Od Luki CD Mercenarego
Przyjrzałam się chłopakowi. Nienaganna postawa, wyprostowane plecy, uśmiech jak u drapieżnika, a przy tym mimo wszystko jakaś chłopięca nutka nastoletniego buntu, wciąż czająca się w roziskrzonych, niebieskich oczach.
– Dzień dobry. Nic z tych rzeczy, chciałem się upewnić co ma pani do zaoferowania. – Chyba wszystkie aparaty świata, programy do robienia ss i tak dalej, nie uchwyciłyby prawdziwej istoty mojej miny, która aktualnie musiała zdobić moją twarz. Panie, stolarka, naprawianie lub tworzenie, czego pan chcesz więcej? Westchnęłam, wznosząc w duchu oczy w teorii ku niebu, w praktyce ku wirtualnemu sufitowi. Za jakiego grzechy...?
– A czego spodziewa się... – Tutaj się zacięłam delikatnie, ale zaraz wypaliłam, stwierdzając, że co mi szkodzi. – Pan u rzemieślnika? – Dobra, Kim, tylko na tyle cię stać? Żeby cię w grze umieścić to jedno, ale żeby język stępić? Mój rozmówca uśmiechnął się połowiczniee, krzyżując ręce. Uniosłam brwi, rozkładając pytająco dłonie. Konkrety, koleś, konkrety.
– Spodziewam się odnaleźć tu kogoś, to miałby ochotę na zawarcie coś na miarę sojuszu. Choć "przyjaźń" brzmi nieco lepiej. – Prychnęłam pod nosem, przewracając oczami. Idea zacna. Niecna, ale zacna. Nie żebym wątpiła w powodzenie wspaniałej misji tutejszego episkopatu niesienia nadziei (albo leding coś tam, jak szlachetnie ich nazwano), ale (wątpiłam, jak ja strasznie wątpiłam, to logicznie nie miała prawa się kupy trzymać) cuda się zdarzą (jestem w grze komputerowej, to już o czymś świadczy).
– Szkrabie, ja mam robotę do wykonania. Poszukaj sobie bratniej duszy poza tymi progami. – Zaśmiałam się pod nosem, wracając wzrokiem do sterty zapisków. Pomyślmy, dzieciak nie mówi aż takich głupot. Zapamiętać, szepnąć tu i ówdzie o kimś do zbierania agro, przywódcy (jak mi to nie chciało przejść przez gardło) ostatecznie mogliby zacząć coś załatwiać w tej kwestii. Ugh, trzeba wziąć się w końcu do roboty i rozpocząć jakiekolwiek ćwierkanie pomysłami, byle coś się ruszyło. Chłopak usiadł na pobliskim krześle, co zdecydowałam się zignorować. Wzięłam ołówek do ręki, zaczynając przygryzać końcówkę, intensywnie myśląc. To by się mogło udać. Bardziej zorganizowany system, nastawiony na podbijanie levelu u osób z największą szansą na zabicie bossa. Z czego należało powoli wykształcać już jakieś struktury społeczne, bo to, co aktualnie mieliśmy, w gruncie rzeczy należało to bardziej prymitywnych środowisk. Powinniśmy zwiedzać, znajdować, odkrywać, a przynajmniej powoli dowiadywać się więcej o tym świecie. Zmarnowaliśmy zbyt dużo czasu, tym bardziej, że nadal nie wiedzieliśmy, jaki jest stosunek dni w grze do świata realnego. Dzień tutaj równy dniu tam? Pory dnia były ze sobą zbieżne? Co z różnicą stref czasowych? Jak sprawa przedstawiała się na innych serwerach, przecież nie mogli wziąć nas wszystkich na jeden, jaki system im by to wytrzymał...? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi. Zaczęłam stukać paznokciami lewej ręki o blat, prawą przekładając kartki notatek. Pora uzupełnić dziennik i zacząć pomyśleć, jakby tu lepszy byt wyciągnąć. Czynniki były trzy: jakość, cena, marketing. W teorii mogłam bezproblemowo próbować się wybić na najlepszych materiałach, w praktyce - były one na trudniej dostępnych terenach, no i nadal nie znaliśmy mechaniki gry na tyle dobrze, żeby ogarnąć, jak daleko sięgały pewne granice. Czy możemy tworzyć wyłącznie na podstawie zaimplementowanych w grze schematów? A może wszystko działa jak kreator postaci, pozwalając na samodzielne dostosowanie? Zapamiętać, zapisać, zbadać.
– Zamierzasz siedzieć tu do wieczora? – Przewróciłam oczami.
– Tak właściwie... To i tak nie mam nic lepszego do roboty. – Uśmiechnął się szeroko, miałam ochotę jęknąć wręcz. – Zwę się Mercenary. Zdradzisz mi swój nick/imię, panienko?
– Panienko – prychnęłam z niedowierzaniem. Panienko. Czy ja wyglądam na pitoloną małolatę?! – Widzisz, jakoś niespecjalnie widzę powód dla którego moje imię czy login byłyby ci potrzebne. Skoro wiesz gdzie pracuję, będziesz wiedział gdzie zmierzać w razie potrzeby.
– W razie potrzeby otrzymania rady od przyjaciółki? – Znów wyszczerzył zęby.
Westchnęłam krótko, wzruszając ramionami. Jednak po chwili wpadł mi do głowy pomysł. Pochyliłam się bardziej w stronę chłopaka, opierając dłonie na ladzie.
– Co powiesz na drobną umowę? Powiem ci mój login, jeżeli coś dla mnie zrobisz. – Uśmiechnęłam się z zadowoleniem, dostrzegając błysk zainteresowania w jego oczach. – Podskoczysz do tych małolat z góry i szepniesz, że potrzebujemy znaleźć expowisko, znaleźć ludzi do lurowania mobów i ruszyć stąd tyłek, bo póki co, jesteśmy jak sardynki w puszcze. – Skrzywiłam się. Wystarczyłoby, żeby jakakolwiek maszyna wbiła do środa osad i, bądźmy szczerzy, większość z nas byłaby martwa. – Umowa stoi?
<Mercuś! :)>
– Dzień dobry. Nic z tych rzeczy, chciałem się upewnić co ma pani do zaoferowania. – Chyba wszystkie aparaty świata, programy do robienia ss i tak dalej, nie uchwyciłyby prawdziwej istoty mojej miny, która aktualnie musiała zdobić moją twarz. Panie, stolarka, naprawianie lub tworzenie, czego pan chcesz więcej? Westchnęłam, wznosząc w duchu oczy w teorii ku niebu, w praktyce ku wirtualnemu sufitowi. Za jakiego grzechy...?
– A czego spodziewa się... – Tutaj się zacięłam delikatnie, ale zaraz wypaliłam, stwierdzając, że co mi szkodzi. – Pan u rzemieślnika? – Dobra, Kim, tylko na tyle cię stać? Żeby cię w grze umieścić to jedno, ale żeby język stępić? Mój rozmówca uśmiechnął się połowiczniee, krzyżując ręce. Uniosłam brwi, rozkładając pytająco dłonie. Konkrety, koleś, konkrety.
– Spodziewam się odnaleźć tu kogoś, to miałby ochotę na zawarcie coś na miarę sojuszu. Choć "przyjaźń" brzmi nieco lepiej. – Prychnęłam pod nosem, przewracając oczami. Idea zacna. Niecna, ale zacna. Nie żebym wątpiła w powodzenie wspaniałej misji tutejszego episkopatu niesienia nadziei (albo leding coś tam, jak szlachetnie ich nazwano), ale (wątpiłam, jak ja strasznie wątpiłam, to logicznie nie miała prawa się kupy trzymać) cuda się zdarzą (jestem w grze komputerowej, to już o czymś świadczy).
– Szkrabie, ja mam robotę do wykonania. Poszukaj sobie bratniej duszy poza tymi progami. – Zaśmiałam się pod nosem, wracając wzrokiem do sterty zapisków. Pomyślmy, dzieciak nie mówi aż takich głupot. Zapamiętać, szepnąć tu i ówdzie o kimś do zbierania agro, przywódcy (jak mi to nie chciało przejść przez gardło) ostatecznie mogliby zacząć coś załatwiać w tej kwestii. Ugh, trzeba wziąć się w końcu do roboty i rozpocząć jakiekolwiek ćwierkanie pomysłami, byle coś się ruszyło. Chłopak usiadł na pobliskim krześle, co zdecydowałam się zignorować. Wzięłam ołówek do ręki, zaczynając przygryzać końcówkę, intensywnie myśląc. To by się mogło udać. Bardziej zorganizowany system, nastawiony na podbijanie levelu u osób z największą szansą na zabicie bossa. Z czego należało powoli wykształcać już jakieś struktury społeczne, bo to, co aktualnie mieliśmy, w gruncie rzeczy należało to bardziej prymitywnych środowisk. Powinniśmy zwiedzać, znajdować, odkrywać, a przynajmniej powoli dowiadywać się więcej o tym świecie. Zmarnowaliśmy zbyt dużo czasu, tym bardziej, że nadal nie wiedzieliśmy, jaki jest stosunek dni w grze do świata realnego. Dzień tutaj równy dniu tam? Pory dnia były ze sobą zbieżne? Co z różnicą stref czasowych? Jak sprawa przedstawiała się na innych serwerach, przecież nie mogli wziąć nas wszystkich na jeden, jaki system im by to wytrzymał...? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi. Zaczęłam stukać paznokciami lewej ręki o blat, prawą przekładając kartki notatek. Pora uzupełnić dziennik i zacząć pomyśleć, jakby tu lepszy byt wyciągnąć. Czynniki były trzy: jakość, cena, marketing. W teorii mogłam bezproblemowo próbować się wybić na najlepszych materiałach, w praktyce - były one na trudniej dostępnych terenach, no i nadal nie znaliśmy mechaniki gry na tyle dobrze, żeby ogarnąć, jak daleko sięgały pewne granice. Czy możemy tworzyć wyłącznie na podstawie zaimplementowanych w grze schematów? A może wszystko działa jak kreator postaci, pozwalając na samodzielne dostosowanie? Zapamiętać, zapisać, zbadać.
– Zamierzasz siedzieć tu do wieczora? – Przewróciłam oczami.
– Tak właściwie... To i tak nie mam nic lepszego do roboty. – Uśmiechnął się szeroko, miałam ochotę jęknąć wręcz. – Zwę się Mercenary. Zdradzisz mi swój nick/imię, panienko?
– Panienko – prychnęłam z niedowierzaniem. Panienko. Czy ja wyglądam na pitoloną małolatę?! – Widzisz, jakoś niespecjalnie widzę powód dla którego moje imię czy login byłyby ci potrzebne. Skoro wiesz gdzie pracuję, będziesz wiedział gdzie zmierzać w razie potrzeby.
– W razie potrzeby otrzymania rady od przyjaciółki? – Znów wyszczerzył zęby.
Westchnęłam krótko, wzruszając ramionami. Jednak po chwili wpadł mi do głowy pomysł. Pochyliłam się bardziej w stronę chłopaka, opierając dłonie na ladzie.
– Co powiesz na drobną umowę? Powiem ci mój login, jeżeli coś dla mnie zrobisz. – Uśmiechnęłam się z zadowoleniem, dostrzegając błysk zainteresowania w jego oczach. – Podskoczysz do tych małolat z góry i szepniesz, że potrzebujemy znaleźć expowisko, znaleźć ludzi do lurowania mobów i ruszyć stąd tyłek, bo póki co, jesteśmy jak sardynki w puszcze. – Skrzywiłam się. Wystarczyłoby, żeby jakakolwiek maszyna wbiła do środa osad i, bądźmy szczerzy, większość z nas byłaby martwa. – Umowa stoi?
<Mercuś! :)>
Komentarze
Prześlij komentarz