Od Serenity CD TaeMinnie, Isil
Odetchnęłam z lekkiego zmęczenia. Szlag, nie jestem wystarczająco silna, jeszcze, muszę wzmacniać statystyki na bieżąco. Spojrzałam na statystyki: serio, tylko tyle doświadczenia?! Bezczelność, nie wbiłam poziomu a było nawet blisko do celu. Takie bydle a tak mało exp'a.
Usłyszałam jak dwójka obcych postaci schodzi z drzew, więc najpewniej koczowali na gałęziach w ramach ucieczki od robotopodobnego byka. Odwróciłam się w ich kierunku. Chociaż było ciemno, widziałam ich, oraz rysy twarzy.
-Nic wam nie jest?- Zapytałam nie ruszając się z miejsca chowając miecz.
-Nie, poza małym cykorem- zaśmiała się nerwowo dziewczyna.- W sumie, gdyby nie ty, to chyba rozwaliliby drzewa i...
-Mieliście szczęście, że byłam w pobliżu- wypuściłam powietrze. Przynajmniej byli cali, nie stracimy kolejnej pary graczy.
-Tak właściwie, co tu robisz?-Zapytała się powoli uspokajając.
-Tylko zbieram doświadczenie na następne etapy rozwoju postaci- ucięłam krótko temat. Dopiero teraz spojrzałam na jej towarzysza. Jego akurat kojarzyłam z widzenia.- Widziałam cię, jak przechodziłeś dziś w bramie areny podczas walk. Mimo, że jesteś wojownikiem- dodałam kąśliwie. Od razu podniósł ręce w geście obronnym.
-Nie byłem skłonny do potyczek z dziś.
-Mniejsza oto. Czy wyjaśnicie mi, po licho zapuściliście się tak daleko bez wiedzy o terenie o maszynach?- Zapytałam w miarę spokojnie pocierając opuszkami palców czoło. Próbowałam wymyślić sensowne wytłumaczenie tych lowelasów, jednak nic mi nie przychodziło do głowy.
-Noo, tak jakoś wyszło- wymamrotała towarzyszka walczącego drapiąc się nerwowo po głowie. Spojrzałam wymownie na tamtego, on za to milczał. Wzruszyłam ramionami, jak nie chcą gadać to nic mi do tego.
-Wracajcie do miasta, o tej porze robi się bardziej niebezpieczniej, roi się od przeciwników.
Przemilczałam sytuację z popołudnia, gdzie grupa graczy poszła na żywioł, dokładniej na łowy poziomów. Sęk w tym, że nie przewidzieli grupowego przejścia wrogów, która z łatwością ich pokonała, przez co straciliśmy czwórkę z powoli zmniejszającej się ludności. Przez czystą głupotę. Wolałam nie wypowiadać się nad ich brakiem przemyślenia każdej decyzji, ponoć tak działa selekcja naturalna...
Spojrzałam na nich znowu, nawet się nie ruszyli z miejsca, jedyne co to patrzyli na mnie w osłupieniu.
-Czemu jeszcze nie idziecie?- Zapytałam opierając dłoń na swoim biodrze.
-A... co z tobą?- Zapytali się wręcz chórem. Leciutko się uśmiechnęłam.
-Mądrze zbieram procenty.
-Nie boisz się ataku?
-Jestem przygotowana na wszystko- ucięłam.- A wy? Zabierz swoją dziewczynę, macie bezpiecznie dojść do swoich lokum.
-To nie jest mój/ moja chłopak/ dziewczyna!- Krzyknęli chórem, znowu. Niezła synchronizacja, nie powiem.
Westchnęłam kręcąc głową. Nie dowierzałam nad rozwinięciem sytuacji. Przeboleje dzisiejsze nocne wbijanie level'a, nie możemy stracić znowu ludzi przez durnowate postępowania. ZNOWU. Nie na mojej warcie.
-Wracacie ze mną, przynajmniej będę miała pewność, że cali będziecie w swoich kwaterach- powiedziałam odwracając się do nich plecami. Spojrzałam na nich zza ramienia.- Tylko się pospieszcie.
-Damy sobie radę sami, we dwoje- wymruczał patrząc w bok chłopak. Przewróciłam oczyma.
-Właśnie widziałam- odparłam lekko kąśliwie.
-To tylko jednorazowa sytuacja!
-Jak uważasz...
-Ale naprawdę, poradzimy sobie- próbowała załagodzić dziewoja. Natychmiast się odwróciłam i, wyciągając sztylet z niewidocznej dla innych wnęki w zbroi, rzuciłam go dosłownie kilka centymetrów nad ramieniem chłopaka.
-Co to było?!- Podniósł głos z zaskoczenia. Zaraz wszyscy usłyszeliśmy trzask i pisk w zębatkach, by zaraz po tym ciężki upadek czegoś na podłoże.
-Ratunek- mruknęłam. Parę metrów za nimi leżało cielsko wilczego robota. Teraz od razu potulnie, niczym owieczki, poszły za mną ku bezpiecznej strefie. Ta, teraz szłam jako ich ochroniarz.
<Tae, Isil?>
Usłyszałam jak dwójka obcych postaci schodzi z drzew, więc najpewniej koczowali na gałęziach w ramach ucieczki od robotopodobnego byka. Odwróciłam się w ich kierunku. Chociaż było ciemno, widziałam ich, oraz rysy twarzy.
-Nic wam nie jest?- Zapytałam nie ruszając się z miejsca chowając miecz.
-Nie, poza małym cykorem- zaśmiała się nerwowo dziewczyna.- W sumie, gdyby nie ty, to chyba rozwaliliby drzewa i...
-Mieliście szczęście, że byłam w pobliżu- wypuściłam powietrze. Przynajmniej byli cali, nie stracimy kolejnej pary graczy.
-Tak właściwie, co tu robisz?-Zapytała się powoli uspokajając.
-Tylko zbieram doświadczenie na następne etapy rozwoju postaci- ucięłam krótko temat. Dopiero teraz spojrzałam na jej towarzysza. Jego akurat kojarzyłam z widzenia.- Widziałam cię, jak przechodziłeś dziś w bramie areny podczas walk. Mimo, że jesteś wojownikiem- dodałam kąśliwie. Od razu podniósł ręce w geście obronnym.
-Nie byłem skłonny do potyczek z dziś.
-Mniejsza oto. Czy wyjaśnicie mi, po licho zapuściliście się tak daleko bez wiedzy o terenie o maszynach?- Zapytałam w miarę spokojnie pocierając opuszkami palców czoło. Próbowałam wymyślić sensowne wytłumaczenie tych lowelasów, jednak nic mi nie przychodziło do głowy.
-Noo, tak jakoś wyszło- wymamrotała towarzyszka walczącego drapiąc się nerwowo po głowie. Spojrzałam wymownie na tamtego, on za to milczał. Wzruszyłam ramionami, jak nie chcą gadać to nic mi do tego.
-Wracajcie do miasta, o tej porze robi się bardziej niebezpieczniej, roi się od przeciwników.
Przemilczałam sytuację z popołudnia, gdzie grupa graczy poszła na żywioł, dokładniej na łowy poziomów. Sęk w tym, że nie przewidzieli grupowego przejścia wrogów, która z łatwością ich pokonała, przez co straciliśmy czwórkę z powoli zmniejszającej się ludności. Przez czystą głupotę. Wolałam nie wypowiadać się nad ich brakiem przemyślenia każdej decyzji, ponoć tak działa selekcja naturalna...
Spojrzałam na nich znowu, nawet się nie ruszyli z miejsca, jedyne co to patrzyli na mnie w osłupieniu.
-Czemu jeszcze nie idziecie?- Zapytałam opierając dłoń na swoim biodrze.
-A... co z tobą?- Zapytali się wręcz chórem. Leciutko się uśmiechnęłam.
-Mądrze zbieram procenty.
-Nie boisz się ataku?
-Jestem przygotowana na wszystko- ucięłam.- A wy? Zabierz swoją dziewczynę, macie bezpiecznie dojść do swoich lokum.
-To nie jest mój/ moja chłopak/ dziewczyna!- Krzyknęli chórem, znowu. Niezła synchronizacja, nie powiem.
Westchnęłam kręcąc głową. Nie dowierzałam nad rozwinięciem sytuacji. Przeboleje dzisiejsze nocne wbijanie level'a, nie możemy stracić znowu ludzi przez durnowate postępowania. ZNOWU. Nie na mojej warcie.
-Wracacie ze mną, przynajmniej będę miała pewność, że cali będziecie w swoich kwaterach- powiedziałam odwracając się do nich plecami. Spojrzałam na nich zza ramienia.- Tylko się pospieszcie.
-Damy sobie radę sami, we dwoje- wymruczał patrząc w bok chłopak. Przewróciłam oczyma.
-Właśnie widziałam- odparłam lekko kąśliwie.
-To tylko jednorazowa sytuacja!
-Jak uważasz...
-Ale naprawdę, poradzimy sobie- próbowała załagodzić dziewoja. Natychmiast się odwróciłam i, wyciągając sztylet z niewidocznej dla innych wnęki w zbroi, rzuciłam go dosłownie kilka centymetrów nad ramieniem chłopaka.
-Co to było?!- Podniósł głos z zaskoczenia. Zaraz wszyscy usłyszeliśmy trzask i pisk w zębatkach, by zaraz po tym ciężki upadek czegoś na podłoże.
-Ratunek- mruknęłam. Parę metrów za nimi leżało cielsko wilczego robota. Teraz od razu potulnie, niczym owieczki, poszły za mną ku bezpiecznej strefie. Ta, teraz szłam jako ich ochroniarz.
<Tae, Isil?>
Komentarze
Prześlij komentarz