Kij wie, co to oni robią i czy robią to jako tako szczerze, czy tylko po to, by nam uprzykrzyć życie w tej jakże „fascynującej” grze… A może SA zaprogramowani tak, aby z każdym porozmawiać, aby każdego poznać, rozpoznać co robi na co dzień, jak i kiedy zdobywa poziomy… Może właśnie w taki sposób Twórca Gry nas próbuje wyśledzić? Zbadać teren, a potem zaatakować. 
- Co podać? – zapytał. 
- To, co zawsze. Pięć tuzinów strzał – odparłam. 
- Po co Panience aż tyle? 
Super, zaczynało się. Co z tego, ze co chwila tutaj przychodziłam. Co z tego, że za każdym razem mówiłam po co mi aż tyle. Za każdym razem, zawsze, musiała się powtarzać. Mogliby się odnowić, coś ze sobą kuźwa zrobić, a nie mi tu głowę zawracać zbędnymi pytaniami. Strasznie łatwo przy nich się denerwowałam. Ale musiałam się jako tako tez powstrzymywać. Raz się zdenerwowałam tak, że wyproszono mnie ze sklepu i zakazano wstępu. To było jednak lekko upokarzające, żeby nie było, że nie… Bo ludzie się na mnie gapili, jakby nie mieli co robić ze swoim, jakże mało atrakcyjnym, życiem. 
- Wbijać poziom – odparłam. 
- Aż tyle nie jest potrzebne. 
- Jest, jak się zużywa tyle co ja. 
- Proszę, aby Panienka zużywała ich mniej. 
- A ja proszę, abyś nie zadawał głupich pytań. 
Na tym myślałam, że nasza rozmowa się zakończy, ale gdzie tam! 
- Odpowiedź niezrozumiała. Proszę powtórzyć. 
Pierwszy raz coś takiego usłyszałam. A może jakiś wirusem się wdał? Nie nie nie, bo w tedy byłby pewno jakiś alarm! Zaciekawiło mnie też, co by się z nami stało, jakby tak… Dosyć!
- Dobra, wezmę cztery tuziny, pasuje? – zapytałam w końcu. 
- Dwa. 
- Trzy i ani jednej strzały mnie – zakończyłam. 
NPC poszedł na zaplecze, a następnie przyniósł mi 36 strzał. Wzięłam je i zaczęłam oglądać. Nie wiedzieć dlaczego, zawszy przy ich kupnie tak robiłam. Chyba dlatego by zobaczyć, czy aby nie ma zepsutych. Niestety, nie zawsze potrafiłam dostrzec te zepsute w porę… Ale ważne, że w końcu się je dostrzegał, a co!. Wyszłam ze sklepu dziękując i żegnając się słowami, które zawsze używałam, czyli „do zobaczenia”. Szkoda, że nigdy nie dostawałam żadnej odpowiedzi. Żadnego uśmiechu w moją stronę. To jasne, że tu wrócę, ale dlaczego… Oni są tacy… głupi. 
***
Zbliżałam się do miasta. Zaciekawił mnie fakt, że nie wiedząc dlaczego, jakieś gromadki ludzie zaczęły się zbierać. Podeszłam do jednej z nich i zaczęłam pytać ludzie o co chodzi, ale żaden z nich mi nie chciał odpowiedzieć na to moje jakże nie ciekawe pytanie… Odeszłam i skierowałem się do innej grupki. Zapytałam jakiejś dziewczyny. 
- Nie wiem, też chciałabym się dowiedzieć… - odparła mi. 
Dobrze, że w ogóle cokolwiek mi odpowiedziała! Bo z tymi tutaj to raczej ciężko by się rozmawiało. Ba, z nimi w ogóle ciężko się rozmawiało! 
- Ehh, chyba nie warto słuchać… - odparłam niby do siebie, niby do niej, niby w ogóle do wszystkich innych. Spojrzała na mnie. 
- Niby nie, ale warto wiedzieć co się dzieje – odparła. 
Odeszłam od niej, miałam w nosie ludzi. Ludzie mnie unikali, nie odpowiadali, to po co ja im? Ale nie dane mi było być w samotności, bo rozglądając się tak dookoła, wpadłam na jakąś dziwną dziewczynę. Większość jej kolorów to były niebieskie, oczywiste, ze w różnych odcieniach. Do tego ta strasznie duża włócznia. Kurna, skąd ona wytrzasnęła takie duże bydle!? 
- Niezła włócznia – powiedziałam, uprzednio przepraszając, ze wpadłam na nią. 
- Niezły łuk – odpowiedziała mi. 
Uśmiechnęłam się do niej. 
- Dzięki 
- I ja również. 
- Jestem Wei, nick Wuwei – powiedziałam, wyciągając do niej rękę. – Błagam, nie pytaj dlaczego mam taki nick. – dodałam. 
- Jennie – powiedziała, witając się ze mną – Dlaczego masz taki nick? – zapytała ze śmiechem. 
Również i ja zaczęłam się śmiać. Nie wiem dlaczego to zrobiłam. Po prostu, ot tak. Jak to mówią, śmiech to zdrowie, czyż nie? Więc powinnam być przez cały czas zdrowa. Może jak będę się więcej śmiała, to będę dłużej żyła w tej głupiej grze? Może nie zaciukają mnie zbyt szybko?

<Jennie>

Komentarze